korzystając z faktu, że mam więcej sił wybraliśmy się dziś przetestować nowe miejsce.
Kalimba jest przyjazna dzieciom, wygodna dla rodziców, swojsko bezpretensjonalna, z sympatyczną obsługą i przyzwoitym jedzeniem (tak dla dziecka jak i dla matki bez żołądka - zjedliśmy po pomidorowej z ryżem i zagryźliśmy wafelkami przekładanymi masą kajmakową i nie wynicowało nas ani nie zwinęło w rulon - a to dość istotne, szczególnie że dzień wcześniej umarłam kilkanaście razy po zupie z mleczka kokosowego, którą jakiś sushimanchuj doprawił octem zamiast trawą cytrynową).
obserwując ludzi w kawiarni pomyślałam, że przyjście tutaj bez dziecka to całkowite faux pas.
fajnie, że powstają lokale, w których dzieci biegające w rajstopkach między stolikami nikomu nie przeszkadzają.
***
gdy rozstałam się z ojcem dziecka AKA Voldemortem, zaczęłam wychodzić z Synem na miasto - z przyjaciółkami, z narzeczonymi i bez.
kiedyś Voldemort wysyczał mi przez telefon rozwścieczonym tonem - muzykę słyszę, znowu jesteś z małym w knajpie?
potwierdziłam.
on mi na to: dzieci ma się po to, żeby z nimi w domu siedzieć, a nie żeby chodzić z nimi jeść po restauracjach. dobre matki siedzą z dziećmi w domu.
zaiste powiadam Wam, nie uwierzyłam.
nie uwierzyłam, bo widziałam całkiem coś innego we Włoszech, we Francji, w Austrii.
no więc powiedziałam: a we Włoszech czy we Francji tak robią, to czemu tu nie można?
Voldemort odparł: bo tu jest Polska i tu się tak nie robi.
jakie szczęście, że są miejsca, które obalają ten mit w dwójnasób.
Kalimba jest przyjazna dzieciom, wygodna dla rodziców, swojsko bezpretensjonalna, z sympatyczną obsługą i przyzwoitym jedzeniem (tak dla dziecka jak i dla matki bez żołądka - zjedliśmy po pomidorowej z ryżem i zagryźliśmy wafelkami przekładanymi masą kajmakową i nie wynicowało nas ani nie zwinęło w rulon - a to dość istotne, szczególnie że dzień wcześniej umarłam kilkanaście razy po zupie z mleczka kokosowego, którą jakiś sushimanchuj doprawił octem zamiast trawą cytrynową).
obserwując ludzi w kawiarni pomyślałam, że przyjście tutaj bez dziecka to całkowite faux pas.
fajnie, że powstają lokale, w których dzieci biegające w rajstopkach między stolikami nikomu nie przeszkadzają.
***
gdy rozstałam się z ojcem dziecka AKA Voldemortem, zaczęłam wychodzić z Synem na miasto - z przyjaciółkami, z narzeczonymi i bez.
kiedyś Voldemort wysyczał mi przez telefon rozwścieczonym tonem - muzykę słyszę, znowu jesteś z małym w knajpie?
potwierdziłam.
on mi na to: dzieci ma się po to, żeby z nimi w domu siedzieć, a nie żeby chodzić z nimi jeść po restauracjach. dobre matki siedzą z dziećmi w domu.
zaiste powiadam Wam, nie uwierzyłam.
nie uwierzyłam, bo widziałam całkiem coś innego we Włoszech, we Francji, w Austrii.
no więc powiedziałam: a we Włoszech czy we Francji tak robią, to czemu tu nie można?
Voldemort odparł: bo tu jest Polska i tu się tak nie robi.
jakie szczęście, że są miejsca, które obalają ten mit w dwójnasób.
oj, potwierdzam, jest świetnie!
OdpowiedzUsuńnie ma stresa z niczym, z wyciąganiem własnej dójki również :)
a jedzenie - przepychota, no, no
żeby było jeszcze fajniej, lokal założyła świetna kobieta, która po urodzeniu własnego malucha postanowiła zająć się projektowaniem i wykonywaniem zabawek dla dzieci. zawiodło to ja do "knajpy", hyhy, niech każdy sam wyciąga wnioski ;)
ja wybieram mądre i odważne kobiety... i to co wyczyniają. bo to prawdziwe wyczyny :D
to z czyjegoś bloga dowiedziałam się o tym miejscu. może z Twojego, olaszku?
OdpowiedzUsuńeeee, nie. to tutaj nastąpił mój coming out, hyhy :)
OdpowiedzUsuńKalimba jest super, a szczególnie w nieco cieplejszą pogodę, kiedy można wcześniej zmęczyć dziecko na pobliskim placu zabaw:)))
OdpowiedzUsuńPolecam jeszcze to miejsce http://www.kolonia-ochota.pl/
pozdrawiam i życzę duuuuużo zdrowia:))
Aga
och, chyba dobrze, że się rozwiodłaś ;)
OdpowiedzUsuńz dzieckiem siedzi się w domu...?! To wtedy prawdziwe dzikuny z dzieciaków fajnych rosną.
Voldemort powinien ożenić się z niewolnicą, wtedy ona w domu z kilkorgiem dzieci a on poza nim, bo przecież rolą macho jest nie siedzieć w domu.
OdpowiedzUsuńWychowałam dzieci i wnuki i zawsze gnało nas gdzieś gdzie było fajnie, mimo tęgiego socjalizmu, a teraz łebskie z nich fachowe siły w firmach i korporacjach, no i kto "bogatemu" zabronił?
pozdrawiam, trzymaj sie dzielnie
A Voldemort to nie jest moj byly?
OdpowiedzUsuńA jego zona zona mojego bylego?
jezu jakie to wszystko jest popieprzone; w sensie relacje miedzyludzkie
OdpowiedzUsuńkazdy nosi w sobie toksyczne emocje i w sprzyjajacych okolicznosciach to wylazi rujnujac wszystko co mogloby byc pozytywne
dzieci sa biedne bo calkowicie bezbronne i bezkrytyczne wobec toksycznosci rodzicow; potem jako dorosli powielaja te same schematy, czasem mi niedobrze jak mysle o tym calym syfie, ktory mamy w swoich glowach
Kalimba ma przecudne zabawki... a na wypad z dziecięciem polecam jeszcze tydzien temu chyba otwarte my'o'my - Szpitalna 8 (wejście od Górskiego, za Wedlem) - dziewczyny same gotują i sa bio - też nie powinno Wam tam nic zaszkodzić. majomajki możesz też na fejsbuku znaleźć :)
OdpowiedzUsuńa co do byłych - zarówno tych zaobrączkowanych, jak i tych nie przywiązanych węzłem... mój - na sugestię, żeby wyjechać z półrocznym dzieckiem na wakacje stwierdził, że dziecko jest za małe na wojaże... nawet pod opieką rodziców... hehehe ;)
OdpowiedzUsuńTo trochę inna sytuacja, bo nie chodzi o męża (CAŁE SZCZĘŚCIE!!!). Zanim poznałam mojego S. była 5 lat w związku z gościem, który podejrzewam miałby to samo podejście, gdybyśmy (O LOSIE!!!) mieli dziecko. Typ, który uważał, że nie powinnam iść na studia, nie powinnam wychodzić "na miasto". W ogóle nic nie powinnam. Tylko gotować mu obiady i cierpliwie czekać, aż on powróci z nocych wojaży. Dostałam się na studia i znalazłam sobie pracę - dostałam w twarz...
OdpowiedzUsuńMoże kiedyś napiszę o tym u siebie. Tylko szkoda mi czasu nawet na machanie palcami po klawiaturze w tej sprawie...
Na szczęście się zmienia i widzę w restauracjach sporo rodziców z dziećmi. Obsługa się uśmiecha, podsuwa ciasteczko, bierze na kolana, nikt nie patrzy krzywo (raz usłyszałam, jak wbiegliśmy do pewnej kawiarni, bo padałam z głodu i musiałam szybko, a Majut marudził, że "widać nie chce chodzić po lokalach"; owszem, co tego lokalu już nie chce i nie przyjdzie).
OdpowiedzUsuńA propos jedzenia
OdpowiedzUsuńNa sushi, futomaki, norimaki i temu podobne tez trzeba uwazac, bo do ryzu tradycyjnie jest dodawany ocet ryzowy
oj pamiętam naszą pomidorową z Chłopakami w Domotece na Targówku :) pozdrawiam m.
OdpowiedzUsuńA on ze średniowiecza,czy co...?
OdpowiedzUsuńdajcie spokój chłopakowi. on przecie dobrze wiedział. oni zawsze dobrze wiedzą. teraz zapewne w poczuciu spełnionego obowiązku siedzi i tłumaczy kolegom, że chciał przecież Aśkę ocalić przed losem nieboRAKA, ale ona na miasto wychodziła więc ma! ot co.
OdpowiedzUsuńMatko Joanno od Kilkulatków! powinnaś chodzić w worze pokutnym oddanego macierzyństwa i spać we włosienicy, aby o brzasku wstawać żwawo cerowania mikro-skarpetek pacholęcia ;P
OdpowiedzUsuńmy byłyśmy dzisiaj na czekoladzie w Numery-Litery. bez dzieci. a ja kupiłam sobie książkę pt. "Słoniatko" ;)
myślałam, że dopadł cię jakiś znaczny smutek, a tymczasem to było twórcze skupienie :) intuicja cóś mnie chyba zawodzi...
OdpowiedzUsuńpiękna czapka! ale co się dziwić, nabiera urody od właścicielki/twórczyni...
buzia, Kobieto z chustką!
Omg, ale dziwak z tego Voldemorta!
OdpowiedzUsuń