wtorek, 11 maja 2010

[32]. higiena.

przygotowując bjuti kejs  do szpitala, rutynowo włożyłam do niego to, co zawsze wrzucałam jadąc w delegację: szczotka i pasta do zębów, turystczne opakowania szamponu i płynu pod prysznic, szczotka do włosów, mleczko i płatki do umycia twarzy.


wieczorną porą, gdy nadszedł czas na mycie się (zaleca się pacjentkom szykowanym do operacji dokładny prysznic wieczorem i następnego dnia rano), jakież było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam co się dzieje na sali przedoperacyjnej! 
pani z Płocka, przycupnąwszy na łóżku, cięła paznokcie.
pani po skosie, po wysuszeniu włosów suszarką, kremowała po kolei każdą część ciała innym preparatem, począwszy od worków pod oczami.
pani spod okna wcierała krem naprzemiennie, raz w łokcie, raz w ramiona, raz w pięty.
a każda z sześciu pacjentek spędziła pod prysznicem co najmniej pół godziny (mierzyłam im czas, tak).


dla porządku, ja, siódma, jako ostatnia weszłam do łazienki i odkręciłam kran od prysznica, obficie lejąc wodę w różne strony po kabinie.
zdecydowałam, że umycie się następnego dnia rano przed operacją będzie wystarczająco wystarczające.
umyłam zęby.
niewyposażenie się w dziesiątki słoiczków z kremami uznałam za normalne zachowanie w tej przejściowej sytuacji, można powiedzieć poniekąd - krótkotrwałej wizycie.
zakręciłam kran prysznica.
poszłam usiłować spać.

2 komentarze:

  1. babka_kiepska12 maja 2010 08:59

    nie no, higiena musi być.
    każda z nich na swój sposób próbowała udawać, że nić jej nie jest. a widzisz, to działa :*

    OdpowiedzUsuń
  2. podobno z tym prysznicami chodzi o to, żeby laski zmyły z siebie bakterie.
    ale jak one mają nie mieć na sobie bakterii, skoro po umyciu smarują się kremami jakby miały wejść na zawsze do sarkofagu?

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga