piątek, 23 lipca 2010

[108]. zmiana koncepcji.

na wieść, że druga chemia będzie we wtorek, albo raczej w przyszły piątek, Babcia B. zapłakała mi w słuchawkę.
nic mnie tak nie wnerwia jak płacząca Babcia B., to jest szczyt szczytów, montewerest wkurwu.
a przecież nie powinnam się denerwować.

Babcia B. denerwuje się, że mnie rak pożre w równie ekspresowym tempie co mojego Ojca (tudzież męża Babci B., który temat raka załatwił w dwa miesiące, a właściwie - rak Jego).
wszelako nie wiem, czy przyspieszenie chemii o kilka dni cokolwiek zmieni.

***

przypomniało mi się, że w blenderze mam ostrze do kruszenia lodu.
serwuję więc Niemężowi i sobie drinki: podstawą są pokruszone kostki lodu zmiksowane z listkami mięty i cukrem trzcinowym, wodą mineralną, tonikiem i jakimikolwiek owocami - aktualnie ćwiczone są grapefruity.

***

zmywałam naczynia po obiedzie.
nade mną krążyła mucha.
czujecie to: mucha nad brudnymi naczyniami? ohyda!
pomyślałam: zabiję cię, jesteś obrzydliwa jak mój rak. jeśli uda mi się ciebie zabić, to dam radę też z rakiem.
chwyciłam za ścierkę, z całej siły rąbnęłam prosto w muchę.
zlew jęknął i zachrupały pękające naczynia.
muchę zwodowałam rurą do kanalizacji.
popękane naczynia wyrzuciłam.

***

namyśliłam się i wykupiłam receptę - nie będę czekać z zastrzykami z Neupogenu do poniedziałku.
od dziś Niemąż umili mi trzy wieczory zastrzykiem.
oznacza to, że już we wtorek będę gotowa na wlew cysplatyny.

może poprawi to humor Babci B. i przestanie tak strasznie płakać.
a jeśli nie poprawi Jej humoru, to przynajmniej poprawi ilość neutrocytów w mojej morfologii.

***

jak wspomniałam, byłam w aptece wykupić receptę. apteka jest pod lasem.
pakuję Syna pod apteką do samochodu.
- mamusiu, uważaj, za tobą stoi wielka mrówka!
- pokaż, gdzie? - zainteresowałam się zagrożeniem.
- już zwiała do lasu.

wyobraźnia to przekleństwo.
uszami fantazji usłyszałam jak wielka mrówka łupie nogami o ziemię uciekając w igliwie.

14 komentarzy:

  1. Wiesz maximrówa tnie w kostkę jak skurczybyk, więc lepiej uważać. Dzielny mężny syn mrówkomaxipogromca chroni swą rodzicielkę...
    Dobre dzielne potomstwo z niego.

    Nadal czekam na info kiedy wpadasz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyciągnij już tego raka z ust...bo zawsze będziesz w takim stanie zawieszenia...ani go nie połykasz ani nie wyrzucasz z siebie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Będzie cisplatyna, będzie...
    Ech, jak sobie przpomnę te wszystkie wlewy - 17 zaliczyłam. Takie życie od szpitala do szpitala. Ale nie ma wyjścia :)
    Trzym się dzielnie! :*

    Herzogin

    OdpowiedzUsuń
  4. Anusia> jeśli w ten weekend będzie nieco chłodniej, to z przyjemnościom kiedy tylko możesz. ustalmy szczegóły na gg.

    Anonimowy> nie podoba się banner? :]

    Herzogin> dziękuję za słowa otuchy. podziwiam Cię, Kasiu. dla mnie 17 chemii brzmi niewyobrażalnie strasznie... tyle dni spędzonych na wnikliwym oglądaniu ściany, ech...

    OdpowiedzUsuń
  5. Po ścianach bym chodziła, gdybym miała siłę ;)
    Ale moja pierwsza sąsiadka miała 22 chemie, więc od początku miałam dobrze ustawioną perspektywę ;)

    Herzogin

    OdpowiedzUsuń
  6. a przynajmniej coś dały te 22 chemie?

    OdpowiedzUsuń
  7. Cecilie, tez dostawalam stara dobra cisplatyne. Zdradliwa suka jest.
    Trzeba duzo wody pic, zeby ja wysikac, ale to pewnie wiesz.

    Mialam tylko 4 wlewy, po jednym w tygodniu, z rownoczesna radioterapia.

    Joanno, kciuki zaciskam mocniej.

    OdpowiedzUsuń
  8. Cecilie> mój Boże, 17 wlewów, jestem pod wielkim wrażeniem.
    Kasiu, podziwiam, wielbię Cię, jesteś WIELKA.

    Anonimowy> pytanie nie na miejscu. jasne, że coś dały 22 chemie. przecież po to były!!!

    Aniaha> wiem, że cysplatyna niszczy nerki, wiem, piję więc.
    dzięki za kciukozacisk, potrzebuję tego :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Dały, dały... pani miała przerwę pół roku. Potem potwory wróciły, leczy się dalej, ale jest w niezłej formie. Fajna babka ;)

    Ech, Joasiu, nie ma mnie co podziwiać. Walka o życie, ot co - robi się więcej, niż by się człowiek po sobie spodziewał :)
    Tyś też dzielna, piękna kobieto ;)
    :*

    Herzogin

    OdpowiedzUsuń
  10. dopóki nie jest się chorym, to nie wie się, ile jest w nas siły.
    dopiero ekstremalna sytuacja pokazuje, kim jesteśmy.

    OdpowiedzUsuń
  11. Ode mnie kciukasy dla neutrofili i uściski dla Ciebie

    OdpowiedzUsuń
  12. dziękuję i ślę uściski rewanżowe :)
    neutrofile karmię Neupogenem, jutro strzelę morfologię, więc zobaczymy czy ruszyły swoje chude dupinki i czy rozmnożyły się.
    biorąc pod uwagę to jak mnie potwornie bolą stawy i kości, to należy wnioskować, że Neupogen działa...

    OdpowiedzUsuń
  13. Tak czytam i czytam i myślę sobie, że to średniowieczna Gildia kobiet walczących z potworami za pomocą magii. Nie rozumiem nic, ale gdzieś tam flaki mi się ściskają i za swe bohaterki trzymam kciuki, kolana i kostki z sił całych. I mam nadzieję, że w końcu przyjedziedzie ten cholerny rycerz na jakimś tam koniu i wreszcie powali tego raka. I kompletnie mi głupio, że patrzę na to oczami osoby z zewnątrz - jakbym czytała powieść jakąś, bajkę braci Grimm. A jednocześnie jakie błogosławieństwo, że nie wiem o tym nic a nic ze skóry własnej. ehhh

    OdpowiedzUsuń
  14. coś w tym jest.
    nie znam osobiście pozostałych walecznych walczących, zbliżyły nas nasze blogi i takie same, choć różne choróbska.
    czerpię siłę z Ich siły, a jednocześnie przekazuję swoją siłę, nadzieję i wiarę, że damy radę.
    dużo w tym magii, to prawda.
    przekazywanie gud wajbrejszons przez net jest czarodziejstwem :)

    chyba Cecilie napisała w swoim blogu, że lepiej żyć krótko i odważnie, niż długo i tchórzliwie.

    to choroba dla odważnych.

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga