w komentarzach do poprzedniego wpisu ktoś napisał, że moje leczenie jest kancerogenne.
to prawda.
leczenie chemioterapią czy radioterapią ma tę właściwość, że owszem - zabija nowotwór (o ile trafi się z leczeniem), ale również powoduje nieodwracalne zmiany w organizmie, które mogą potencjalnie być przyczyną rozwoju kolejnego nowotworu.
takie jest ryzyko.
ale prócz ryzyka są szanse - że zatrzyma chorobę.
rzecz jasna są też inne możliwości - np. leczenia alternatywnego.
jeśli ktoś wierzy w zbawienną moc ziarna gorczycy w ranie pod kolanem, super.
jeśli ktoś wierzy w kurację wodą utlenioną, dietę z Anty raka, akupunkturę, amigdalinę, pestki moreli czy zastrzyki z witamin B - świetnie.
tę drogę każdy chory musi przejść sam, samodzielnie dokonać wyboru metody leczenia - zgodnie ze swoimi przekonaniami, wiedzą, wyobrażeniami.
ja wybrałam tak jak wybrałam.
nie zamierzam pisać o alternatywnych metodach leczenia, bo ani nie znam się na nich dobrze, ani w nie wierzę. jeśli już, mogę wypowiedzieć się o wspomaganiu leczenia - o suplementacji, diecie, badaniach dodatkowych.
a jeśli komuś pomógł bioenergoterapeuta spod Pszczyny, gratulacje.
mnie pomaga głaskanie przez Syna i zupa pomidorowa Babci B.
12 lat temu
wlasnie, mozna jeszcze gri-gri i marabutow
OdpowiedzUsuńmi tez pomagaly dziecinne raczki
donosze, ze za-tydzien-dziesieciolatek nadal pachnie jak maluch
tak, gri-gri też pomaga.
Usuńi marabuty też.
okłady z dziecinnych rączek - bezcenne.
a pomidorowa z odrobiną mleka kokosowego? b-o-s-k-a.
OdpowiedzUsuńa pomidorowa z lubczykiem? odlot!!!
Usuńooo noooo, moja przyjaciolka z dziecinstwa,stwierdzila ze lubczyk niestety narkotykiem jest i moglaby go sobie podawac do-zylnie,do-miesniowo lu
Usuńlub/i wciagac nosem. Chusteńko Bądź.
Usuńi miłość Niemęża.
OdpowiedzUsuńuśmiechów 100.
jesteś DZIELNA.
i Viledy tuptanie po brzuchu.
Usuńi zielona herbata o smaku truskawkowym.
i ciepłe skarpety z kolorowej wełny.
:)))
"Nie była to tylko kwestia czasu, a w tych przypadkach nie ma go wiele do stracenia, biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie tak zwane metody alternatywne, jeśli już działają, to długoterminowo. Chodziło o to, że w gruncie rzeczy im nie ufałem. A mieć zaufanie do leczenia i do osoby, która je zaleca, jest w procesie zdrowienia czynnikiem niezwykle ważnym, wręcz podstawowym" Tiziano Terzani, "Nic nie zdarza się przypadkiem", Świat Książki, Warszawa 2009, str. 12
OdpowiedzUsuńprawda.
Usuńzaufanie do leczącego i do wybranej metody leczenia to podstawa.
właściwie rozumiałabym wręcz zaufanie jako wiarę.
Pewnie w ogole do konca nie wiemy wszystkiego dotyczacego leczenia raka... probujmy wiec jak najlepiej sobie radzic i ufac, ze bedzie dobrze :).
UsuńI zyc jak najpelniej i najdoskonalej (nie znaczy perfekcyjnie ;)) - ale to powinnismy robic ZAWSZE :)).
Chustko, dzieki Tobie juz teraz staram sie zyc CALA PELNIA :)) i dzieki wielkie Ci za to raz jeszcze!
I czym sie mocno i cieplo, w otoczeniu Twoich najlepszych i najprawdziwszych aniolow strozy :)) Gosia
A do pomidorowej pod koniec gotowania łyżka nasion kopru (takich z baldachów kopru, jak do kiszenia) !!
OdpowiedzUsuńSprawdzone. Inny, lepszy smak (jak w reklamie :-)))
Poydrawia nieymiennie Ania B.
Oczywiście : pozdrawia niezmiennie :-))
OdpowiedzUsuńpozdrawiam i poydrawiam ;)
Usuńzupelnie nie rozumiem, przeciez to blog a nie oficjalna strona Ministerstwa Zdrowia, a co za tym idzie, autor i tylko autor decyzuje, co pisze, co pomija i co mysli o tym i tamtym, wiec komentarze o tym, czego brakuje, sa bezpodstawne.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cie pozdrawiam Chustko! I niezmiennie trzymam kciuki za wiele jeszcze wiosen!
Kancerogennych, w dzisiejszym świecie, moze być wiele rzeczy.. Wierzę, że uzdrawiających jest jeszcze więcej, i do nich z pewnością należy MIŁOŚĆ pod każdą postacią, viledoterapia i ugotowana z czułością zupa pomidorowa..
OdpowiedzUsuńMiłość potrafi być bardziej zabójcza niż nowotwór.
UsuńChodziło mi o to, że potrafi szybciej zabić :)
Usuń"Bardziej zabójcza", yh. Polski język trudna język.
Trzymaj się mądra i piękna Chusteczko. Czytam i mądrzeję dzięki Tobie.
OdpowiedzUsuńO rany, dziecięce rączki lekarstwem na całe zło :), pomidorowa Babci B niedługo będzie jak woda z Lihenia. Sama chętnie bym ją wciągnęła nawet nosem :).
OdpowiedzUsuńTwoja choroba (choć po części też ją przeżywamy), ale twój blog, twoja decyzja, twoje życie. My możemy co najwyżej tylko Ci kibicować z tej strony kompa, no inni mają inaczej....osobiście głaszczą, spacerują :).
I ja też mądrzeję i ... zaczynam doceniać, inaczej patrzeć na codzienne sytuacje. A co do Giancarla, myślę, że przez te kilka lat od Jego narodzin otrzymał od Ciebie więcej ciepła, dobroci, wrażliwości, miłości i mądrości niż niejeden dorosły człowiek otrzymał od rodziców przez całe swoje życie.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, każdy najlepiej wie co mu służy i potrzebne jest. Mówi się "żyj i daj żyć innym" ja dodaję daj zdrowieć innym po swojemu.
OdpowiedzUsuńNieustająco rozwalały mnie cudowne rady jak mam się żywić ODPOWIEDNIO po 16 cyklach chemii. Nie jedz tego, nie patrz na to itede.
I też najlepiej działało na mnie sushi w formie przywrócenia smaków właściwych jamy mej osobistej gębowej, wszystko inne powodowało wymioty. Woda również. I miałam szczęście poznać małżeństwo mieszane polsko-japońskie, które kilka przepisów mi podrzuciło na ciekawe dania japońskie. Nie lecznicze. I się zajadałam z dobrym dla mnie skutkiem, bo przynajmniej coś jadłam a nie tylko chudłam.
Jednym ciekawym się podzielę. Pokrzywa, najlepiej świeża(zmiażdżona albo drobno siekana)+melasa z trzciny cukrowej(jasna). Proporcje dowolne. Mnie smakowało, poprawiało apetyt. Potem się okazało, że poprawiało też morfologię, jako skutek uboczny nie zamierzony aczkolwiek miły:)))
Dlatego się podpisuję pod Twoim postem "rencyma i nogyma". Zdrowiej po swojemu Joasiu.
A z tymi spacerami, niestety zgadzam się z Niemężem - wybacz. Niech nie odpuszcza :)))
Ciepełko zostawiam i moc z uśmiechem lubb moc uśmiechów - co wolisz :))
Czytam,czytam ....mało się wpisuję:-) ale niezmiennie "czymam" kciuki i moc pozytywnej energii ślę!!
OdpowiedzUsuńPomaga leczenie.
OdpowiedzUsuńNie pomaga chowanie głowy w piasek, siedzenie na fotelu i powolne umieranie. A właśnie taka terapię zafundowała sobie moja mama. Dopiero ból koszmarny skłonił ją do szukania pomocy.
Żadne argumenty nie trafiały.
Zdrowiej jak napisano powyżej po swojemu. jedz, okładaj się kotem i synem. Truj się świeżym powietrzem
Dzięki leczeniu jesteś z synem dłużej, nie uciekasz mu, pokazujesz mu, ze go kochasz.
Buziaki mocne
jakby nie patrzec to leczenie tymi japonskimi glonami jest leczeniem alternatywnym; w polskich schematach leczenia raka chyba nie jest to przewidziane
OdpowiedzUsuńChustko jesteś na JoeMonster!
OdpowiedzUsuńhttp://www.joemonster.org/mg/106415,lastup
Pozdrawiam serdecznie
Ewa
heheheheh - tak trzymać!
OdpowiedzUsuńTo ja bym chciala notke o o wspomaganiu leczenia - o suplementacji, diecie, badaniach dodatkowych. Bo wujek chory i chudy. Juz nie chudnie bardziej, bo chyba sie nie da, ale tyc tez ie tyje.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Aga
Anonimowy z 9:55> masz obok informacje, w stronach Chustki.
UsuńZuch!
OdpowiedzUsuń:)Monika
OdpowiedzUsuńHistorie dające nadzieje, że cuda się zdarzają :)
OdpowiedzUsuńhttp://www.wprost.pl/ar/151500/Podgrzewanie-raka/
W powyższym linkowanym artykule prof. Religa mówi o przypadku z jego kariery, kiedy facet z gigantycznym złośliwym rakiem żołądka żył 30 lat po operacji, podczas której nawet nie udało sie wyciąć całego nowotworu!!! Zdarzają się!
OdpowiedzUsuńCzyli jak dobrze rozumiem koktajl z ozorow wolowych z dodatkiem kopru wloskiego tez moze zdzialac cuda, skoro mielona watrobka cieleca z pietruszka pomaga? Czyli z tym wkladaniem do pieca na trzy Zdrowaski to nie byla wcale przesada.
OdpowiedzUsuńnie byla, termoterapia to sie nazywa
Usuńterapia w hipertemii, dokładnie rzecz biorąc.
UsuńDobra zupa pomidorowa i dziecięce przytulasy to super lek. Na pewno lepsze od ziarna gorczycy. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy
Miłośc !!!
OdpowiedzUsuńTo lek na wszystko.
Nie kupisz jej na receptę.
Pomidorowa i głaskanie to też wyraz tej miłości.
Kto wie czy to nie ważniejsze niż sushi/tabsy itp medyczne czary.
Buziaki
Zgadzam się . Miłość czyni cuda .Mój mąż odwócił się odemnie Po 30 latach spędzonych wspólnie .Niestety rak nas rozdzielił .trudno ,nie mam żalu .Ale żyję dla wnuka ,którego wychowuję .I to daje mi siłe i odbieram 5 juz tel.ze szkoły od wnuczka ,który upewnia się ze wszystko ze mną ok.Ja również zaufalam wspaniałemu lekarzowi i dobrze na tym wychodze jak na razie.Moja przyjacółka zaufała bioenergoterapełtom i chińskim szarlatanom i niestety już jej nie ma .....Eliza
UsuńOczywiście bioenergoterapeutom ......
OdpowiedzUsuńoj tam oj tam..
UsuńToż to zwykłe przejęzyczenie/przeklikanie
Nawet Obamie sie to zdarza..
Do pomidorowej od niedawna dodaję odrobinę czerwonej pasty curry. Mmmmmm...... Pysznosci!
OdpowiedzUsuńChustko, wierzę w Ciebie!
Anonimowa Agnieszka
:)
OdpowiedzUsuńMoja sąsiadka miała ten sam typ nowotworu co mój tata - jego już nie ma a ona od czterech lat daje radę.Różnica między nimi była taka,że tata się całkowicie załamał a ona nawet w trakcie chemio i radioterapii była uśmiechnięta,ciągle coś robiła,smażyła powidła,wychodziła z psem choć ledwo tuptała i starała się żyć w miarę możliwości aktywnie...
OdpowiedzUsuńJeśli do silnej psychiki dołożymy dobrze wcelowane leczenie to ni ma siły musi być happy end:)
Miłego dnia Asiu
z całym szacunkiem Aga, ale skąd wiesz? Jaki ma sens wyszukiwanie takiego kanonu jednej różnicy? Załamał się a ona smażyła powidła i miała silną psychikę...
UsuńMoim zdaniem tego rodzaju rozumowanie też służy temu, aby zachować jakieś pozory kontroli. Choćby we własnej głowie.
Piszę aby napisać, że Ci którzy nie wygrali z rakiem, nie byli kurde temu winni. To choroba ich zabrała, tyle.
Kwintesencja!
UsuńI amen.
Nie otwiera mi się ten link na górze bloga z artykułem w Angorze ;( szkoda, bo z wielka chęcią bym przeczytała :)
OdpowiedzUsuń"mnie pomaga głaskanie przez Syna i zupa pomidorowa Babci B." i sądzę, żę jeszcz uścisk krzepiący twojego Niemęża...
OdpowiedzUsuńTo jest najlepsze lekarstwo dodatkowe. Bez takiej "suplementacji diety" nie ma ma sukcesu.
Artykuł w Angorze jest zaciekawieniem do odwiedzenia blogu. W artykule przeczytałam,że szuka Pani ludzi, którym się udało z nowotworem zwyciężyć. Znam takiego, od ostatniej jego walki minęło 13 lat a miał tylko 3 miesiące życia... Więc się udaje z nim zwyciężyć i wierze, że Pani też się uda dla Jasia:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńbez przesady z tym karcynogennym
OdpowiedzUsuńnie ma leczenia bez skutkow ubocznych
10 tabletkami a 500 mg starzec moze popelnic samobojstwo, a tabletka aspiryny wywolac smiertelne krwawienie z wrzodu zoladka.
Nie przejmuj sie Chustko, w tym Twoja sila.
Myślę ze każdy leczy się tym w co ufa. Mój sąsiad leczy raka już 8 lat lewatywami, od czasu jak lekarze oznajmili mu ze teraz to już tylko hospicjum go czeka i żyje i jest ok.
OdpowiedzUsuńAle nie jestem pewna czy komuś innemu by to pomogło.
Lecz się, Chustko czym chcesz i jak chcesz, to jest Twoja choroba i Twoje leczenie.
Ja życzę, jak zawsze dużo sił i zdrowia!
Moja kuzynka je marihuane w małych ilościach i to jej bardzo pomaga,ma bardzo zaawansowanego raka jajnika
OdpowiedzUsuńA ty masz zaawansowany debilizm !!!
UsuńArtykuł w Angorze można chyba przeczytać po opłaceniu dostępu.
OdpowiedzUsuńJeśli to może dodać otuchy, mój mąż jest dwa lata po zakończeniu leczenia nowotworu IV stopnia; lekarze dawali mu małe szanse. Przeszedł agresywne cykle radio i chemio, nadal jest bardzo słaby fizycznie, ale rak zniknął w całości.
Z tą marihuaną - pomyślałabym , że to kpina, ale mój mąż też czytał o wpływie maryśki na raka i miał nawet koncepcję przemytu;)
MW
Chusti,ja znam niezwykła osobę, która wygrała z rakiem. Dla swojego syna. Przeżyła tyle, że większość z nas nie może sobie tego nawet wyobrazić. Jej wnusia przegrała, jej się udało. Cudowna babeczka. parę dni temu miała drugi udar. Nadal dzielnie walczy. Nie znam drugiej osoby, która ma tyle siły i pozytywnej energii. Danusia Wodzyńska-Czuchta http://na-ratunek-adasiowi.bloog.pl/?ticaid=6e8c5 Mam nadzieję, że za link się nie pogniewasz.
OdpowiedzUsuńOla> dziękuję za linka, może uda mi się trochę wesprzeć Adasia.
Usuńpozdrawiam serdecznie
Joanna
Każdy się leczy, jak chce i czym chce, nic nam do tego.
OdpowiedzUsuńChustko, to Twój wybór, Ty decydujesz, my trzymamy kciuki! :)
Mojemu tacie pozostały już tylko dawki morfiny, ale póki ON chce, my cieszymy się z nim każdym kolejnym dniem.
Ktoś odkrył "Amerykę spod kapelusza" tym stwierdzeniem? Wszelkie leki, nawet aspiryna pomagają w jednym zakresie czy nawet kilku ale i w kilku innych jednocześnie szkodzą. Cóz dopiero mówić o skutkach radioterapii czy zjadliwej chemii. Radioterapia ma szanse zniszczyć właściwie to wypalić komórki nowotworowe ale jednocześnie osłabia kości jako takie, pozbawia funkcji szpik kostny, upośledza mechanicznie funkcje ważnych narządów itd. Zarówno negatywne skutki radioterapii jak i chemii można mnożyć, opisywać ogólnie i szczegółowo w zależności od przypadku. W przypadku leczenia raka człowiek rozsądny wybiera najmniejsze zło i: albo się uda albo nie! W Polsce istnieje również taka zatrważająca statystyka jak ta że około 15-16% ludzi u których zdiagnozowano raka w ogóle nie podejmuje leczenia. Leczenie nowotworowe jest niezmiernie trudne w skutki uboczne jak uszkodzenia i bardzo złe samopoczucie. Oprócz lęku spowodowanego samą świadomością choroby, cierpieniem pooperacyjnym jeszcze dochodzą negatywne skutki leczenia. Dlatego obdarzam wielkim szacunkiem wszystkich chorych na nowotwory z powodu tego przez co przechodzą i uważam, że należy im się szczególne traktowanie zawsze, nawet wtedy gdy maja wszelkie symptomy wyleczenia. Lęk pozostaje w nich na zawsze i szczerze nie życzę nikomu nawet trollom bycia w skórze chorych.
OdpowiedzUsuńdodałbym: "ani w skórze osób, których bliscy chorują"
UsuńO tym wiem najlepiej:(
UsuńA ja w ciut innej sprawie - leczenie śmiechem:)
OdpowiedzUsuńPolecam, sama ześmiałam się na amen:
http://www.youtube.com/watch?v=awomcL7Qzbs&feature=fvst
Ściskam cieplutko
eM
Chustko kochana czytam "CIEBIE"i wydaje mi się, że gdzieś na wspólnej fali nadajemy.Coś niemożliwego staje się normalnością , a największa "głupota" najmądrzejszą maksymą życia.
OdpowiedzUsuńTwoje podejście do choroby jest takie nierzeczywiste a jednocześnie takie normalne ,że czytając CIEBIE , CHORY AUTOMATYCZNIE ZDROWIEJE....wiem to takie głupie filozofowanie moje ,ale mnie to pomogło.Nigdy nie myślałam o swojej chorobie jak o czymś strasznym , co ma się źle skończyć ,robiłam rzeczy niemożliwe , myślałam 0 tym ,że jutro przyjdzie nowy dzień i coś nowego przyniesie , jak mi kazano leżeć , to na przekór wstawałam , bo miałam wielką ochotę wleźć na drzewo ,żeby nażreć się czereśni , które śmiały się do mnie z samego czubka drzewa -później żygałam jak kocie , ale co tam , smak czereśni zakazanych był o wiele lepszy jak różne diety ,potem polazłam na truskawki i znowu mnie przeczołgało po łazience ...i to było piękne!!!!
Pozdrawiam Cię serdecznie i bardzo Ci kibicuję.
Danusia -mama Adasia.
Danusiu, moc buziaków dla Ciebie i Adasia :*
UsuńDziękuję Ci za ten post, bo już myślałam ze jestem wyrodną gospodynią swego ciała..Nie mogę sie zdecydować na żadną z diet ani innych cudów. Wierzę w swoją siłę i energię najbliższych. I już!
OdpowiedzUsuń