środa, 30 listopada 2011

[590].

(Wszystkie stworzenia duże i małe - Andrzej Zaucha i Ewa Bem)
cudowny, doskonały duet.

***

ucho mnie boli.
i zapomniałam o Andrzejkach.
trudno.
jutro polejemy woskiem.
w sumie - co za różnica.

***

powoli szykuję prezenty pod choinkę.
wolę przygotować je wcześniej, zamiast biegać dzień przed Wigilią z obłędem w oku.
przekopałam się dziś przez pierdylion aukcji charytatywnych, kupiłam trochę towaru.
uznałam, że w ten sposób:
1. pomogę trochę innym
2. będę miała prezenty
3. nie będę musiała jechać do sklepów i błąkać się w morzu ludzi.

mieliśmy wczoraj niezłą rozmowę z Giancarlem w temacie.
- mamo, jak to jest, że prezentów pod choinką nie ma, gdy się ją ubiera, a potem w dzień Wigilii są? czy ty tak szybko w Wigilię biegniesz do sklepu, że ja nawet tego nie zauważam i gwałtownie wkładasz prezenty pod choinkę?

wtorek, 29 listopada 2011

[589].



(Yves LaRock - Rise up)

***

mulimy się w domu.
tuczę się i regeneruję przed piątym kursem chemii (rozpocznę go 1 grudnia).
a Giancarlowy przewód pokarmowy obgryza wirus, choć teraz głównie zaatakował Go gilem.

Syn rysuje.
dla mamy tory kolejowe ze zwrotnicoł.

a ja dziubdziam artystycznie tamto i owamto.
(wieczorem pokażę).

***

23:40.
pokażę, pokażę.
nie pokażę.
wracam dziubdziać.
i myśleć.


już za tydzień Mikołajki.
ech...
co byście chcieli dostać w prezencie na Mikołajki?

Syn od dwóch dni planuje treść listu z prośbą o prezenty.

poniedziałek, 28 listopada 2011

[588].

(Burt Blanca - Le locomotion)

***

jedzenie (ziemniaki, gwoli ścisłości) wypadały z gromkim UUUUUUUU!!!! całą noc z Syna.
Syn twierdzi, że wypił wodę mineralną, która Mu zaszkodziła.

nie poszedł do szkoły.
pół dnia więc dziś leżeliśmy drzemiąc w łóżku, odsypiając znoje przebogatego weekendu oraz niespodziewanego (chyba jednak wirusowego), nocnego pawia.
a potem Syn zarządził czytanie w pościeli.
lubię, że już umie zająć się lekturą, przepaść w książce na godzinę - dwie.

(w szkole ostatnio niestety czytał książkę podczas lekcji - doniosła mi pani wychowawczyni.
a mówiłam: wolno czytać, ale tylko na przerwach).

***

Vileda uwielbia spędzać czas tupiąc łapkami w klawiaturę laptopa (oczywiście gdy tego nie widzę - gdy wchodzę do pokoju, Vilcia już leży - jak gdyby nigdy nic - w drugim kącie pokoju, na sprzęcie grającym).
skutkiem działań kocicy są np. takie komunikaty na ekranie:

druga rzecz informatyczna, którą umie zrobić Vileda, to obrócić obraz w ekranie (zamienić pion z poziomem).
sądzę, że istnieje jakiś skrót klawiaturowy, którym można to zrobić.
(Vileda, w przeciwieństwie do mnie, zna go - ja muszę na piechotę przywracać ustawienia grafiki).
trzecia rzecz, to pasja kocicy do drukarki. ledwo włączamy drukarkę, kocica biegnie do niej z najodleglejszego zakątka mieszkania.
ogon w pionie, uchem strzyże, oko szeroko otwarte, źrenica wąska.
hop! na podajnik papieru. hop! na drukarkę, i dalejże: ugniatać ją, ciągnąć łapą za kabel, oglądać ją z każdej strony.
myślę, że uważa, że we wnętrzu drukarki jest uwięziony kot, który potępieńczo trzeszczy bębnem drukarki, gdy podłącza się go do zasilania - a Vileda przybywa jemu w sukurs.


nigdy nie przypuszczałam, że życie z kotem może być tak zabawne.
nieustannie jestem pod wielkim wrażeniem charakteru maine coonów: ujmująca jest ich czujność, czułość, brak agresji.

niedziela, 27 listopada 2011

[587].

(Monika Urlik - Call me)

***

drogie prymitywy piszące chamowate komentarze,




składam wam serdeczne podziękowania, ponieważ dzięki wam wzrasta w statystykach ilość odsłon bloga, bo siedzicie wklejeni w blogaska i nieustannie odświeżacie stronę w nadziei, że wywołacie dyskusję/lincz.


a ponadto ponawiam apel: jeśli się nie podoba, won z bloga!

sobota, 26 listopada 2011

[586].

(Dionne Warwick - I say a little prayer)
urocze słowa piosenki.
i takie prawdziwe.

***

moja kumpelka Marianna nauczyła mnie robić sushi.
a następnego dnia dowiedziałam się, że mój ulubiony okoliczny sushi bar przenosi się, więc tymczasowo zawiesza działalność.
nie ma rady - od teraz roluję sushi sama w domu!

piątek, 25 listopada 2011

[585].



(mistrz Jesse Tsao - Chi Kung - Six healing sounds)

***

mam intuicyjną pewność zależności między zdrowiem fizycznym a samopoczuciem psychicznym - nastawieniem do świata, do siebie, więc również do chorowania.
odczucia potwierdził moja licealna miłość, dottore psychiatrii z Uniwersytetu Medycznego.
powiedział, że jest stwierdzone powiązanie między odpornością organizmu a stanem psyche.
zgłębiam ten temat, ryjąc tu i tam.

przeczytajcie, co wygrzebałam:

Aaron Antonovsky, zastanawiając się nad losami Żydów, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, zauważył interesujące zjawisko. Część z nich, pomimo odzyskania wolności, pozostała zniechęcona do życia i zgorzkniała. Nierzadko zapadali na choroby i umierali kilka lat po wyzwoleniu. Inni, pomimo podobnych doświadczeń, zachowali optymizm i pogodę ducha. Pomimo odniesionego uszczerbku na zdrowiu, niejednokrotnie wiedli potem jeszcze długie i szczęśliwe życie.

Poszukując odpowiedzi na pytanie, co decyduje o tym, że jedne osoby zachowują zdrowie i długie życie, inne zaś stosunkowo łatwiej zapadają na choroby i żyją krócej, Antonovsky sformułował swoją koncepcję salutogenezy, w której najważniejszym pojęciem jest poczucie koherencji.
U podstaw tej koncepcji leży założenie, że pomiędzy zdrowiem a chorobą istnieje kontinuum stanów, które należy rozumieć całościowo, jako dynamiczny proces równoważenia wymagań i zasobów w toku konfrontacji ze stresem. Zasadą, za pomocą której można wytłumaczyć, zdaniem autora, funkcjonowanie uogólnionych zasobów odpornościowych, jest globalna orientacja życiowa, nazwana przez Antonovsky’ego poczuciem koherencji. Według niego, osoby o silnym poczuciu koherencji mają tendencję do zachowań prozdrowotnych. Zdaniem Antonovsky’ego, uwzględniając pojęcie poczucia koherencji, można by wykryć nowe zasady rządzące odpornością człowieka na chorobę.

Poczucie koherencji to zmienna składająca się z trzech skorelowanych ze sobą składowych: poczucia zrozumiałości, poczucia zaradności i poczucia sensowności.

Poczucie zrozumiałości określa stopień, w jakim człowiek spostrzega bodźce napływające ze środowiska wewnętrznego i zewnętrznego jako zrozumiałe, uporządkowane, spójne i jasne. Osoba o silnym poczuciu zrozumiałości spodziewa się, że bodźce z którymi zetknie się w przyszłości, niezależnie, czy będą pożądane czy niepożadane, będą przewidywalne. W najgorszym wypadku oczekuje, że jeśli jakiś bodziec ją zaskoczy, będzie go mogła do czegoś przyporządkować i wyjaśnić.
Poczucie zaradności określa stopień, w jakim człowiek spostrzega dostępne zasoby jako wystarczające, by sprostać wymogom, jakie stawiają napływające bodźce. W sytuacji, gdy bodźce te są niepożądane, osoba o wysokim poczuciu zaradności uważa, że istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że wszystko ułoży się na tyle dobrze, na ile można się było rozsądnie spodziewać. W najgorszym wypadku przypuszcza, że konsekwencje niepomyślnego zdarzenia dadzą się jakoś znieść. Zasoby potrzebne by sprostać wymogom, to zasoby, którymi jednostka sama dysponuje lub którymi dysponują osoby, którym ufa i na które może liczyć.
Poczucie sensowności wyraża motywację jednostki do działania. Jest to stopień, w jakim człowiek czuje, że życie ma sens z punktu widzenia emocjonalnego, że przynajmniej część problemów i wymagań jakie niesie życie warta jest wysiłku, poświęcenia i zaangażowania. Osoba o wysokim poczuciu sensowności spostrzega problemy jako wyzwania, które warto podejmować [3].

Poczucie koherencji jest zatem globalną orientacją człowieka, wyrażającą stopień, w jakim człowiek ten ma dojmujące, trwałe, choć dynamiczne poczucie pewności, że:

Bodźce napływające w ciągu życia ze środowiska zewnętrznego i wewnętrznego mają charakter ustrukturalizowany, przewidywalny i wytłumaczalny.

Dostępne są zasoby, które pozwolą mu sprostać wymaganiom stawianym przez te bodźce.
Wymagania te są dla niego wyzwaniem wartym wysiłku i zaangażowania.

Do badania poczucia koherencji służy Kwestionariusz Orientacji Życiowej (SOC-29), opracowany przez Aarona Antonovsky’ego. Wypełnianie kwestionariusza jest stosunkowo proste.
Zadaniem osoby badanej jest ustosunkować się do 29 stwierdzeń, przy pomocy siedmiostopniowej skali, określającej reakcje osoby badanej wobec różnych sytuacji.
(...)

Poczucie koherencji, a zdrowie i choroba w koncepcji A. Antonovsky’ego - Bogusław Włodawiec

czwartek, 24 listopada 2011

[584].



(Lipali - Jeżozwierz)

***
moja pani fryzjerka mówi: pani Asiu, dziś rano strzygłam tak samo pana.
odpowiadam: eeee, niemożliwe... żeby facet chciał taką kobiecą fryzurę nosić?


włosy rosną w pionie, są czarnego koloru.
siwy jest jeden, za prawym uchem (a było ich o wiele więcej).
ciekawe, jakie będą - czy ten kolor jest docelowy.
bardzo mnie ta zmiana bawi, a niewiadoma z tym związana - jeszcze bardziej.

byłam ostatnio z pewnym Kotem Jerzym na sushi.
rozmawialiśmy o przedłużaniu rzęs - że Kocica Jerzowa przedłuża, bo ma krótkie.
a ja na to, że ja też, że ja też chcę, bo moje też krótkie.
a Kot Jerzy na to, że nie, że nie potrzeba.
zajrzałam do lustra: faktycznie! całkiem nie zauważyłam, a tu po cichu wyrosły długie rzęs firany!

reasumując - z mania raka wynikają jednak jakieś plusy dodatnie (wyjaśniam: plus ujemny to np. trudność z przytyciem):
- mam nowy, niewiadomojaki kolor włosów; ponadto, być z może, z prostych będą falowane, a kto wie!  - może nawet kręcone.
- mam piękne rzęsy, zamiast poprzedniego, żenującego owłosienia ocznego.

***

dziś skończyłam kolejny kurs chemii.
od jutra - tygodniowa przerwa na regenerację organizmu.

***

stworzyłam teoryjkę odnośnie kosmicznego skoku bilirubiny po poprzedniej chemioterapii.
trzeba było nie pić hektolitrów strzykającej za uszami wody z sokiem pigwowym.
i trzeba było nie żreć łopatą konfitur z pigwy.
(w miarę możliwości powstrzymajcie się od komentarzy w stylu taka mądra a taka głupia :P)

środa, 23 listopada 2011

[583].

(Wanda Warska - Zabierz moje sukienki)

***

byłam dziś z przyjaciółką z dzieciństwa na koncercie Możdżera i Stańki.
pół koncertu przepłakałyśmy ze wzruszenia.
Aniu, dziękuję za wspaniały wieczór!



w komentarzu pod postem poniżej, nawarsztacie napisał(a), że widział(a) mnie na tym koncercie.
człowieku miły, czemu się nie ujawniłeś?
czemu żeś nie zagadał, nie mrugnął okiem, nie zakłapał szczęką?

***

odrastają włosy.
będę brunetką, chyba w lokach, być może - z pionową mierzwą.
hm.

wtorek, 22 listopada 2011

[582].

oto mam trzeci opis tomografii.
teraz mam do wyboru między:
a) chorsza
b) tak samo chora jak wcześniej
c) mniej chora.
Ulubiony Doktorku, pisz skierowanie na rezonans.
trza chyba dokładniej się pobadać.

***

pochwalę się.
a co mi tam.
dziś wieczorem będzie reportaż o mojej Przyjaciółce, Siostrze karmicznej, wielkim Człowieku.

poniedziałek, 21 listopada 2011

[581].

(Leszek Możdżer i Marcus Miller - Come together)

***

nasze domowe origami z okazji dzisiejszego Dnia Życzliwości =)
potrzebujecie czasem przeciągnąć z kąta w kąt meble, przestawić doniczki, ułożyć inaczej przyprawy w szafce, ulepić pierogi, pojechać na szmacie?
abo cuś pomalować, wydziergać, stworzyć?
(tu: WIELKA buźka dla Marianny, która w ostatnią sobotę dekupażowała nam komiksami krzesło).

pszem Państwa, to się nazywa terapia zajęciowa.
pod wpływem działań manualno - ruchowych układają się myśli.
macie tak?
uwielbiam ten twórczy niepokój, radość działania, satysfakcję z efektu.




zauważyłam, że Giancarlo lepiej przyswaja wiedzę, gdy jednocześnie jest w ruchu.
bathroom - przewrót w przód.
living room - kolejny fikoł.
kitchen - hop, salto mortale na łóżku.

niedziela, 20 listopada 2011

[580].

(Эдуард Хиль, Я шагаю по Москве)
ten pan powinien śpiewać w duecie z Violettą Villas.
a Zaz widziałabym w duecie z Maleńczukiem.

***

komencio z bloga Li


otóż Fundacja sprawdza "dobrobyt swoich podopiecznych" - jeśli Anonimowa nieAutorytatywna nieKretynko nie wiesz o tym, sprawdź.
jeśli nie umiesz - przeczytaj poniższy wycinek ze strony Fundacji.

wycinek informacji o fundacji, która się mną opiekuje.
tak, nie gardzę kasą.
co więcej: proszę Was o kolejne wpłaty, które przyczynią się do wzbogacenia mojego subkonta w Fundacji Rak'N'Roll.
pieniądze zostaną przeznaczone na zakup kolejnej porcji tabletek TS-1.

odnośnie próżności.
jak napisał aforysta: próżnemu łatwiej wznieść się ponad tłum.
tak, jestem próżna.
i Wam tego serdecznie życzę.
kochajcie siebie, uwielbiajcie, przeglądajcie się z zadowoleniem w lustrze, dogadzajcie sobie.

przeczytajcie, co na ten temat ma do powiedzenia dominikanin, ojciec Jacek Salij,
pytanie w książce do OP Jacka Salija.


miłej niedzieli.
spędźmy ją na kochaniu siebie, a więc - również naszych bliskich.





serdecznie pozdrawiam!
Wasza Ulubiona Autorytatywna Kretynka,
próżna autorka bloga ( do czego przyda się chustka ma już ponad tysiąc fejsbukowych lajków! i codziennie ponad 6 tys. unikatowych Czytelników!),
zbierająca na lekarstwa przez fundację,
dumna właścicielka raka,
Joanna

sobota, 19 listopada 2011

[579].

(The Who - Won't get fooled again)
są tu jakieś pierniki, które lubią taką emerycką muzę?

***

przejrzałam wpisy u Li.
i chciałabym się odnieść do meritum.

otóż.
świat jest mały.
a telefonia komórkowa wraz z internetem całkiem skracają odległości.

***

nie sposób nie interpretować świata.
i rzecz jasna nie istnieje prawda obiektywna, jedyna i właściwa.
na szczęście, są fakty.
w oparciu o nie powinniśmy określać status quo naszej kuwety.

kreowanie rzeczywistości jest wielką sztuką.
każdy z nas to robi.
należy postawić jednak pytanie o przystawanie wytworu do rzeczywistości.
czyli do faktów.

piątek, 18 listopada 2011

[578].

kocica, czyli Vileda nam się zepsuła.
notki nie będzie.
ratujemy bydlątko.

czwartek, 17 listopada 2011

[577].

(Selah Sue - This world)
nie wiem, chyba już ją dawałam, ale ma genialny głos i beat.

***

odrastają mi włosy.
CZARNE!!! ciekawe, czy będą w lokach.
tu: zdjęcie z najpiękniejszego sierpnia 2011.

opisy tomografii są ze sobą w sprzeczności.
czekam na jeszcze jedną konsultację opisu.
ale to nieważne.
niezaprzeczalny jest fakt, że rak się ciutkę skulił, zmniejszył, a płyn w otrzewnej prawie całkowicie się wycofał, dzięki czemu mam zachwycająco płaski brzuch.
znaczy się TS-1 działa.

dziś rano, w szkole, dwie zaprzyjaźnione mamy powiedziały mi, że zrobiłam się puciata i że mam grubsze nogi.
nic bardziej obiektywnego od spostrzeżeń bystrych oczu innej kobiety.
tu nie ma miejsca na komplementy.

sprawdziłam, czy panie prawdę mi powiedziały.
weszłam na wagę.
jestem tłusta jak prosię!
ważę już 46,5 kg!
jupi!

***

na jednym z opisów tomografii stoi, że mam dużo płynu w osierdziu.
od razu stało się jasne, skąd pochodzi moje uczucie zmęczenia - płyn napiera na serce!
poszłam na echo serca... erca... ca... ca...
pani kardiolog (w przerwach od załamywania rąk, że chichoczę się jak szakal, bo łaskocze mnie jeżdżeniem po żebrach głowicą USG) płynu nie dostrzegła.
i tak oto weszłam na badanie chora, a wyszłam zdrowa.
powtórzę za Babcią B.: w medycynie jak w kinie: wszystko może się zdarzyć.

a propos kina:
- puk, puk...
- kto tam? To ty, Hanko Mostowiak?
- nie, pudło!

środa, 16 listopada 2011

[576].

(Andrzej Rybiński - Nie liczę godzin i lat)

Wschodami gwiazd i zachodami,
Odmierzam czas liści kolorami
Odmierzam czas nie używając dat
Czekaniem na niespodziewane,
Straconych szans rozpamiętywaniem
Odmierzam czas, nie używając dat.


ref.
Nie liczę godzin i lat, to życie mija nie ja
Bliżej gwiazd, bliżej dna jestem wciąż taki sam
Wciąż ten sam
Nie liczę godzin i lat, to życie mija nie ja
Z kilku dni w morzu dat własny swój znaczę ślad, własny ślad.

Zużytych słów przesypywaniem,
Gubieniem dróg i odnajdywaniem
Odmierzam czas, nie używając dat
Bez godzin i bez kalendarzy,
Długością dni i zmiennością zdarzeń
Odmierzam czas, nie używając dat.


***

chora na raka psica zmarła.
psica, Franczeska, była w rodzinie Cioci Kloci.

...
- ale nie pobawisz się z nią już, bo umarła w ubiegłym tygodniu - mówię.
Syn jest mężczyzną. mężczyźni nie płaczą.
(znaczy płaczą, ale jak już są bezpiecznie wtuleni w swoje kobiety).
- dlaczego, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wcześniej?! - drży głos Giancarla.
- bo nie chciałam Ci psuć długiego weekendu.
cisza.
wokół nas cisza.
siedzimy naprzeciwko siebie, rozdzieleni masywnym stołem, między nami laptop, moje papiery, Jego piórnik, rozrzucone kredki, ołówki, podręczniki, zeszyt do kaligrafii.
patrzymy sobie w oczy.
wokół nas cisza.

znam ją.
to cisza Wielkich Emocji, Najważniejszych Zdarzeń.
to cisza towarzysząca momentom życia, po których nic już nie będzie jak poprzednio.

Syn przygryza dolną wargę, odsuwa gwałtownie krzesło, biegnie dookoła stołu, wpada łkając w moje ramiona.
- mamo, ja tak lubiłem przychodzić do Cioci Kloci, Franka od razu biegła do mnie, skakała i się bawiliśmy. mamo, zrób coś.


a ja nic nie mogę.
nic.
mogę tylko pobajdurzyć o świętym spokoju.
o tym, że taki jest porządek cyklu narodzin i śmierci.
o tym, że może jest niebo, w którym na duszę sznaucerki Franki, jamnika Agresta i Bronka, kundelki Misi, kota-przybłędy Alika i wielu innych, nienazwanych zwierzaków, czeka ciepłe posłanie, micha bez dna i fascynująca zabawka do miętolenia.

wtorek, 15 listopada 2011

[575].


(Bisquit - Prosta historia)
śpiewa imienniczka, Joanna.
pochodzi z mojej wsi.

***

jak tam skrócona wersja reportażu w Trójeczce?
słuchał kto?
różniła się czymś od tej Jedynkowej?

my, w ramach Synowego chorowania na ucho, poszliśmy na Przygody TinTina.
gorąco polecamy.
perfekcyjna animacja, świetna oprawa muzyczna, wartka akcja.
sporo dialogów jest poza zasięgiem intelektualnym dzieci, ale to tylko dodaje dodatkowego smaku filmowi.

***

dzwonię do Ulubionego Doktorka.
- cześć Joaśka, właśnie myślałem o tobie. chyba jakaś chemia jest między nami, że zadzwoniłaś.
- taa. doustna i dożylna.

poniedziałek, 14 listopada 2011

[574].

(Anouk - Dance with you)

***

Maria napisała przyjemny artykuł do Wysokich Obcasów.
prócz niekwestionowanej lekkości pióra, same trututu truizmy, żadnych pogłębionych informacji związanych z wyszukiwaniem informacji.
i całe szczęście - po co zdradzać tajemnice warsztatu.


w necie wyszukuję informacje ze względu na moją pracę.
trudno jednak nie ulec pokusie i nie posprawdzać tego i owego pod kątem życia prywatnego - niekoniecznie własnego.
a do tego, jeśli umie się znaleźć zdjęcia, filmy, fora, jeśli umie się czytać między wierszami (zboczenie językoznawcy), wiele można się dowiedzieć, bardzo wiele.
czasami aż za wiele.

z rozbawieniem śledzę komentarze pod artykułem Marii.
pierwszych kilku wpisujących potraktowało artykuł z zaskakującą dosłownością.
ciekawi mnie (ot tak, poznawczo), skąd bierze się literalne traktowanie słów, bez interpretacji.

niedziela, 13 listopada 2011

[573].

(Wishbone Ash - Persephony)

***

więc jest po równo.
na równi lubicie Lidla i Biedrę.
ja też.


uwielbiam ryć w koszach w środkowych alejkach.
zawsze leżą tam koło siebie tak dziwne rzeczy, że aż trudno się do nich nie uśmiechnąć.
ostatnio koło dziecięcych chińskich prawie crocsów leżały zestawy nieotwieralnych fluorescencyjnych markerów, saperki ogrodowe, gigantyczne biustonosze, znicze i komplety stalowych garnków.

oprócz Lidla i Biedry lubię zakupy na bazarku.
lubię klimat targu.
klimat niepowtarzalnych szans.
obguanionych jaj.
czosnkowych kiełbas.
mleka prosto od krowy.
bukietów astrów, żonkili, konwalii.
warkoczy czosnku, pęków kopru.
pomidorów i ogórków od babulinek w chustkach na głowie.

właśnie, właśnie.
wędlinkę - szynkę wczoraj jadłam, jak marzenie była, w ustach się rozpływała.
jakby kto jechał w dalekie wschodnie strony, niechaj koniecznie zatrzymie się po tę wyśmienitą szyneczkę.
na targu ją można kupić od pani, która sama ją produkuje.

a targ we wtorki i czwartki, o ile dobrze pamiętam (głowa płata mi figle niesamowite, co i rusz zapominam o czymś, chyba chemioterapia pamięć mi ryje).

i koniecznie proszę dać znać, czy szyneczka była tak pyszna jak ja ją wspominam.

sobota, 12 listopada 2011

[572].

(Przemysław Gintrowski - Zmiennicy)

(...)
Dziś zasypiasz całkiem gładko,
pełne słońca dni przed tobą,
bo twój zmiennik jest w dodatku
bardzo bliską ci osobą.

Serpentyny i pobocza wyczuwamy.
Raz na ziemi, raz pod ziemią drogi kręte.
"Radio Taxi, proszę czekać..." - zaczekamy,
coś być musi, coś być musi,
do cholery, za zakrętem.


***

z mazurskiego domu Przyjaciół ruszyłam dalej, do Przerośli.
poznałam Rodziców L.
rozmawialiśmy o wielu Ważnych Sprawach, między innymi - o wychowywaniu w wierze.

uważam, że szkoła nie jest właściwym miejscem uczenia dziecka o wierze.
od tego rodzaju wiedzy jest dom.
posłałabym na religię, gdyby prowadzący uczył o religiach, kształtując szacunek do innych wyznań - bo przecież Bóg - jeśli jest - jest jeden.
posłałabym na religię, gdyby prowadzący uczył, że modlić można się nie tylko wyuczonymi słowami, ale również działaniem - myśleniem, śpiewem, pracą.

a skoro mam wybór, a szkoła postrzega inaczej ten temat, zdecydowałam się nie puścić Syna na religię.

piątek, 11 listopada 2011

[571].

(Gloria Gaynor - Can't take my eyes off of you)
znacie ten błysk w oku, gdy kogoś spotykacie i od razu wiecie, że to TO?

You're just too good to be true
Can't take my eyes off of you
You'd be like heaven to touch
I want to hold you so much
At long last love has arrived
And I thank God I'm alive
You're just too good to be true
Can't take my eyes off of you

Pardon the way that I stare
There's nothing else to compare
The thought of you leaves me weak
There are no words left to speak
So if you feel like I feel
Please let me know that it's real
You're just too good to be true
Can't take my eyes off of you
(...)



***

dziś kilka godzin grabiłam liście, a Pan Domu kopał doły borówkom amerykańskim.
w przerwach piliśmy na tarasie czarną herbatę z miodem miętowym.
przybiegł Pan Jędruś, Syn Pana Domu.
- mam gumę do żucia. gumę, która nie ma pecha!
po chwili zatrybiliśmy: chodziło o Ph!!!

***

wieczorem przemieściłam się o kilkaset kilometrów odwiedzić innych Przyjaciół.
przejeżdżałam przez miejscowość Trupel, obok której leży Mózgowo.
odkąd pamiętam frapowała mnie toponimia.
czasami myślę - bez zbędnych językoznawczych zahamowań - że pewne nazwy zostały wymyślone tylko po to, żeby zadziwić podróżujących.

a czy Wy znacie pochodzenie nazw miejscowości, w której urodziliście się, mieszkacie?

czwartek, 10 listopada 2011

[570].

(z Oratorium Tu es petrus - Niech mówią że to nie jest miłość)
a twoja stara klaszcze u Rubika.

***

no i mamy pełnię.
i mandacik.
panowie z drogówki ulitowali się z punktami (a mieli dać osiem), a z trzech stówek zeszli do jednej.
ograniczenie było do pięćdziesięciu.
pierwszy pomiar wykazał dziewięćdziesiąt sześć.
drugi - sześćdziesiąt dwa.
- panie policjancie, ja się spieszę, spać mi się chce, zmęczona jestem... bo wie pan... bo ja tyle jechałam... bo mam raka... małe dziecko... kota...
patrzył na mnie z niedowierzaniem.

jak to zgrabnie ujął Starszy Śwagier: pewnie tak grubo szytego kitu jeszcze nigdy pan władza nie słyszał.

***

Stoimy pod murem. Zdjęto nam młodość jak koszulę skazańcom.
Czekamy. Zanim tłusta kula usiądzie na karku, mija dziesięć,
dwadzieścia lat. Mur jest wysoki i mocny. Za murem jest drzewo
i gwiazda. Drzewo podwędza mur korzeniami. Gwiazda nagryza
kamień jak mysz. Za sto, dwieście lat będzie już małe okienko.


Mur - Zbigniew Herbert

lubię Herberta.
bardzo.
więc będzie jeszcze jeden wiersz - Jonasz.

nagotował Pan rybę wielką
żeby połknęła Jonasza

Jonasz syn Ammitaja
uciekając od niebezpiecznej misji
wsiadł na okręt płynący
z Joppen do Tarszisz

potem były rzeczy wiadome
wiatr wielki burza
załoga wyrzuca Jonasza w głębokości
morze staje od burzenia swego
nadpływa przewidziana ryba
trzy dni i trzy noce
modli się Jonasz w brzuchu ryby
która wyrzuca go w końcu
na suchą ziemię

współczesny Jonasz
idzie jak kamień w wodę
jeśli trafi na wieloryba
nie ma czasu westchnąć

uratowany
postępuje chytrzej
niż biblijny kolega
drugi raz nie podejmuje się
niebezpiecznej misji
zapuszcza brodę
i z daleka od morza
z daleka od Niniwy
pod fałszywym nazwiskiem
handluje bydłem i antykami

agenci Lewiatana
dają się przekupić
nie mają zmysłu losu
są urzędnikami przypadku

w schludnym szpitalu
umiera Jonasz na raka
sam dobrze nie wiedząc
kim właściwie był
parabola
przyłożona do głowy jego
gaśnie
i balsam przypowieści
nie ima się jego ciała

środa, 9 listopada 2011

[569].

(Basia Stępniak - Wilk i Grzegorz Turnau - Bombonierka)

A gdy patrzę tak
Śmiejesz się
Śmiejesz się

Dzień pogania noc
Świtem purpurowym
Ty jak czarny kot
Kończysz łowy
Nic mi do twych zdrad
Chociaż dziwi, że
Ich gorzkawy smak
Ciągle kusi cię

A gdy patrzę tak, śmiejesz się:
Nic mi do twych zdrad
Ale wiem

Choć papierków po cukierkach
Tu i ówdzie ślad
Marzy ci się bombonierka
Taka jak ja
Niby nic, a jednak zerkasz
Jak się dostać do pudełka
Odkryć tajemnicę słodką
Delikatnie zdjąć złotko

Choć papierków po cukierkach
Ślad i tam i tu
Marzy ci się bombonierka
Istny cud
Żeby tak nasycić się
Ale wciąż w zapasie mieć
I rozgryzać tę zagadkę
Tę zagadkę
Po ostatnią czekoladkę

Noc pogania dzień
Szafirowym zmierzchem
Tobie kocich gier
Nie dość jeszcze
Nic mi do twych zdrad
Chociaż dziwi, że
Ostry kolor kłamstw
Nie razi cię

A gdy patrzysz tak, śmieję się:
Nic mi do twych zdrad
Ale wiem

Choć papierków po cukierkach
Tu i ówdzie ślad
Marzy ci się bombonierka
Taka jak ja
Niby nic, a jednak zerkasz
Jak się dostać do pudełka
Odkryć tajemnicę słodką
Delikatnie zdjąć złotko

Choć papierków po cukierkach
Ślad i tam i tu
Marzy ci się bombonierka
Istny cud
Żeby tak nasycić się
Ale wciąż w zapasie mieć
I rozgryzać tę zagadkę
Po ostatnią czekoladkę

Choć papierków po cukierkach
Tu i ówdzie ślad
Marzy mi się bombonierka
Taka jak ta
Niby nic a jednak zerkam
Jak się dostać do pudełka
Odkryć tajemnicę słodką
Delikatnie zdjąć

Choć papierków po cukierkach
Ślad i tam i tu
Marzy mi się bombonierka
Istny cud
Żeby tak nasycić się
Ale wciąż w zapasie mieć
I rozgryzać tę zagadkę
Po ostatnią czekoladkę

Choć papierków po cukierkach
Tu i ówdzie ślad
Marzy mi się bombonierka
Taka jak ta
Niby nic a jednak zerkasz
Jak się dostać do pudełka
Odkryć tajemnicę słodką
Delikatnie zdjąć złotko

Choć papierków po cukierkach
Ślad i tam i tu
Marzy mi się bombonierka
Istny cud
Żeby tak nasycić się
Ale wciąż w zapasie mieć
I rozgryzać tę zagadkę
Po ostatnią czekoladkę


***

tomografie na razie mają dwa opisy, w każdej zauważono co innego.
w przyszłym tygodniu będzie trzeci opis.

***

dzięki blogowi poznaję wspaniałych ludzi.
otrzymuję od Was wielkie wsparcie.
dziękuję za wspólne chwile, spotkania, kawy, sushi, maile, pogaduchy. esemesy.

***

jutro pełnia.
znacie to uczucie, gdy patrzycie na wyszczerzoną, łysą mordę Księżyca, a sierść na plecach sama się jeży?

wtorek, 8 listopada 2011

[568].


na dzisiejszy koncert zaprosiła mnie Lumpiata.
dzieci, mężczyzn wszelakich i koty porzuciłyśmy i poszłyśmy.
bardzo fajny koncert.
Zaz ma świetną energię i doskonały głos szansonistki.



a tak oto leżałam zgrabnie w gościach u Lumpiatej przed koncertem, konwersując z Ingrid o wychowywaniu dzieci na obywateli świata.
(a na bzusku Chustecki
kotecek mrucy kołysanecke rackowi:
spierrrdalaj racku, spierrrrdalaj).

***

jutro odbieram trzy opisy tomografii (potrzeba matką wynalazku - jeśli nie ufasz jednemu doktorowi, idź do trzech).
będę - za przeproszeniem - ciągnąć zapałki, który opis jest prawdziwy.
albo zrobię sumę i wyciągnę średnią.

wracając do poprzedniego postu: jak tam, robaczki moje?
kiedy się badacie, na co, gdzie, u kogo i dlaczego dopiero teraz?
meldować się, raz - dwa!

poniedziałek, 7 listopada 2011

[567].

(Yugopolis i Atrakcyjny Kazimierz - Morze Śródziemne)

Błękit tak jak Twoje oczy
A niebo ma morza ton
W serce wymierzony pocisk
Do szczęścia jest bliżej stąd

Przeciągłe raporty cykad
Przystanią jest każdy cień
Młodzieńcy na motocyklach
Szkoda czas tracić na sen

Morze Śródziemne
Przepływa przez mnie
Przepływa przez mnie
Morze Śródziemne
Przepływa przez mnie
Przepływa przez mnie

Ryba z afisza zaprasza
Na podwodne MTV
Ląduję w antycznych czasach
Wina mam więcej niż krwi

Najlepsze wyspy pod słońcem
Sam czuję się jak sea food
Myślami siebie wykończę
W oczekiwaniu na cud

Morze Śródziemne
Przepływa przez mnie
Morze Śródziemne
Morze Śródziemne
Przepływa przez mnie
Morze Śródziemne

Błękit tak jak Twoje oczy
A niebo ma morza ton
W serce wymierzony pocisk
Do szczęścia jest bliżej stąd

Przeciągłe raporty cykad
Przystanią jest każdy cień
Młodzieńcy na motocyklach
Szkoda czas tracić na sen

Morze Śródziemne
Przepływa przez mnie
Morze Śródziemne
Morze Śródziemne
Przepływa przez mnie
Morze Śródziemne


***

dziś 144. urodziny Skłodowskiej - Curie.
dwa razy dostała Nobla.
ta to miała łeb, ojacie.

trzy lata temu o tej porze.
widać na tych zdjęciach, jak bardzo byłam już wtedy chora?
jasne, że nie.
więc badajcie się, pilnujcie diety, wsłuchujcie się w swoje ciała, cielska i ciałeczka, bo wiedza Skłodowskiej - Curie, jej intelektualnych spadkobierców, ni innych naukowców nie pomoże, jak sami o siebie nie zadbacie.
tym bardziej, że jak ustaliliśmy w wielu poprzednich postach, medycynie jakoś opornie idzie leczenie z nowotworów.





i smutno mi.
znajoma psica zachorowała na raka.

niedziela, 6 listopada 2011

[566].


(projekt Where the hell is Matt?)

***

na ezge-gezie o starzeniu się.
a ja zmagam się z wewnętrzną szczenięcością.
a czasami nie walczę, tylko się jej poddaję.









zdarza się Wam chodzić podskakując?
albo robić do siebie głupie miny w lustrze/witrynie sklepowej?

czasami mam wrażenie, że nigdy do końca nie dorosnę.

sobota, 5 listopada 2011

[565].


(John Legend - We just don't care)

Let's go to the park
I wanna kiss u underneath the stars
Maybe we'll go too far
We just don't care
We just don't care
We just don't care

U know I love u when u loving me
Sometimes it's better when it's publicly
I'm not ashamed, I don't care who sees
Just hugging & kissing our love exhibition, all

We rendezvous out on the fire escape
I like to set up an alarm today
The love emergency don't make me wait
Just follow I'll lead u
I urgently need you

Let's go to the park
I wanna kiss u underneath the stars
Maybe we'll go too far
We just don't care
We just don't care
We just don't

Let's make love,
Let's go somewhere they might discover us
Let's get lost in lies
We just don't care
We just don't care
We just don't care

(...)

***

pojechaliśmy dziś do miasta, na plac zabaw.





***

rozwijam (vide obok) STRONY CHUSTKI.
proszę o słowa krytyki, komentarze, sugestie, uwagi, tematy podstron.

piątek, 4 listopada 2011

[564].


(Katie Melua i Eva Cassidy - What a wonderful world)

***

dziś jestem chora na raka.

z ledwością rano wstałam, z trudem udało mi się zaprowadzić Syna na ósmą do szkoły.
spóźniliśmy się tylko kwadrans i dwie minuty.
wróciłam - zasnęłam.
spałam do południa.
następnie dokonałam cudu logistyki i udało mi się umyć i ubrać się (do szkoły wożę Syna w piżamie, chrzanić konwenanse).
wszystko opornie, potwornie opornie.
w tle - szarpiące, mniej lub bardziej intensywne bóle po prawej stronie, na wysokości talii.
wizualizuję wówczas, mimowolnie, rozrastające się komórki rakowe, które wyrywają się z wyznaczonych przez przyrodę cugli i rozmnażają się jak szalone.

***

Babcia B. kupiła mi elektroniczną wagę.
w sklepie, w kurtce, butach, z torbą, ważyłam 50 kg.

od dziś nie wykręcę się już, że zapomniałam się zważyć w szpitalu, podczas wizyty u Ulubionego Doktorka.

czwartek, 3 listopada 2011

[563].

(Triquetra - Astroblues)
dawno żadna polska piosenka mnie nie urzekła jak ta, dziś, usłyszana w Trójce, u Piotra Barona.

***

poszłam odebrać wyniki.
bo dziś rozpocząć mam kolejny kurs chemii.
ale wszystko zależy od wyników.

no więc:
bilirubina
godz. 8.00 - dziś pobrana, za godzinę odbiór
godz. 9.00 - brak wyniku
godz. 11.00 - maszyna do badania krwi zastrajkowała
godz. 12.00 - przyjechał pan naprawiacz
godz. 13.00 - trwa naprawa

tomografia
zrobiona w ub. tyg., dziś odbiór wyników.
godz. 9.00 - wyników nie ma, pani doktor właśnie przyszła do pracy
godz. 10.00 - wyników nie będzie, będą za tydzień, bo komputer do odczytu badań zepsuł się
godz. 11.00 - mogę se wziąć płytę z nagraniem z TK i mogę se gdzieś z nią pójść
godz. 12.00 - za godzinę przyjedzie pan naprawca
godz. 13.00 - trwa naprawa

***

słowo na temat statystyk (ira1 o tym trafnie napisała pod poprzednim postem).
drodzy chorzy na raka, nie wierzcie statystykom.
one są takie... statystyczne.
przecież każdy z nas jest inny.


łeb do słońca, jak mówi prezesunio Fundacji Rak'N'Roll, wczorajsza jubilatka, Magda Prokopowicz.
trzeba walczyć! - to mówię ja.


i na koniec pieśń zagrzewająca do walki od mojego karmicznego brata, Piotra:
więc:
WALKA, WALKA, WALKA - JOANKA!!!
JEBAĆ TABELE, JOANKA ZAWSZE NA CZELE!!!

w miejsce mojego imienia wstawiacie Wasze i już, do boju!

środa, 2 listopada 2011

[562].

(Peter Green - Time for me to go)
w rytmie tej pieśni odbiorę jutro opis tomografii.

***

wkleiliście mi pod poprzednim postem link do tego artykułu:
http://www.eonkologia.pl/S1-w-leczeniu-uzupelniajacym-raka-zoladka,4999-2302.html
pragnę sprostować: azaliż żadna to nowina - ja tym lekiem leczę się już drugi rok (jak widać - skutecznie, bom nadal po tej stronie lustra).

lek s1 (zwany wnież TS-1), jest produkowany przez japoński koncern Taiho od wielu lat.
http://www.otsuka.com/en/ir/library/pdf/2010/2010_11.pdf

u nas zaś jest  Xeloda - odpowiednik TS-1, bo na bazie 5-FU (stosowanego w onkologii od roku 1957!).


sęk w tym, że nie opłaca się koncernom podpisywać umów z Taiho na badania kliniczne na białej rasie, więc lek jest nadal tylko dostępny w Japonii.
jak sądzę również Japończycy nie są skorzy do badań klinicznych na białych, bo w sumie - po co.
swoich leczą, a jak ktoś ma fantazję (jak ja), żeby leczyć się tym lekiem, to se może kupić go bezpośrednio od nich.
(jak się domyślam monopol kształtuje cenę).


o ile dobrze pamiętam, TS-1 miał być w ubiegłym roku wprowadzony do badań klinicznych/sprzedaży w USA. nie wiem czy tak się stało, nie śledziłam tematu.

wtorek, 1 listopada 2011

[561].



(Republika - Odchodząc)

(...)
odchodząc zabierz mnie
odchodząc zabierz mnie
odchodząc zabierz mnie

(...)

***


Na każdym liściu komunikat
Ministra Najważniejszych Rzeczy:
"Palenie zniczy nie jest groźne...
Palenie zniczy może leczyć"

W każdym płomyku jeden człowiek
Którego komuś ciągle brak,
Który jeżeli go zapytać
Spokojnie odpowiada tak:

Dokąd tak pędzisz?
Spójrz za siebe
I na zielono drogę znacz
Stań między ludźmi, patrz im w oczy
Uśmiechaj się lub chociaż płacz

I powiedz ludziom niech przychodzą
Na cmentarz w Lesku i Uhercach
Palenie zniczy nie jest groźne
Chroni od ciężkich chorób serca

Chroni od pychy, niepokory
Podarte losy umie zszyć
Niech ludzie chodzą na cmentarze
I niech się tutaj uczą żyć...

Dokąd tak pędzisz?
Zwolnij trochę...
Po drodze coś ważnego zrób
Dokąd tak pędzisz?
Zwolnij trochę
I kochaj albo chociaż lub...



Na każdym liściu komunikat... - Artur Andrus

***

(...)
odchodząc zabierz mnie
odchodząc zabierz mnie
odchodząc zabierz mnie
proszę weź mnie też.
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga