(Różowa Pantera - piosenka z kreskówki)
***
"Utrzymany w formie listu otwartego
wiersz o tym, że problemy dzieci
należy traktować poważnie"
Chciałbym bezwzględnie stwierdzić
W imieniu własnym i Jacka,
Że całe "Dzieci z Bullerbyn"
To fikcja literacka.
Tym samym stwierdzić chcemy,
Że myli się, kto sądzi,
Że największe problemy
To: zarost, seks, czy trądzik.
Bo również los maluchów
Jest podle byle jaki...
Kogo nie gryzą pieluchy,
Kogo nie męczą mleczaki,
Kto się nie dławi serkiem,
Nie daje buzi dziadkom,
Nie bawi się wiadrekiem,
Nie rani sie łopatką,
Kogo tabuny ciotek
Nie obnoszą na rękach
I komu od grzechotek
Po prostu łeb nie pęka,
I komu niania Hanna
Nie śpiewa: "Ti, ti! Kicia",
I kogo nie mdli manna,
Ten, kujwa*, nie zna życia!
*Eufemizacja przez zamianę jednej głoski; nagłos i wygłos
zostają, dzięki czemu łatwo rozpoznac całość ("Słownik
eufemizmów polskich", PWN 1998, poz. 1942., s. 214.)
Artur Andrus
***
czytam, czytam, czytam Wasze komentarze i oczy przecieram ze zdumienia.
nie rozumiem, jak mogłabym nie powiedzieć Giancarlowi, że choruję.
miałabym zataić?
eee...
12 lat temu
jak nie rozumiesz to nie zrozumiesz pozdrawiam i życzę duuuuużo zdrowia szkoda słów.
OdpowiedzUsuńwyzdrowiej i tyle:)
Ano... po wyjściu ze szpitala przez miesiąc przyjmowałem morfinę. Zaprzestałem, kiedy moja córcia powiedziała, że najbardziej czego chce na świecie, to żebym był zdrowy. Wtedy postanowiłem walczyć. Dzieci potrafią kochać bezkrytycznie i szczerze. Ich miłość bywa jak kajdany które nas więżą w tym łez padole...
OdpowiedzUsuńnie kokietuj, bo dobrze wiesz że tabun idiotek utwierdzi Cię w przekonaniu, że jesteś wspaniałą matka i wspaniale postepujesz ze swoim synkiem, a prawda jaka jest sama wiesz..
OdpowiedzUsuńJuż kiedyś napisałam,że mądrze wychowujesz swojego synka.
OdpowiedzUsuńMaria
Zapewne dla tzw. "dobra dziecka" miałabyś robić dobrą minę do złej gry, klepać Syna po ramionach i powtarzać "wszystko dobrze synku!, mamusia tylko ma gorszy dzień...". A potem żyjąc w takiej ambiwalencji, by nie rzec - obłudzie, mogłabyś sobie w przypływie depresji, tudzież desperacji, strzelić w łeb.
OdpowiedzUsuńI pewnie dla wielu zwolenników "lukrowanego dzieciństwa" taka opcja byłaby bardziej do przyjęcia, niż traktowanie dziecka jak myślącego Człowieka. Desperację by Ci zapewne wybaczono. Szczerości - jak widać, nie bardzo.
Ehhh...
Równolatka
Nie pisałam u Ciebie od kilku tygodni, bo... bo właśnie tak.
OdpowiedzUsuńBo tak mnie wkujwiają piszący tu niektórzy ludzie, że aż nie chce mi się z nimi gadac. Dana, a Ty Kobieto lepiej zamilknij, bo jak do Ciebie napiszę, to marny będzie Twój los!
Ulżyło mi, a teraz odsłuchaj pocztę i wydaj dyspozycję:) całuję, ściskam i takie tam inne miłe...
Nawet mowy nie ma! Moja Córka ma lat 5 , ja jestem nieuleczalnie chora, ma przełożoną na swój 5-letni rozumek wizję mojego odejścia. Nie zatruwam Jej tematem, cieszymy się każdą lepszą chwilą, przytulam na zapas, kocham na zapas. Gdy jest lepiej zachłystujemy się tymi chwilami, spędzamy bardziej ,mobilnie, czas. Jak odejdę, to kto ma Jej wyjaśnić ,co się stało?
OdpowiedzUsuńMam do tego prawo ja, bo ja znam najlepiej swoje dziecko.
Ty Chustko, trzymaj się na razie bardziej tematu choroby,niż przykrego finału, który u Ciebie nie musi mieć miejsca. Walczysz, Mały musi wiedzieć z czym Mama walczy.
moja przyjaciolka wlasnie sie dowiedziala o raku nerki z przerzutami do pluc, corce powiedziala tego samego dnia,to powiedzenie matce uznala za trudniejsze, moze dlatego ze na raka zmarl jej ojciec umiera brat a teraz jej diagnoza.ciezko jest mowic bliskim o tym ze jest sie az tak chorym, pewnie nie latwiej niz nam zdrowym uslyszec ze nasz bliski umiera
OdpowiedzUsuńChyba nikt nie ma prawa Ci mówić, czy należało powiedzieć synkowi czy nie, bo nikt nie jest w Twojej sytuacji. Robisz to, co serce i zdrowy rozsądek Ci dyktują. Jako mądra matka wiesz najlepiej, co należy, i na pewno chronisz dziecko przed zbędnymi szczegółami sytuacji, które mogłyby Go obciążać. Moja Matka zachorowała ciężko jak miałam 10 lat i wiem, jak "smakują" takie wiadomości. Jest strach, ale jest w tym wszystkim duży poziom abstrakcji. Trudno to już wytłumaczyć z pozycji dorosłego. W każdym razie nie przyszło mi do głowy, że to koniec. Było po prostu inaczej niż zwykle. I powiem Ci, że dziecięca intuicja mnie nie zmyliła. Ćwierć wieku później i 5 hospitalizacji później nadal cieszę się Matką. A że parę razy było blisko?... Umówmy się, rzadko która rodzina ma lekko, wszędzie czają się choroby i pułapki. Więc życzę Ci Joanno, żeby za 25 lat Twój syn mógł komuś, kto wtedy zachoruje, napisać to, co ja - że bywa słabo, czasem b. ciężko, ale że z chorobami da się żyć wiele lat. Uściski, I.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńmówić, mówić, kategorycznie, tym bardziej, że chłopiec rozumny jest. Dzieci nie można traktować jak głupszych od dorosłych, one po prostu inaczej widzą świat. Kto wie, może wyraźniej? W każdym razie dobrze, że mówisz, przecież on i tak by wiedział, że coś jest nie tak i snuł domysły, niepotrzebnie.
OdpowiedzUsuńNawiasem mówiąc, podziwiam Twoją wolę życia. Trzymaj się dzielnie (albo się rozklejaj, ale się trzymaj!)
dodawałam komentarz i nie wiem, co się z nim stało, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Najwyżej wyjdzie na to, że się powtarzam.
OdpowiedzUsuńMówić, mówić i jeszcze raz mówić. Dzieci to pojętne stworzenia i rozumieją więcej niż się nam wydaje. A resztę wyczuwają. A taka szczera rozmowa pomaga im przejść przez trudne chwile.
Joanno, podziwiam Twoją wolę życia i trzymam kciuki.
Asiu, uważam, że postąpiłaś bardzo rozsądnie mówiąc Jasiowi o Twojej chorobie.
OdpowiedzUsuńPisałam często, podziwiam Cię za mądrość wychowywania.....
Za wiele, wiele innych rzeczy też.
Co do ciuchów, kupowania, nie wiem skąd przeświadczenie, że to strata pieniędzy?
Kupuj, kupuj, na potęgę:)tyle, na ile Cię stać.
Joanno! Jesteś Wielka! Dobrze, że swego mądrego i dojrzałego na swój wiek Synka nie okłamujesz... Dzieci mają niesamowitą zdolność wiedzenia "przez skórę" tego zwłaszcza, co próbujemy przed nimi ukryć... I jak nikt inny są wrażliwe na kłamstwo; i jak nikogo innego bardzo rani kłamstwo, zwłaszcza ze strony osób, którym ufają ponad wszystko. Dużo sił wszelakich Ci życzę! Maria
OdpowiedzUsuńAsiu, bardzo fajny wierszyk i u mnie na czasie :) Wlasnie siedze jak zombi, po nie przespanej nocy z powodu Zosinych przebijajacych sie mleczakow. Mam nadzieje ze "wykluwanie" sie stalych zebow tak nie boli. Trzymaj sie i dzieki za ten blog. To pierwszy blog ktory przeczytalam, po twoim sierpniowym wpisie na facebooku ze idziesz "na wlew". Po przeczytaniu bloga, zaluje, ze w czasiach Fiata nie poznalysmy sie wystarczajaco bo jestes niesamowicie pogoda osoba. Czytajac ten blog czesciej sie smialam z twoich kometarzy, opisow i podejscia niz plakalam. Trzymaj sie ! Basia
OdpowiedzUsuńczytam, czytam i dalej nie dowierzam. wygląda na to, że przenosicie Wasze indywidualne doświadczenia na mnie. i ze mnie - na Was.
OdpowiedzUsuńfrapujące.
Witaj :)
OdpowiedzUsuńCzytam Twój blog od niedawna,ale intensywnie :)
chciałam Cię zapytać czy próbowałaś mikroelementów TP1 i TP2 dr Podbielskiego, do kupienia w dobrych sklepach zielarskich-koszt ok 40 zł. Mój tato też ma raka żołądka i podaję mu je-ponoć mają zbawienny wpływ na ogranizm-pomagają przetrwać chemioterapię a czasem nawet zatrzymują chorobę. To nie żadna reklama!!
Chustko,próbowałaś mikroelementów TP1 I TP2? Ponoć bardzo pomagają przetrwać chemię.
OdpowiedzUsuńa co chciałabyś usłyszeć?
OdpowiedzUsuńto jest taki temat ze trudno cos madrego napisac; latwiej wystukac bez glebszego zastanowienia posta, ze of course- mowic! albo bron boze, nigdy w zyciu nie mowic!
OdpowiedzUsuńa wszystko zalezy i nie o slowa tu tak naprawde chodzi- a o emocje- w osobie chorej, w dziecku, w przepracowaniu pewnych tematow, w gotowosci do rozmowy o nich i gotowosci dziecka do przyjecia pewnych faktow- i nikt tu nie pomoze, psychoonkolog moze cos poradzic ale on tez patrzy z boku- to sprawa miedzy dwiema najblizszymi sobie osobami i kazdy robi tak jak czuje
do anonimowego, ktory uwaza komentujacych za tabuny idiotek- to projekcja kolego, najwiekszym idiota jest Ty
a ja czytam, czytam
OdpowiedzUsuńi dociera do mnie
coraz mocniej
coraz wyrazniej
ze ten temat mnie przerasta;
zwyczajnie
za mala jestem na to wszystko
czego Ty doswiadczasz
i czego doswiadcza
Twoje Dziecko
uważam, że dziecka nie wolno oszukiwać, ponieważ widzi, że coś się dzieje - np. nie da się nie zauważyć, że matka po pobycie w szpitalu leży trzy doby w kałuży wymiocin.
OdpowiedzUsuńi nie wiem, czy istnieją takie dzieci, które nie wiążą chorowania z umieraniem. może tak. nie mam pojęcia.
A to ja tak trochę z pozycji dziecka ;) Trzeba mówić, trzeba wyjaśniać, bo dzieciaki to kumate stworzenia, które widzą, że coś jest nie heja i się wkurzają i boją jak nie wiedzą dlaczego. Trzeba też mówić o najgorszym. Bo taki dzieciak, ciągle głaskany słowami będzie dobrze, będzie jak dawniej, w chwili zderzenia z najgorszą opcją rzeczywistości, będzie czuł się oszukany, nie będzie umiał się odnaleźć w sytuacji, będzie w mega szoku, że jest inaczej. Mówienie co będzie, jeśli źle będzie, mimo wszystko, buduje jakieś poczucie bezpieczeństwa.
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę. Przypominając sobie, jeszcze nie tak dawne, czasy dziecięco-nastoletnie.
I jeszcze sobie myślę, że takie mówienie jest ważne w każdym przypadku. Nie tylko w kontekście choroby, która jest nieprzewidywalna. Wszak to życie jest nieprzewidywalne. Nikt z nas nie wie, czy wychodząc z domu, wróci do niego. Także mądre oswajanie dzieci z tematem śmierci jest jak najbardziej uzasadnione. Niestety zawsze.
A Boso uwielbiam jak mi w aucie gra... Taki paradoksik.
umowmy sie, ze w temacie smierci wszyscy jestesmy tak samo glupi i tak samo jak dzieci czujemy przerazenie
OdpowiedzUsuńdzieci chore onkologicznie maja w sobie wieksza dojrzalosc- mozna zapytac- czy dziecko, ktore choruje a smierc jest blisko- nalezaloby oszukiwac, ze wszystko jest dobrze? czy to nie jest tak, ze tymi falszywymi zapewnieniami chcemy zamknac dziecku usta bo boimy sie, ze ono wszystko rozumie i ta jego dojrzalosc przeraza nas...
bo moze nie chodzi o dziecko tylko o nas, to my nie potrafimy tego udzwignac wiec gadamy bzdury i klamiemy bo tak jest nam łatwiej
kazdy musi rozsadzic to w swoim sumieniu
napewno wielu ludzi zaluje, ze nie mieli odwagi pozegnac sie z bliskimi, byc z nimi blisko tylko do konca podtrzymywali fikcje
A ja sobie myślę, że niektórzy to to Truman Show urządzili i zapomnieli, że to realne życie i tak robisz swoje. Wujkowie i Ciocie dobra rada w realnych sytuacjach i tak nie zrobiliby tego, co teraz uważają za stosowne. Tyle życie nas sprawdza. Koniec kropka. Kiss.
OdpowiedzUsuńJa też oczy przecieram ze zdumienia, jak czytam niektóre komentarze, o tym, że mówić nie należy. To dla mnie nie jest kwestia "czy" ale raczej "jak" mówić. To, "jak" mówisz po prostu podziwiam, chociaż--tak, mnie to przerasta, jak Ingrid parę postów wyżej.
OdpowiedzUsuńTo nie jest Truman show ani żadne inne reality show, to jest realne życie i Ty w nim robisz swoje--i ja to, jak to swoje robisz, po prostu podziwiam. Wszystkich Was podziwiam--Ciebie, Giancarla, Niemęża, Babcię B. i parę innych osób, które są przy Tobie.
Ściskam
Dorota
Czasem trudno wylać z siebie potok myśli bo trzeba krótko i zwięźle.Dobrze że mówisz synkowi o tym wszystkim, bo są sytuacje w których jest to nieuniknione.Należy życie ułatwiać a nie utrudniać na ile jest to możliwe po to, by umieć przeżywać zarówno trudne jak i bardzo radosne sytuacje, a w obu przypadkach należy łapać równowagę.Tak uważam bo takie są moje doświadczenia. W smutku staram się znajdowac sens tak jak i w radości ale i staram się nie dochodzić ani do dna smutku ani do szczytu radości. To sinusoida ale w zakresie (1;-1)
OdpowiedzUsuńMówią Ci Chustka- powinnaś mówić, nie powinnaś mówić. To ja dla odmiany dzisiaj nic nie napiszę, bo straszny się "dym" zrobił. Już Ty wiesz najlepiej co robić.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam Baśka
ps. Tym co cwańsi zaproponuj- niech się zamienią z Tobą ;-)
Anonimowy z 10.43 Mądre słowa.
OdpowiedzUsuńMaria
Rzadko mówię, ale jeśli już, to raczej wiem, co i z perspektywy swojej psychopedagogicznej wiedzy i życiowego doświadczenia bycia dojrzałą matką twierdzę, że dobrze, że mu powiedziałaś o swojej chorobie i o jej ewentualnych (ale oby nie prawdziwych) konsekwencjach. Uważam, że to najlepsze, co mogłaś dla swojego syna zrobić. Trzymam za Ciebie Chustko mocno kciuki i pozdrawiam Ciebie i Twoich Bliskich bardzo, bardzo serdecznie
OdpowiedzUsuńGosia - Lwiczka zmarła 10.08.2011r.
OdpowiedzUsuńGosia Reinert (na NK )
[*][*][*]
MJW
skąd to przenoszenie - zastanawiasz się. sobie myślę, że właśnie tak uczymy się rozumieć nowe sytuacje - przez porównanie. nic w tym zaskakującego, ani nieprzyzwoitego, ani mądrego, ani gupiego :)
OdpowiedzUsuńa dzieciom - ufać i mówić.
"i nie wiem, czy istnieją takie dzieci, które nie wiążą chorowania z umieraniem. może tak. nie mam pojęcia"
OdpowiedzUsuńMyśle, że żadne dziecko nie kojarzy chorowania z umieraniem, dla dziecka chorowanie to katar, gorączka, syropy, szpitale, lekarze, nawet wymioty trzydniowe a potem zdrowienie znowu przedszkole, szkoła praca, to dla dziecka naturalna kolej chorowania
Myślisz że w filmie "życie jest piękne" Benigni schował głowę w piasek hę?
OdpowiedzUsuńJa tez nie rozumiem, jak mozna przed dzieckiem, rzekomo dla jego dobra, ukrywac chorobe, ktora moze skonczyc sie smiercia. Obstawiam, ze ci, ktorzy tak robia, nie o dziecko sie boja, a o siebie, o swoja reakcje, o to, czy beda w stanie dziecko pocieszyc, wytlumaczyc mu, co sie stac moze. Ja jako dziecko czulabym sie przez rodzica oszukana, gdyby smierc spadla na mnie znienacka.
OdpowiedzUsuńTrzymaj sie, Joasiu, i chlopaki niech sie tez trzymaja.
Marta
Twoje życie,Twoje decyzje, Twój Syn!!!
OdpowiedzUsuńi nikt nie ma prawa Ci mówić, co masz zrobić.nikt.i tyle.
a dzieci się nie oszukuje.nie wolno.
osobiście nie wyobrażam sobie,żebym w takiej sytuacji nie powiedziała swoim Córeszkom.
pozdrawki.
Silentium.....Ale mówić trzeba :*
OdpowiedzUsuń... najchętniej, Chusteczko, usiadłabym obok Ciebie w wygodnym fotelu i słuchała_słuchała... I za rękę bym mogła potrzymać, i herbatę owocową zaparzyć, i książkę przynieść, i mogłabym tez opowiadać_opowiadać...
OdpowiedzUsuńTy żyjesz gdzieś i ja gdzieś. I każdy z czytelników gdzieś_indziej. I każdy z nas ma swoje wartości, swoje doświadczenia i swoje refleksje. I kazdy ma prawo do swoich opinii (ameryki nie odkrywam). Ale jakoś mi nie_fajnie, gdy czytam różne wpisy, które mówią: co należy_a_czego_nie...
Kurde balans, tu nie chodzi o niemówienie że jest się chorym. Tu chodzi o mówienie że się umiera.
OdpowiedzUsuńPowiedzieć że jest się chorym: ok, powiedzieć że się umiera: jak dla mnie stanowczo nie.
Bo po co? Kto mi powie po co?
Joanno, bardzo mocno kibicuję Twojej walce z chorobą i równie mocno wierzę w Twoją wygraną.Szczerze i bez dwóch zdań.
OdpowiedzUsuńPróbuję sobie wyobrazić jak trudna to dla Ciebie droga - przez ból, łzy, bezsilność, upokorzenie, bunt.
Życzę Ci w tej walce o życie przede wszystkim
nadziei. I uśmiechu.Mimo wszystko...
A z dzieckiem należy rozmawiać na każdy temat. O chorobie i śmierci także.
Nie rozmawiać - to tak jakby bez uprzedzenia zgasić nagle światło i zostawić dziecko w ciemnym, strasznym pokoju...
Wiesz Joanno, ja w swoim życiu z ważnych rzeczy zrobiłam już swoje - coś mi się udało, wiele zchrzaniłam jednak. Mimo, że apetyt na życie jeszcze mam - to jednak gdyby była taka możliwość darowałabym Ci trochę swojego czasu.
Tak mi się dzisiaj w y d a j e.
Masz o wiele więcej do zrobienia ale ponieważ moja deklaracja jest bez pokrycia, to Twój czas Joanno musi być wystarczająco długi abyś sama mogła jeszcze długo smakować życie.
Z całego serca Ci tego życzę.
I radości...:)
Ala
Dotarłam dziś do Twojego bloga i jestem po prostu i po ludzku wstrząśnięta. Mam 51 lat, odchowaną córkę, kochającego Niemęża, z którym jestem od 25 lat, jestem szczęśliwa. Ale dziś cały czas zadaję sobie pytanie: Dlaczego ona, a nie ja? Nie jestem szczególnie religijna, i wierzę raczej w to, że nie zniknę tak całkiem bo to byłoby zwykłe marnotrawstwo energii, ale dziś będę się chyba modlić. O to, żeby zdarzył się cud i żebyś wyzdrowiała, i o to, żebyś była szczęśliwa do końca, kiedykolwiek on nastąpi, i o to, żebyś nie bała się o swoje maleństwo i żeby on się nie bał, kiedy nadejdzie najgorsze. Będę z Tobą myślami w każdej, najgorszej nawet chwili. Jesteś dziecko niezwykła istotą.
OdpowiedzUsuńMarzenna
Właściwie Chustka dzięki Tobie sobie uświadamiam, że najważniejsze dla mnie jest poczucie wolności.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że mimo uwiązania chorobą jesteś najbardziej free dziewczyną jaką znam.
Fascynuje mnie jak sobie z tym wszystkim radzisz.
I oczywiście Ty wiesz, co dla Twojego dziecka jest najlepsze
a okłamywanie kogokolwiek w ważnych rzeczach to brak szacunku i miłości - tak uważam
I w ogóle chyba nie rozumiem tej dyskujsji
pewnie..po co mowic..ze mną nikt nie rozmawial-a na pogrzeby mamy (4,5) roku ktos kazal podejsc mi z kwiatami do trumny-bo tam lezy mama-bez slowa wyjasnienia ze umarla....nadal pamietam to jako abstrakce-wczesniej pamietam prezentowanie zoltej sukieni zdobytej do trumny. jako dorosla osoba potrafie dopiero ten obraz skojarzyc z smiercia-nadal sie nie mowi wiec mama dla mnie umarla z niewyjasnionych przyczyn (mam 37 lat!!) a moj przyrodni brat jak byl maly zapytal druga zone ojca "czy tu lezy nasza mama?) tak dorosli poradzili sobie ze smiercia w rodzinie w kontekscie dzieci...
OdpowiedzUsuńMazurska sielnka
OdpowiedzUsuńZakołysał wiatr mazurski taflą jeziora,
Tatarak zatańczył tango w rytm rechotu kumaków,
Kormoran usiadł na czubku drzewa jak wrona ale nie krakał jak ona,
Wdzięczył się radośnie do perkoza który właśnie wystrzelił spod tafli srebrzystej wody.
Małe rybki wyskakiwały nad wodę by uciec z paszczy okonia.
Obok na polanie jeleń wdeptał maślaka w trawę a Pan Sołtys z Kurek pogadał z Mućką
Nic się nie zmienia nad jeziorem, bo nie ma kranu z wodą i na całe szczęście!
Chustko, mam nadzieję, że Cię nie uraziłam, podkreslałam, że to tak naprawdę tylko Twoje życie, syn i choróbsko i każda sytuacja jest inna, indywidualna, jednak dziwią mnie takie bardzo zdecydowane stanowiska typu "o jak super, że mówisz, lub ale potworność, jak tak można"Nie napisałam też, żeby nie mówić, ale by się z tym nie spieszyć.Ale koniec z tym z mojej strony, przepraszam jeszcze raz jeśli coś Cię uraziło.
OdpowiedzUsuńMoje drogie. Nie mówienie, że się umiera. Mówienie, że się WALCZY. Że jest się chorym, że jest źle, ale że się walczy.
OdpowiedzUsuńChustka walczy, a nie umiera. To naprawdę cholerna różnica. Przegrana z chorobą to jest opcja, taką samą jest wygrana. WALCZYMY, wierzymy, że się uda. Mówimy, że udać się nie musi. I nigdy, nigdy nie zakładamy z góry przegranej!
a skoro siedzisz teraz w necie to może tak po ludzku napisz nam jakie masz takie zwykłe lub niezwykłe marzenia, które może moglibyśmy dla Ciebie spełnić w rewanżu za takie piękne nauki jakie od Ciebie otrzymujemy w każdym poście. Może marzysz o jakiej fajnej książce, którą ktoś z nas ma , lub płycie, a może zdjęcia lub info na jakiś ważny dla Ciebie temat, a może oprócz swetra coś innego przyszło Ci do głowy co pozwoliłoby rozjasnić Twoją mądrą buźkę, co Wy na to blogowicze? buziaki
OdpowiedzUsuńViki pisala o tym, jak przezywala jako dziecko, informacje o tym ze jej mama moze umrzec. Ona pamieta to - co dzialo sie w jej dzieciecej glowie i tylko to powiedziala. to chyba bardzo cenne. Takie prawdziwe odwewnetrzne spojrzenie dziecka. Ale dzieci sa rozne, a ja nie mam pojecia.....
OdpowiedzUsuńLila
A jeśli pewnego dnia będę musiał odejść? - spytał Krzyś, ściskając Misiową łapkę. - Co wtedy?
OdpowiedzUsuń- Nic wielkiego. - zapewnił go Puchatek. - Posiedzę tu sobie i na Ciebie poczekam. Kiedy się kogoś kocha, to ten drugi ktoś nigdy nie znika.
Chustka walczy, a nie umiera - oczywistość.
OdpowiedzUsuńAle kurczę, niestety śmierć to taka cholera, co to ją spotkać można wychodząc rano po gazety.
I jak tu dzieciom nie mówić? Tworzyć iluzję ciała doskonałego, nieułomnego, wiecznie funkcjonującego?
Mówić, nie mówić... Rozmawiać.
A jak? To już nam Chustka mądrze napisała jak, jak nie wiemy jak.
Ze mowic, to chyba jasne dla wszystkich. Dla mnie wazniejsze jest - jak mowic i co robic.
OdpowiedzUsuńJak wiekszosc, odniose sie do wlasnych doswiadczen. Moj tato chorowal 4 lata. 4 lata wyciete z mojego zycia, z naszej rodziny, poswiecone TYLKO tacie, jego chorobie, terapii, odchodzeniu. Dziura w moim zyciorysie miedzy 14 a 18 rokiem zycia. Po 20 latach i po mojej chorobie moja mama przeprosila moja siostre i mnie. Bo naleza nam sie przeprosiny. Bo nie miala prawa poswiecac sie TYLKO jemu, ignorujac nasze potrzeby i nasze dorastanie.
Jas dorasta w cieniu choroby mamy, ale nie jest traktowany przedmiotowo. To jedyne sluszne wyjscie.
W mojej bliskiej rodzinie dzieci nie chodziły do umierającej na raka babci, żeby się nie zaraziły (sic!). Babcia odeszła po okresie pół roku, dla 10letnich wnuczek to było zaskoczenie. Na pogrzebie była farsa- synowie z żonami poruszeni, wnuczki wrzucały czerwone róże.
OdpowiedzUsuńMożna dziecku nie powiedzieć o strachu do pająków, ale o chorobie- trzeba. Tak jak o wszystkich innych, istotnych sprawach, które je dotyczą.
Trzymaj się i bądź silna
Nigdy tu nic nie napisałam, chociaż długo czytam. Teraz na kanwie tej dyskusji napiszę z perspektywy dziecka, które widziało odchodzenie bliskiej osoby.
OdpowiedzUsuńMiałam 6 lat, kiedy on odchodził przez wiele tygodni. Nie było możliwości na ten czas oddania mnie do kogoś pod opiekę itp. - byłam obok. Byłam tam tylko ja i mama, która się nim opiekowała do końca. Oczywiście np. na czas wysadzania na toalecie byłam wypraszana, ale byłam obecna jak nie poznawał członków rodzin, oszukiwano go by brał leki itd. Doskonale wiedziałam, że umiera... Mama ze mną dużo nie rozmawiała nt. śmierci, bo za dużo miała wtedy obowiązków, ale starała się chyba i tak nie włączać mnie w to chorowanie. Ale się nie dało. Wiem, że te przeżycia odcisnęły na mnie ogromne piętno chociaż minęło bardzo wiele lat. Dla mnie tu nie ma lepszego wyboru - mówić czy nie mówić. NIE MA. Nieważne czy o walce, czy o odchodzeniu, czy o chorowaniu. NIE MA LEPSZEGO WYJŚCIA.
Z perspektywy czasu CHYBA wolałabym być oszukana... albo izolowana, a z drugiej strony wiedziałam doskonale co się dzieje.
Walcz Chustko, życzę Wam wszystkiego najlepszego.
A.
Moja żona nie mówiła swojej córci (12 lat; z poprzedniego małżeństwa), że może niedługo umrzeć, tylko że jest poważnie chora. Zresztą nie dało się tego ukryć. Początkowo mieliśmy nadzieję, że uda się wygrać z chorobą, nie chciała jej straszyć. Pierwsze chemie dawały trochę poprawy. Powiedziała jej, że umiera, kiedy dowiedzieliśmy się, że to już kwestia dni, może tygodni (okazało się, że 5 dni). Nie chciała, żeby Młoda była przy jej śmierci (nie wiem, może powinna była być?), więc w ostatniej chwili ściągnęliśmy Tatusia Młodej, żeby ją wziął do siebie (na dzień przed śmiercią). Jakoś niedobrze to chyba jednak wyszło, ale też Śmierć strasznie szybko deptała nam po piętach (R. umarła 5 miesięcy od pierwszych objawów, 3 miesiące od zdiagnozowania).
OdpowiedzUsuń