na drogę wyszedł nam ogromniasty łoś, ale nie zdążyłam zrobić mu dobrego zdjęcia.
zanim zatrzymałam auto i przestałam drzeć się Syneczku, Syneczku, widzisz łosia, wielki łoś stoi na drodze, zanim wyjęłam drżącymi rękami aparat, zanim otworzyłam szybę auta, zanim nastawiłam aparat, to okazało się, że nie zdjęłam dekielka z obiektywu.
tak więc dałam radę sfotografować tylko kawałeczek spokojnie oddalającego się łosia.
piękny był, mówię Wam!
był ogromny, miał gigantyczne poroże i sierść w kolorze gustownego brązu.
***
a potem puszczaliśmy Buzza.
genialna zabawa, dawno się tak radośnie nie wybiegałam.
pojechaliśmy po puszczaniu latawca do Babci B., Giancarlo skorzystał ze wspaniałej pogody i pohuśtałam Go w hamaku.
***
na zakończenie, w ramach koncertu życzeń, specjalnie dla Luiki - jesienne rozweselające słoneczko z ogrodu Babci B.:
i pomyslec ze mam 33 lata i jeszcze nigdy nie puszczalam latawca
OdpowiedzUsuńO, to chujowo. Pora nadrobić. I nie czekać aż się będzie miało raka.
OdpowiedzUsuńja kiedys widzialam pania los, i trzy male losie do kompletu. i tez nie zdarzylam zrobic dobrego zdjecia :(
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że takie wspomnienia nieutrwalone na zdjęciach mocniej się ryją w pamięci.
OdpowiedzUsuńMam zamówienie dla Ciebie na fotę: chcę piękne zdjęcie jak Joanna wgryza się w midorra.
OdpowiedzUsuńPS. W środę po 17 odbiór kulek tak jak zwykle.