(...)
Jesteś szczęśliwa dzięki chorobie?
Zdecydowanie dzięki chorobie. Przed rakiem byłam osobą, która zawsze czegoś szukała, chciała więcej, ciągle gdzieś biegła. Nigdy do końca nie byłam zadowolona z siebie, z tego, co zrobiłam. Zupełnie nie potrafiłam się cieszyć ze zwykłego dnia. Gdyby nie choroba, dalej bym szukała szczęścia i prawdopodobnie nigdy bym go nie znalazła. Nauczyłam się żyć chwilą, być tu i teraz. Nie wyprzedzam czasu, nie zamartwiam się, co będzie.
Ale od sześciu lat żyjesz na krawędzi. Co jest w tym najtrudniejsze?
Właśnie to stałe życie na krawędzi. Chciałabym już mieć spokój, żeby ta choroba sobie poszła. Nie potrzebuję już tej krawędzi, żeby być szczęśliwą. Chociaż pamiętam kilka miesięcy w ubiegłym roku, kiedy zmiany w kościach i wątrobie się cofnęły, a ja nie do końca wiedziałam, jak żyć bez choroby. Bo wcześniej to rak organizował mi życie, z nim się budziłam i zasypiałam, musiałam walczyć, działać. Bez niego czułam jakiś brak. Jakby ten rak był mi potrzebny do życia. Żeby zauważyć, jak jest piękne, bo ulotne, bo może go jutro nie być...
A może tacy jesteśmy, że nie potrafimy do końca docenić życia, dopóki nie jest zagrożone?
Dzisiaj już jestem gotowa żyć bez tej krawędzi. To, przez co przeszłam, pozostanie we mnie na zawsze, pozwoli mi doceniać życie. Chcę cieszyć się z każdej drobnostki, każdej chwili spędzonej z Leonkiem. Nie chcę znowu biec na oślep, szukać czegoś gdzieś tam.
(...)
***
i obrazek z porannego maila od Niemęża.
tytuł maila: plany na najbliższy czas.
***
jak już się między wierszami zorientowaliście, właściwie zakończyłam konsultowanie się z profesorami i innymi docentami.
zdecydowałam.
jutro w nocy o siódmej rano stawiam się w klinice na ustalenie terminu operacji.
wybierając między dożywotnimi cyklicznymi chemioterapiami przerywanymi kontrolnymi tomografiami
a
próbą wycięcia żołądka (która wg mojego chemioterapeuty alias Ulubionego Doktora ma 10% szans powodzenia, na przeciwko mając 90% porażki, i-po-co-mi-to-pan-powiedział-ja-i-tak-wierzę-w-dziesięć-procent),
wybrałam.
***
podpisuję się pod słowami Magdy.
jestem szczęśliwa.
12 lat temu
Ja bym raczej myślał o 50 procentach. Uda się, albo nie, chociaż dycha, też nie w kij dmuchał szansa.
OdpowiedzUsuńjestem z Tobą :)
OdpowiedzUsuńNo to ciach. Szczęścia!
OdpowiedzUsuńPiękny rysunek!
OdpowiedzUsuńRelacjonuj nam sprawy szpitalne, pewno łatwiej będzie do nich złapać w ten sposób dystans i nie będziesz musiała "o kupie i zupie"...
Jesteś wielka i odważna i niesamowita na 100% a nie na 10!
A gdzie będziesz operowana ??
OdpowiedzUsuńw klinice na Szaserów w stolnicy.
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki. Bądź dzielna Bohaterko! Miło przeczytać, że jesteś szczęśliwa i mocno wierzę, że na starość wkleisz na swoim blogu zamiast rysunku swoje zdjęcie z Niemężem. Pozdrawiam z daleka.
OdpowiedzUsuńJutka
Trzymamy kciuki i kopytka za Cię. Tylko pisz regularnie
OdpowiedzUsuńA to się nie spotkamy bo ja będę w Centrum Onkologii ciapana. Buziak i jestem z Tobą mentalnie i duchowo!
OdpowiedzUsuńj
Na naświetlaniach poznałam kobiete bez zołądka. Oczywiście od razu pomyslałam o Tobie.. Wyglada świetnie, czuje się bardzo dobrze, apetyt dopisuje jej lepiej niz mi. Trzmam kciuki, będzie dobrze ! Wykorzystaj te 10% na 100%.
OdpowiedzUsuńdawaj znaki
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za wyrwanie skurwiela
lorely jak mozna mieć apety nie mając żołądka.?
OdpowiedzUsuńJoanno powodzenia ! Udowodnij nam po raz kolejny jak jesteś twarda ! Czekamy na wieści (kciuków nie puszczając)
OdpowiedzUsuń