***
- mamo, chcę się tobą opiekować, bo jestem mężczyzną. |
w każdym z nich autorzy bardzo silnie kładą akcent na odczuwaną wdzięczność, radość z życia.
mam to samo.
a nie czułam czegoś podobnego przed zachorowaniem, choć żyłam bardzo intensywnie.
wnioskuję, że opisywane uczucie jest nie tylko amerykańskim hurraoptymizmem; to rodzaj - nazwijmy go roboczo - szczęścia, które jest pochodną docenienia życia jako takiego.
i zauważyłam, że stałam się mistrzynią przekuwania porażek w sukcesy.
do tego stopnia, że zastanawiam się, czy istnieje taki cios, w którym nie dostrzegłabym pozytywów.
wiecie co mam na myśli?
Mhm, czyli np. kot nasra na środek mieszkania - Ty się cieszysz, że zdrowo się wypróżnia.
OdpowiedzUsuńO to chodzi?
przykład z kocią kupą jest ok.
OdpowiedzUsuńaczkolwiek trudno ten przykład traktować w kategorii życiowych ciosów.
wiemy wiemy
OdpowiedzUsuńniestety to stan przejsciowy, w znacznej czesci;
bardzo tesknie do tego stanu
bylam wtedy bardzo szczesliwa
cos z tego tli sie nadal, ale nie jest to juz wielki zar milosci do swiata, jaki odczuwalam wowczas
akurat wtedy w domu jest szef i wdepnął w to. Cios?
OdpowiedzUsuńMG
Aniaha> ale póki jest, fajnie buja :)
OdpowiedzUsuńMG> ależ skądże! to świetna okazja, żeby został dłużej, umył sobie buty i zjadł z nami brancz ;)
W podpisie pod fotą wyczuwam indoktrynację Wujeczka.
OdpowiedzUsuńJa tez ostatnio bardzo kocham swoje zycie i widze w nim same pozytywy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z krolestwa frytek :-)
Werita
ja rozumiem:) i naprawde jest cos w tym, ze swiat jest dokladnie taki jak chcemy go widziec- chcemy widziec raj- staje sie rajem, chcemy widziec pieklo- staje sie pieklem
OdpowiedzUsuńwszystko jest wzgledne- to jedno jest pewne:)
Powalę Cię,Joanno:śmierć własnego dziecka :o?Sorry,sama prowokujesz....
OdpowiedzUsuńWiem, wiem o co chodzi :) Mam podobnie, a częściej: staram się ;) tak mieć ;)
OdpowiedzUsuńŚliczne fotki Twoje z synkiem. z rozchochranymi włosami jest ci bardzo fajnie. wyglądasz rewelacyjnie.
OdpowiedzUsuńAsiu, wiem, co masz na myśli.
OdpowiedzUsuńFotki śliczne.
Kocia kupa i anonim- kretyństwo.
Dziś w Rozmowach w Toku występowała Ania Romańczyk. Jestem pod wrażeniem jej siły, osobowości, wrażliwości...
Biedna, dzielna dziewczyna.
Dana> wyobrażam sobie, że takie przeżycia jak Ani budują w ludziach nową wartość. o ile trafiają na człowieka, który umie to udźwignąć.
OdpowiedzUsuńMy sami nie zdajemy sobie sprawy, jak silni( lub słabi) jesteśmy dopóki na własnej skórze nie doświadczymy nieszczęścia.
OdpowiedzUsuńTeraz słucham tego:
http://www.youtube.com/watch?v=nNDejApCfSc&feature=related
też tak mam i czasem widzę jak inni (zdrowi) na mnie patrzą, bo nie słyszą tych ptakow, które słyszę ja ;))))
OdpowiedzUsuńBo cóz to jest szczęście??? Brak nieszczęścia ;)))
Kolage pięęęękny!
http://mamczerniaka.blog.pl/
Tak,wiem o czym mowisz...ale trudno znaleźć kogos, kto ma te radosć tak po prostu, bez traumatycznych przezyc z przeszlosci...A jak mówi Aniaha i wtedy z czasem mija hmmm...współczesny homo malkontecticus :)) Wieczorne pozdrowienia !
OdpowiedzUsuńhej , jak tam Kobietko przytargałaś jakieś skalpy do chaty? ja ruszam jutro data będzie mi sprzyjała hihi
OdpowiedzUsuńmiało być na dzień następny ale mi szczałka poleciała
OdpowiedzUsuńNie wiem, po co wypowiadają się ci, którzy nie rozumieją o czym piszesz... to nie fura i komóra daje szczęście,... pozdrawiam, życzę najlepszego :-)
OdpowiedzUsuńKurcze, wiem. 4 maja urodziłam się po raz drugi. I czuję, że miałam szczęście, bo zdążyłam zauważyć, ile mogę stracić. Zauważyłam też, ile jeszcze mogę z życia wycisnąć.
OdpowiedzUsuńTeż tak masz? Czy to jest dziwne?
Pozdrawiam Droga Joanno! mimo, że "przez" Ciebie mam noc w plecy - czytam od wczoraj Chustkę "od dechy do dechy" :)