z rakiem czy bez, nie mogę przecież wyglądać jak fleja, byłam więc u fryzjera.
moja ukochana Iwonka ostrzygła mnie tak jak zazwyczaj, tj. tak, jak zechciała. lubię to: wchodzę do fryzjera nie wiedząc, z jaką fryzurą wyjdę. tym razem powiedziała, że nie ostrzyże mnie króciutko, bo i tak mam już główkę jak makówkę.
nie lubię nawiązań do mojego wychudzenia, drażnią i kłopoczą.
boki bolą mnie już od rekonwalescencji po operacji. nie można tyle w domu siedzieć!
po fryzjerze sterroryzowałam Niemęża i pojechaliśmy do Babci B., dowiedzieć na co jestem chora wg dzisiejszych badań kliniki.
potem, trochę podstępem, udało mi się Go namówić na zakupy w centrum handlowym.
a teraz odpoczywam w pościeli, obłożona kanapkami, herbatką, książką.
misja spełniona :)
aha.
ciekawi niech wiedzą: rak żołądka.
będzie dobrze, tak postanowiłam.
chyba dobrze.
12 lat temu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz