niedziela, 5 września 2010

[152]. rozwój.

lubię obserwować rozwój Syna.
podchodzę do tych obserwacji z ponurym rozbawieniem, bo tempus fugit - dla Giancarla oznaczając wzrost, dla mnie - przemijanie.
i choć parametr czasu dla obydwojga ma inne znaczenie, to każdy kolejny dzień życia stanowi nieprawdopodobną wygraną, którą  cieszymy się i którą wspólnie smakujemy.

aktualnie Syn poszerza i porządkuje bazę danych zadając setki pytań, a ponieważ naszym ulubionym miejscem do konwersowania jest samochód, więc gdy jedziemy na jakąś wycieczkę, Syn zagaja: mamusiu, czy masz ochotę porozmawiać na jakiś temat?
odpowiadam - z przyjemnością - bo przecież cóż milszego na tym świecie od dialogowania z interlokutorem na poziomie.
wówczas Syn, z prędkością z którą pochłania czipsy, zadaje pytania:
- skąd murarze wiedzą jaki dom mają zbudować? czy oni budują je tak znienacka byle gdzie?
- dlaczego niebo jest niebieskie?
- czy tylko dorośli mogą się całować w usta?
- skąd wiesz, że mgła to woda? czy jesteś tego pewna?
- skąd ty znasz tyle przepisów kulinarnych na pyszne jedzonka?
- w jakich sytuacjach mogę mówić "o kurczę"?
- którą z Atomówek lubisz najbardziej?
- co to jest nieboskłon?
- dlaczego na naszym podwórku tyle dzieci biega za jedną piłką?
- opowiedzieć Ci na czym polega gra Muchtrix?
- z jakiego powodu koty nie lubią się z psami?
- po czym ja poznam którą dziewczynę mam wziąć za żonę?
- czy na jezdni może być cienka warstwa wody?
- z jakiego powodu gwiazdy świecą?
- dlaczego tatuś mówi na basen "sadzawka"?
- dlaczego starzy ludzie mają w domach takie antyczne przedmioty?
- czy kruki są drapieżnikami?
- co to jest i po co jest grawitacja?


wystarczy jeden taki przelot na pobliską stację benzynową do kompresora i nazad do domu i mam kwadratowy łeb i spocone zwoje mózgowe.
jak tak dalej pójdzie to chyba zacznę dostawać strategicznej chrypy przed wejściem do auta.

***

poza samochodem Giancarlo też błyszczy elokwencją.
zebrałam kilka tekstów z mijającego tygodnia, żebyście mogli wyobrazić sobie jaką mam z Nim rozrywkę.

1.
Syn poszedł pozwierzać się Niemężowi na ucho, a Niemąż w zaufaniu przekablował mi konwersacyję.
- czy wiesz Wujku co jest najwspanialsze na świecie?
- nie.
- najwspanialsze na świecie jest kiedy mężczyzna i chłopczyk mogą razem całować i przytulać swoją kobietę czyli żonę i mamusię.

2.
z pokoju Syna dobiega mnie narzekanie piskliwo - płaczliwym głosikiem w stylu Prosiaczka z Kubusia Puchatka - o rety... o rety... o rety... o rety-rety-rety-retyyy...
- co tak wzdychasz, Misiaku? - pytam zaniepokojona - i myślę - jak nic coś Go boli!
głosik na granicy płaczu odpowiada - wzdycham, bo zapomniałem, co jest bałaganem, a co nie i nie wiem co mam posprzątać.

3.
przygotowałam śniadanie: jaja na twardo, pomidory, pieczywo, masło. ot, nic szczególnego.
Syn zasiada przy stole, ocenia sytuację i wygłasza sentencję: jakie doskonałe śniadanie - jest pyszne i pożywne.

4.
przygotowałam obiad. czas na kolejną złotą myśl.
- och mamo, wspaniała paella... od dziś krewetki będą na zawsze igrać w moim sercu.

5.
u fryzjera - czekamy, Syn w kąciku dla dzieci kończy rysowanie kwiatów dla mamusi.
pani Iwonka, fryzjerka, pyta: a dla mnie narysujesz kwiaty?
Syn odpowiada - przykro mi, ale nie - za słabo się znamy.

6.
u fryzjera c.d. - Giancarlo sadowi się w fotelu i trzeszczy pod nosem: wiem, wiem, mam się nie wiercić, bo mnie pani Iwonka krzywo ostrzyże i będę wyglądał jak idiota.

***

dodam, że to dziecko w ósmym miesiącu życia znało osiem słów, którymi sprawnie obsługiwało rzeczywistość.
wówczas któraś z moich przyjaciółek powiedziała, że ma wrażenie bycia na próbie w teatrze, gdy słucha moich rozmów z Małym.

przytoczę jeden z typowych dialogów:
podchodzi do Syna jamnik Agrest (nasz śp. pies), Syn woła: pieees!
mówię: pies podszedł.
Syn: pieees.
ja: pies szczeka hau-hau.
Syn: piees, au-au.
ja: tak, pies szczeka hau-hau.
pies szczeka.
Syn: pieees!
ja: pies zaszczekał do Jasia hau-hau.
Syn: Asia au-au.
ja: tak, pies zaszczekał hau-hau.
Syn: pies au-au.
itd. przez pół godziny.
rozmowy te, rzecz jasna, prowadziłam ze śmiertelną powagą i doskonałą dykcją, co by dziecinka mądra rosła i umiała odpowiednie dać rzeczy słowo.

a teraz zastanawiam się, czy nie działałam na własną zgubę.

11 komentarzy:

  1. Pięknie piszesz.
    Niby proza, a jednak poezja.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sama zastanawiam się nad "posiadaniem" dziecka. Ta myśl krąży nade mną od pół roku.

    Obawiam się, że konsekwencje tego są nie do przewidzenia i mogę nie poradzić sobie jeśli np. urodzi się niepełnosprawne (na co ja akurat mam sporą szansę).

    mieć, nie mieć, mieć, nie mieć...?
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja już wiem czego chcę: chcę mieć z Tobą dziecko ;) Ale chyba Pan i Władca się na to nie zgodzi. Dziś wieczorem go o to zagadnę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Anonimowy> lizus! :D

    Iwona> jak się urodzi niepełnosprawne to będziesz kochać niepełnosprawne.
    i bez wątpienia sobie poradzisz, bo każda matka jak chce, to sobie poradzi.
    dla dziecka góry jesteśmy w stanie przenieść.

    Anusia> daj znać, czy się zgodził.

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak tak, skąd ja to znam :
    Mamo a gdzie idzie śnieg jak nie ma zimy?
    Mamo niekoli można pić tylko mało?
    Mamo jesteś moim pomidorkiem a ja twoim ogórkiem itd itp...
    Ale sens życia w tej chwili jest przynajmniej dla mnie dzięki temu jasny i klarowny ;)
    Kinga
    P.S .Ubranka zrobiły furorę
    Pokazano babci , tacie i tacie i babci i tak dalej... W pajaca wskoczył na pierwsze spanie i tak dwa razy dziennie nie chce już słyszeć o innym ubraniu do snu ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Adam> duże :)

    Kinga> cieszę się bardzo, że Kubuś zadowolony z ubranek. piżamka - kombinezon mechanika samochodowego McQueena to jest TO!
    to prawda, dzięki dziecku wyjaśnia się sens życia.

    OdpowiedzUsuń
  7. to moze ktos wie... jak daleko zaczyna sie niebo...????

    OdpowiedzUsuń
  8. wszyscy to wiedzą... pod nogami Pana Boga :)
    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  9. Usmialam sie szczerze, fajnego masz syna.
    ad.3. kolega z Bieszczad, wegetarianin, przyzwyczajony do prostego jadla i ogolnie prowadzacy bardzo oszczedny tryb zycia, wpadl do kolezanki z zaskoczenia w porze lunchowej. Nie miala duzo rzeczy w lodowce, wiec po prostu upiekla ziemniaki w piekarniku i podala je z sola i maslem. Kolega:
    -- Takie proste, a takie pyszne.

    Pozdrawiam i wielu pieknych rozmow z Giancarlem zycze :)
    Marta

    OdpowiedzUsuń
  10. Pan i Władca się nie zgodził :( ale masz abonament na bycie ulubioną ciocią wariatką naszego przyszłego dziecka co go jeszcze nie ma.

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga