czwartek, 27 maja 2010

[48]. cośtam.

dziś do południa miałam raka żołądka, a od popołudnia...

zadzwonili z Centrum Onkologii, że preparaty histopatologiczne (z kliniki gdzie mnie operowano) są tenteges-tamtaramtam, więc dla pewności chcą zrobić własne szkiełka z bloczków, ponieważ gdyż albowiem trą oczy ze zdumienia wpatrując się w mikroskop.

mili państwo, wiedziałam, że jestem oryginalna, wiedziałam, ale żeby aż tak? pfff.

i znowu zacznie się tygodniowo - dwutygodniowe oczekiwanie na wynik badania histopatologicznego, pewnie i też histochemicznego.
niefajnie.

***
byliśmy dziś z Niemężem uczcić święto.

oczywiście tybetańskie zioła wystąpiły w roli głównej, zaś po regulaminowej pół godzinie od wypicia ziół, gdy wjechały na stół warzywa na parze w sosie migdałowym, wyciągnęłam zza pazuchy cielęcinę od Babci B.

zauważyłam, że jestem obserwowana przez kelnera.
pewnie się zastanawiał, co jeszcze, prócz ugotowanego mięsa i ziół w proszku w kieliszku, wyciągnę z torby.

3 komentarze:

  1. 2 metrową faję wodną i wibromax 2000.
    Prawda, że miałaś to wszystko w torebusi?

    OdpowiedzUsuń
  2. jasne. i jeszcze żywego konia na biegunach i platon kapusty.

    OdpowiedzUsuń
  3. No ba, zagrycha musi być.

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga