sobota, 22 maja 2010

[43]. eksperyment.

Niemąż rozgniótł w moździerzu śniadaniową porcję tybetańskiego zielska, po czym, ku swojemu i mojemu zaskoczeniu, obsypał nim kuchnię.
uznałam to za znak, aby nie pić porannej porcji błota i wyszli my z doma.

i to był błąd.
dzień przełaziłam ledwo ciepła.
dopiero powrót do domu i wypicie zaległych ziół przywróciło mi równowagę.


a oto parę zdjęć z dzisiejszej wyprawy do Stolicy:
byliśmy, między innymi, w ogrodzie jordanowskim koło Biosfeery.
lubię to miejsce.

6 komentarzy:

  1. Super foty! Wyglądacie na naprawdę szczęśliwych.

    A co do ziółek to pić trza bo inaczej jak po każdym zielsku przy odstawieniu nie fajnie się robi :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Anusia> Babcia B. też podejrzewa, że w tych ziołach jest coś dodane :]
    Tomasz> u dr Romanowskiego nie byłam. na mieście mówią, że lepiej (skuteczniej) iść do dr Tenzina. Romanowski to medycyna chińska, Tenzin - tybetańska.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nastepnym razem jak odwiedzisz stolice musisz koniecznie dac mi znac:)
    Sciskacze
    Justyna

    OdpowiedzUsuń
  4. aj, byliście niedaleko mnie...
    Ale tam..zresztą..i tak wtedy jeszcze nie znałam tego bloga.

    Więc wybaczam...
    minka

    OdpowiedzUsuń
  5. Sliczna mama i sliczny syn.

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga