więc walczymy dalej.
dziękuję Wam za wsparcie.
Hledajíc protivníka, stavíme barikády.
Viníme ostatní, sami tak čistí.
(Daniel Landa - Protestsong)
S bezmocí otroků, pouta schovává.
Občan svobodný klopí zrak k zemi.
A ještě pálí jizva krvavá.
Oči se otevíraj s obtížemi.
V zajetí předsudků, láska uvadá.
Hledáme rozdílné, namísto sjednocení.
Vlastní tíha zas na nás dopadá.
Je tolik smutných očí v té naší zemi.
Hledajíc protivníka, stavíme barikády.
Viníme ostatní, sami tak čistí.
Co všechno dáme, za naše kamarády?
Kteří to vlastně jsou? Nejsme si jistí.
Ref: Král je klaun a klaun je králem,
pískot nese se znuděným sálem.
A tak pýcha vládne sama mase, nežijeme.
Přežíváme. Popereme se tu zase.
Ze lva se stal pejsek na řetězu,
slintá, čeká na odměnu od vítězů.
Je všechno v pořádku v tom našem okolí.
Pod teplou peřinou dobře se chrní.
Co bolí druhé, nás přece nebolí.
Tak zbylo z růží už jenom trní.
***
jako powszechnie znana specjalistka ds. ulepszeń, dziś zaproponowałam paniom z Zakładu Radioterapii, że w salach naświetlań do sufitu powinien zostać przytwierdzony telewizor, by leżąc, móc oglądać jakieś miłe bzdury.
inne usprawnienie związane z radioterapią - które wdrożyłam - dotyczy picia.
otóż jak pamiętacie, przed naświetlaniem muszę wypić pół litera, by wypełniony pęcherz odepchnął z pola naświetlania jelita.
robię tak: zajeżdżam do Babci B., która w blokach startowych czeka z wiadrem rosołu/pomidorowej.
piję na akord, oblizuję wąsy i wsiadam do bolida.
trasa do Centrum Onkologii zajmuje mi około czterdziestu minut.
w tym czasie przyroda dokonuje cudu i zamienia zupę w mocz.
upływa czterdzieści minut podróży i loguję się do bazy, gotowa do smażenia, z pełnym zbiornikiem.
przyznacie, że sprytnie to obmyśliłam.
aczkolwiek nie do końca.
nie przewidziałam, że np. wczoraj zepsują się dwa aparaty do naświetlań i trzeba będzie wyczekać w kolejce półtorej godziny z moczem podchodzącym do oczu.
- pani może się wysika? - zaproponował pan-technik-od-aparatu.
- m-m. wytrzymam. - jęknęłam przez zaciśnięte usta.
***
Niemąż powtórzył po raz miliardowy, że jest największym szczęściarzem na świecie i czuje się wygrany, bo ma mnie.
w sumie nic nowego, ale za każdym razem gdy to słyszę, zastanawiam się, czy mówi do mnie i czy nie oszalał.
a On mi wtedy odpowiada: tak, oszalałem. na twoim punkcie.
ech.
oby.
bo rozglądam się dookoła, a tu same chłopy z kryzysem wieku średniego.
jeden - w wypaśnej terenówce, drugi (w domu żona i czwórka dzieci) - zakochany nieprzytomnie w lafiryndzie, trzeci łazi po burdelach, czwartemu odwaliło, że musi być sam, by rozwijać swoje pasje.
ojapierdole, co tu się stało?
czy ludzie dobierają się przypadkowo w pary?
czy może, gdy napotykają na przeszkodę, wolą się cofnąć, niż ją razem przeskoczyć?
13 lat temu