pomimo kończącego się w okolicy maratonu i związanych z nim utrudnień w ruchu drogowym oraz bolicosiów różnych, udało się nam dojechać do Ogrodu Botanicznego.
na trawniku przed szklarniami Syn kręcił się aż do zawrotów w głowie i turlania się po trawie.
potem posiedzieliśmy w Grill Barze, pożułam razem z Synem pieczonego ziemniaka z folii, pochrupaliśmy słonych paluszków.
następnie chciałam dotrzeć do Tajemniczego Ogrodu, żeby pohuśtać się i do warzywniaka na oglądanie dyni, ale rezerwa się włączyła - musieliśmy zawrócić do samochodu.
ledwo wsiadłam, zasnęłam.
było krótko, ale wspaniale.
***
wieczorem uczyliśmy się angielskiego. sprawdzian się zbliża.
uczeń pilny, pojętny, więc jak zwykle było miło.
do czasu.
do czasu aż przypadkowo zajrzałam do zeszytu korespondencji.
a tam, jak wół stoi: dary jesieni na poniedziałek.
pytam się, więc - kolorowe liście mamy zbierać teraz, po ciemku? czy żołędzie?
a Syn na to, skruszonym głosem - to może ja warzywo jakieś zaniosę?
W te pędy do ogrodu rzepkę kopać...
OdpowiedzUsuńA jakie jest jesienne warzywo niby?
OdpowiedzUsuńRano po drodze się znajdzie kasztany, bez obaw:)
Pyry ;)
Usuńdynia? grzyby?
Usuńłorzechy:)))
UsuńJa już widzę minę w szkole jak Młody w ramach darów jesieni przynosi pyry:)
UsuńI buraki cukrowe. :)
UsuńPyrka na przykład.:P
OdpowiedzUsuńWykopkowy dar jesieni. :))
Znam to uczucie :) Pewnego dnia córka oznajmiła rano, że miała z gipsu zrobić górę wraz z narysowanymi poziomicami :) Gips + woda+ piekarnik + 30 minut i się udało :)
OdpowiedzUsuńWam też się uda:) ewqa
oj tam, oj tam, kupcie w drodze do szkoly pol kg grzybkow i z glowy:)
OdpowiedzUsuń:))Gdy mialem 6 lat moja kochana, niezyjaca juz babcia zajmowala sie posylaniem mnie do przedszkola (rodzice wychodzili wczesnie do pracy). Noi ktoregos poranka babcia znalazla w plecaku karteczke z zadaniem przyniesienia darow jesieni w postaci owocow i warzyw, karteczka wygladala mniej wiecej tak :
OdpowiedzUsuń1. jablko
2.cebula
3.kalarepa
4.pomidor
5.marchew
6.ziemniak
7.por
itd.
Po powrocie rodzicow z pracy babcia mega zbulwersowana skarzy sie do mamy, ze trzeba bedzie przejsc sie do tego przedszkola i porozmawiac z tymi babami co tam pracuja...bo kto to widzial zeby kazac dziecku tyle kilogramow warzyw i owocow do szkoly nosic- przeciez to przepukliny mozna dostac!:) biedna babcia wziela te wszystkie liczby porzadkowe za ilosc i przytargala razem ze mna do przedszkola caly warzywniak i pol sadu:))
tak mi sie przypomnialo odosnie darow jesieni...
pozdrawiam z jesiennej Norwegii
:)
UsuńNie ma to jak wspomnienia...
silna ta babcia :):):)
UsuńSkąd ja to znam:) Jak mój młody był młody(podstawówka)to nie raz buszowałam o świcie w parku w poszukiwaniu "skarbów":):)i przeważnie miałam towarzystwo ha ha ha.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.
Moja Młodsza zaniosła kiedyś do szkoły mnóstwo żołedzi - robaki się z tego po tygodniu wylęgły...
OdpowiedzUsuńja mam wiecznie takie zagryzki. liście to nic, teraz było zdjęcie rodzinne. niestety wszystkie mam w formie elektronicznej.
OdpowiedzUsuńFajny spacer mieliście.
heheh dobre :). Dobrze, że warzyw i owoców nie mamy jeszcze w wersji elektronicznej :)). Ale to pewnie już blisko.
UsuńCo mają powiedzieć dzieci, którym kogoś na zdjęciu brakuje? Te z kompletnymi rodzinami będą lepsze! Zadanie idiotyczne, jak większość w szkole podstawowej.
UsuńWiem coś o tym......miło nie było :(.....
Usuńhahahaha Jaś jest wspaniały:) Moi synowie, dokładnie tak samo "szybko reagowali".Szczęście, że my matki synów, wiemy, iż czujność w tym przypadku jest nieunikniona.
OdpowiedzUsuńJoasiu, cieszę się, że masz siłę, bo absolutnie jesteś siłaczką.Wspaniały wywiad, równie poruszająca audycja (choć zgadzam się z dziewczynami, że prowadząca wywiad hmmm jakby mało pasowała do reszty).Wysłuchaliśmy całą rodziną i zgodnie twierdzimy, że macie niesamowity dar wbijania słuchacza w fotel.Dziękujemy. Warto uzmysławiać sobie raz po raz, co znaczy być pięknym człowiekiem:*
Pozdrawiamy całą Waszą rodzinę.
Bardzo zaradnego masz Syna.
OdpowiedzUsuńPrzypomniało mi się, jak moja młodsza( dziś zaczyna studia w Łodzi, chlip, chlip...) do przedszkola rano zażyczyła banana i jabłko. Pani niby chciała. No to rano do najbliższego sklepu-tylko jabłka, do drugiego- banan. wpadam złachana do przedszkola i w woreczku podaję pani skarby. Pani patrzy okrągłymi oczami- A po co to ? To ja pytam dziecko- A po co to ? A ona bez mrugnięcia okiem- no przeciez będziemy robić bananowy statek...usmiałyśmy się z panią. Tak sobie wymysliła i matkę ganiała po osiedlu.
OdpowiedzUsuńChusteczko z Tobą ta jesień jest znośna. Czekamy na TK, chemii juz miesiąc nie mamy, bo wyniki kiepskie.jokookun
U mnie było to samo. Rodziciele o 22-giej latali po jarzębinę, bo się dziecku przypomniało.:)))
OdpowiedzUsuńJa byłam ostatnio w krakowskim Ogrodzie Botanicznym - nad główą przeleciała nam wiewiórka z orzechem w mordce :)
OdpowiedzUsuńNo szkoda że Syn zapomniał, mogliście coś zakitrać z ogrodu :))
hasło "Feniks" na stronie Wikipedii, powinno być uzupełnione o:
OdpowiedzUsuńFeniks współcześnie:
- Chustka
Wikipedia : Chustka ( dawniej Feniks ) :)
Usuń:)))))))))))))
Usuńpopieram!
może dopiszemy? Wiki [nie mylić z Viki ;)] tworzy społeczeństwo hihi
------
świnka powsinoga wzruszyła mnie dogłębnie.
Robicie coś w kwestii produkcji zawieszek, magnesów, toreb, broszek, CZEGOKOLWIEK?
CZEGOKOLWIEK ze śfinką a nie CZEGOKOLWIEK w ogóle. Bo wasza aktywność weekendowa jest godna pozazdroszczenia, pani śfinko. szacuneczek!
UsuńDobrze, ze jestes :-)
OdpowiedzUsuńŚwinka Poświnioga!!! Boska!
OdpowiedzUsuńA Giancarla rozumiem, bo z całym szacunkiem, ale hasło "dary jesieni" jest tak nieprecyzyjne, że aż się odechciewa o nim pamiętać. Dobrze, że nie "dary losu" Rynkowskiego (a fuj!).
Dobrym pomysłem na biznes wydaje się sprzedawanie paczuszek zawierających po 7 kasztanów, żołędzi, liści czerwonych i żółtych. Stać z tym pod szkołami - a najlepiej pod kościołami, w niedzielę.
Dużo słońca, Chustko!
fakt - zakres szeroki- można nawet przynieść młode wino z jesiennych jabłek;) to by dopiero było!
UsuńDarem jesieni są te nowe zeszyty i podręczniki szkolne. ;)
Usuń*też
UsuńBłotko na butach oraz śpiące ćmy także, idąc tym tropem ;))
Usuńno i motek babiego lata.....:)
UsuńSkąd ja to znam. Mój dziesięciolatek przypomniał sobie wczoraj wieczorem, ze w zeszłą środę trzeba było ,,zasadzić" na ligninie fasolę i obserwować co się z nią dzieje. Oczywiście kazdy dzień należało udokumentować w zeszycie.....Pytam co teraz napisze? A on na to, ze moze sprawdzimy w internecie, może ktoś robił juz taki eksperyment....Uściski Asieńko.
OdpowiedzUsuńFasola napecznieje, potem zacznie pekac i wypusci kielki, ktore nastepnie beda przechodzily w lodygi:)
UsuńDobrze, wymyka sie schematom. Toc przecie sa jesienne chociazby odmiany jablek. Zaznacz poprawna odpowiedz w tescie pt. dary jesieni:
OdpowiedzUsuńa.liscie
b.kasztany
c.zoledzie
Dziecko pisze jablko, albo dynie - odpowiedz nieprawidlowa.
Swoja droga, ciekawe co dzieci przyniosly na lekcje:)
dynię ozdobną po drodze można kupić, liści, kasztanów nazbierać - ach te dary losu. U nas wieczorne "zapomniałam!" - to standard. I nie tylko to. Ostatnio uśmiałam się jak córka wytłumaczyła mi, że łączna pisownia pewnych wyrazów (które sobie tego nie życzą) to wina nie takiego długopisu. Może ktoś ma taki co pisze wyrazy oddzielnie? ;)
OdpowiedzUsuńpoWSInoga :) na zdrowie
OdpowiedzUsuńWitaj Joanno :)
OdpowiedzUsuńCiesze sie, ze mieliscie udany wypad do Ogrodu B.
Chustka Powsinoga jest sliczna :) - gdzie taka mozna dostac ?
Buziaki
Przeczytałam wywiad w Wysokich Obcasach i dawno nie byłam tak poruszona. Joanno, myślę o Tobie bardzo, bardzo ciepło. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńO matko! Skąd ja to znam!!!
OdpowiedzUsuńDziś mój synek, przed wyjscie do szkoły powiedział: Mamusia już od 4 tygodni niczego nie zapomniałem, to w moim przypadku cud jakiś! :) :) :)
Piękny mieliście dzień! :)
Chusteczko, wczoraj był piękny dzień na południu. Odwiedziłam racławickie bitewne pole. Było pięknie. Zawsze gdy czuję w sobie uniesienie z powodu kolorów przyrody, blasku słońca i zapachów , mam ochotę krzyczeń z radości ale nie robię tego a szkoda. Podobno wiek mi już na to nie pozwala. Mogę się choć uśmiechać i myśleć o tym, by gromadzić w sobie takie chwile na zapas, by pamiętać i ładować się nimi pozytywnie aż do następnej podobnej chwili. Gdy czuję takie uniesienie zawsze chciałabym podzielić się tym pięknem z kimś mi bliskim. Wczoraj to byłaś TY Joanno i jako pierwsza przyszłas w moich myślach. Taka pozytywna energia jest na pewno pomocna wszystkim, wszystkim i żałuję bardzo że nie zawsze moge się z nia podzielić. Nie wszyscy chcą a szkoda szkoda.
OdpowiedzUsuńTulę mocno w jesiennych kolorach i pozdrawiam.
chrzanić wiek! wiem, co mówię ;)
UsuńZ moją młodą jest podobnie! I chociaż to już(dopiero o Jezusku słodki!)czwarta klasa, to bardzo często włącza się tryb uśpienia na polecenia głosowe pani, tudzież notatki w zeszycie dodatowym,
OdpowiedzUsuń-Mamoooo-zapomniałam słoiczka szklanego, a dziś malujemy farbami na szkle!!!
-Mamooo trzeba było przynieść warzywa na sałatkę-ratunku, bo czy Zosia podzieli się marchewką???
-Mamo zapomniałam zeszytu ćwiczeń, no myślałam,że spakowałam-czy mogłabyś ty albo dziadziuś mi podrzucić??? please...
O telefonie i śniadaniu nie wspomnę:)
I jak wybrnęliście z opresji? Czy Jasiu zdobył dary jesieni;)
Ściskam Gorąco!
Śfinka powsinoga jest naj....! Ja chcę taką plakietkę!!!! no może być też inna tematyka byle było chrumm!
OdpowiedzUsuńCzy są na allegro?;)
Jasiek - boski! potrafi wybrnąć z sytuacji;)
OdpowiedzUsuńdobrego dnia Chuściku
Byłam wczoraj w lesie, fotografowałam muchomory, myślałam o Tobie. Cieszę się z tej notki:)
OdpowiedzUsuńMiłego poniedziałku, Powsinogo :-)))
OdpowiedzUsuńu nas było, mamooo, na kółku teatralnym jestem heroldem, a ja, wiem, pamiętam, ale jutro próba generalna, w strojach!!! więc w niedzielny wieczór dorabiałam piórko do kapelusza, z zasłony zrobiłam pelerynę, podpalałyśmy brystol, nie ukrywam, że czasami mam ochotę udusić moją dziewczynę, no ale kocham :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam
mężczyźni i ten wrodzony spryt i umiejętność wychodzenia z każdej sytuacji:) dzień udany bardzo jak czytam, miłego poniedziałku. Mnie się zdarzyło z latarką kasztanów szukać:)
OdpowiedzUsuńAno pogoda piękna i u nas była (Niderlandy), więc ruszyliśmy w las. Moje dziecię przedszkolne nazbierało darów jesieni: liście, kasztany, też jadalne w kłujących okryciach, grzyby, żołędzie, patyki, kamyki i mech. Zaniosła do przedszkola jesienny koszyk, sama, nie proszona. Zaciekawienie kolegów i zachwyt pani były.... no właśnie, spontaniczność i własna wola zostały nagrodzone.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam baaardzo serdecznie!
Skąd ja to znam. Dobrze, że zaglądam do tego zeszytu..
OdpowiedzUsuńŚwinka jest boska. Ogólnie świnki są boskie.
Całusy przesyłam. :*
my już sobie wczoraj zasypiamy, gdy nagle Maja skrada się do sypialni i cichym głosikiem oznajmia, że z okazji Dnia Chłopaka miała przygotować zadania na konkurs dla kolegów z klasy.. było koło północy więc fuknęłam tylko żeby wracała do łóżka. po czym wstałam dziś rześko o wpół do siódmej, wyciągnęłam kolorowe karteczki i pisałam, żeby dziecko sobie dłużej pospało.. ech..:))wiem, jak bardzo to niepedagogiczne. wiem.
OdpowiedzUsuńa powsinoga rulez;))
mały sklepik online ze świnkami podlinkowany tutaj byłby bardzo na miejscu.. bo ja chcę takich świnek dużo.
Chusteczko, mało mnie znasz, a raczej wcale bo nasza relacja polega głównie na tym że ty piszesz a ja czytam:)Ale jestem. I wiesz mam takie żołędziowe drzewo w ogródku i pełno jego owoców. Gdyby kiedyś syneczek jeszcze potrzebował to śmiało, nawet w nocy.
OdpowiedzUsuńA ja robię kolejny zielnik. Próbuję policzyć- pewnie co najmniej szósty. Za każdym razem kolejna córka dostaje szóstkę, a ja jestem wściekła, że znowu dałam się wrobić:P
OdpowiedzUsuńI w dodatku wiem, że zielnik nie przetrwa roku... zielnikowe perpetuum mobile, aż do zakończenia szkół.
Ściskam Cię Joasiu:*
No, to niestety (świadomie, bądź nie) zabierasz dziewczynkom przyjemność robienia zielnika...
UsuńDlaczego robisz zielnik za dzieci? Jaki to ma sens? Czego uczysz własne dziecko? Czasem nie chce się wierzyć co wyprawiają tzw. mamuśki... Dobrze że Janek Chustki ma tak wspaniałą Mamę.
UsuńLi, dawno temu robiłam zielnik z synem:) Poszliśmy razem do krakowskiego ZOO a tam: wszystkie rośliny podpisane po polsku i po łacinie. Potem było suszenie, wkładanie do przezroczystych oprawek i wszystko pięknie opisane umieściliśmy w małym pięknym zielnikowym segregatorze. Zielnik jest do dzisiaj, stoi sobie w bibliotece tylko syn już od dawna z nami nie mieszka:)
Usuńhmm to ciekawe stwierdzenia.
Usuńjak napiszę, że pasierbowi przepisywałam zeszyty jak był chory i nie mógł nadążyć to określicie mnie jako wredną macochę?
a jak mojemu 6 letniemu synkowi, uczniowi I klasy pokoloruje listek, żeby pokazać jak ma wykonać zadanie to jestem niedobrą mamusią?
Nie potrafię zrozumieć tych przepychanek...
robię zielnik, bo moje córki są ponad takie zadania. Przynajmniej tak twierdzą. A mnie w sumie sprawia to przyjemność. Mam więc do wyboru- albo dostaną pały, albo ja sprawię sobie przyjemność.
UsuńPo co dorabiać do tego teorię? Jedna ma lat 18, druga lat 13, tego typu roboty ręczne mają w głębokim poważaniu i słusznie zresztą. Wolę sama, by w tym czasie czytały książki.
Sorry, ale dokładnie tak uważam - przepisywanie zeszytów, robienie za dzieci zielników to uczenie ich działania z przymrużeniem oka, czyli tego co my dorośli potem w większości robimy w życiu. Fikcyjnie pracujemy, fikcyjnie przestrzegamy prawa, fikcyjnie kochamy. Niektórzy jak nagrzeszą wyszyszczą to gąbką za sprawą paru zdrowasiek. Nie ma tematu. Można ściągać, można zrzynać z internetu a mamuśka zrozumie, a nawet pomoże. Na stronie Chustki znajduję coś prawdziwego, autentycznego. Bo to co dajemy dzieciom i jak uczymy ich życia to jest najcenniejsze co od nas dostają. Polecam mamuśkom chwilę refleksji na temat lekcji jaką nam daje Aśka.
Usuńosobiście uważam, że robienie zielnika zwłaszcza w tym wieku, w jakim są moje córki to strata czasu. W pierwszej klasie podstawówki, no może w drugiej ma to jeszcze jakieś uzasadnienie- wtedy nawet dziecko ma z tego radochę. W późniejszych latach jest li i jedynie anachronizmem przeładowanego systemu szkolnictwa i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. A Ty Elf wydajesz zbyt kategoryczne sądy, jestem pewna że dzieci to Ty nie masz :)
Usuńja dlatego zawsze wolalam robic lekcje z Tata. bo on nawrzeszczal, ze cala noc bede siedziec jak nie wymysle, ale potem mialam satysfakcje. Mama predzej czy pozniej robila wszystko za mnie. nic sie nie uczylam.
Usuńa ja robię tylko zielniki, lekcji nigdy- chyba, że mnie o coś pytają. Z reguły wskazuję źródło. Ze mną nikt lekcji nie robił i jakoś wyszłam na porządnego nicka ;-)
UsuńLi co prawda to prawda.....
UsuńChciałam Ci jeszcze podziękować!
a Tobie Joanno niech jesienne promyki słonka uśmiechu dodaje ......http://www.youtube.com/watch?feature=endscreen&NR=1&v=6cKVoVDhrXw
Elf - ty chyba z PIS-u jesteś i ciasny moherowy berecik uciska ci synapsy.Ogarnij się i zauważ różnicę miedzy sacrum i profanum...
UsuńJa tam nie bronię Li, ale tym razem uważam dokładnie tak jak Ona.
Są w życiu sprawy ważne i ważniejsze...
No to przyłożyłaś Koko. PIS, moher, sacrum, profanum, no,no... Zaiste wywieźć moherowy wątek z wypowiedzi krytykującej czyszczenie sumienia za sprawą zdrowasiek dowodzi, że polska szkoła pod protektoratem dzielnych mamusiek czyni pokoleniowe spustoszenie w umysłach nie tylko obecnych latorośli. Powinnaś mi jeszcze od lesbijki i żyda naubliżać. Dawaj Koko, dawaj...
UsuńNo to teraz te wszystkie oburzone pogmerać w swojej pamięci i poszukać sytuacji w której mama/tata/babcia/ktokolwiek wyręczyły Was w jakimkolwiek zadaniu szkolnym! Nie wierzę że takiej nie było:)
UsuńBo w zasadzie mogłyście się same wyręczyć zwalając od kogoś zadanie albo na klasówce . To też ktoś coś zrobił za Was!
Moja ma 17 lat i jak ma zadane trzy kartkówki z przedmiotów profilowych z dnia na dzień a pani z religii zażyczy sobie napisanie referatu o Św. Jacku z pierogami to uruchamiam kompa i pisze.......i nie mam żadnych wyrzutów sumienia. Bo to jest dla mnie marnowanie czasu , do niczego nie potrzebne akurat w liceum . Będzie czuła potrzebę zgłębiania żywota świętych zrobi to bez szkolnego przymusu.
P.S.
Zielnik w podstawówce też robiłam. I inne bardzo ważne i potrzebne projekty.
A jak Pani zażyczyła sobie w podstawówce "darów jesieni" akurat było to na wywiadówce wiec ogłosiła to na niej że za kilka dni dzieci mają te owe dary dostarczyć. To jeden z rodziców wstał i powiedział Pani, że jak te rzeczy są jej potrzebne do prowadzenia lekcji , to nich zorganizuje dzieciom wyjście na spacer i same niech nazbierają potrzebnych "darów". Pani się nieco zmieszała ale tak zrobiła.
Zawsze dostawałam białej gorączki jaki wychowawczyni kazała przynosić różne rzeczy potrzebne jej do prowadzenia lekcji. Rodzicie musieli ślęczeć w domu , robić różne pierdoły a potem te gotowce wychowawczyni miała na lekcje.
Potrzeba do lekcji - weź dzieci i zrób z nimi dzień , dwa wcześniej. W grupie zrobią to chętnie, będą bardziej pomysłowe , nauczą się czegoś.
A w domu najczęściej w panice wytwarzane są wszelkiej maści pomysły szalonej nauczycielki:)))
P.S.2
Dotyczy to oczywiście szkoły podstawowej
Patti, o tym dokładnie piszę. Dajesz obraz polskiej szkoły gdzie mamuśki i nauczycielki tańczą chocholi taniec dzielnie podtrzymując jakąś przeabsurdalną fikcję, w której rodzice prześcigują się między sobą któraż mamuśka wykona ładniejszy zielnik. Jeśli nawet jakieś dziecko wykona pracę samo, to natychmiast wpadnie w kompleksy no bo jak mu konkurować z dorosłymi? Przecież to absurd... Jaka jest wartość takiego nauczania, takiej fikcji, takiego przekazu? Dlaczego stado mamusiek zawsze bezmyślnie staje gotowe do konkursu na najładniejszą kaligrafię? To wcale nie są małe sprawy - tak się kształtuje dzieci na całą polską skalę. No i mamy co mamy. Wiem o czym mówię, bo do 5 podstawówki chodziłam do amerykańskiej szkoły, a potem los postawił mnie w tej abstrakcyjnej rzeczywistości gdzie już nieważna była moja samodzielność, entuzjazm, zapał. To była inna konkurencja - konkurencja nawiedzonych mamusiek... Rzyg...
Usuńelf
UsuńA czy jak chodziłaś do amerykańskiej szkoły to miałaś prace o których piszemy wykonywać w domu czy na lekcji??? Razem z panią i innymi dziećmi ......czy miałaś może zadawane do domu absurdalne zadania, angażujące całą rodzinę?
Ja uważam że jeśli Pani do prowadzenia lekcji potrzebne sa jakieś prace powinna je wykonywać z dziećmi na lekcjach!!!! A nie w domu!
Wtedy rodzice się pokuszą żeby właśnie wyręczyć dziecko, zrobić to za nie bo będzie szybciej, ładniej itp...
Za dużo tych rzeczy "zwala" się na rodziców , dzisiaj szkoła oprócz "realizacji" materiału nic z dziećmi nie robi. Taka wspólna praca twórcza - dziecko-grupa-wychowawczyni została tylko w przedszkolu.
Są ekstremalne przypadki , znam osobiście że matki kolorowały, przepisywały zeszyty ( bo tamte były brudne) rób zlecały prace plastyczne firmom reklamowym.......
Uwielbiam gdy na tematy okołodzieciowe wypowiadają się nie dzieciaci. Życie weryfikuje książkowe teorie i ideały:) Też robiłam zielniki, albumy i wieszczach i kompozytorach, kolorowałam i pomagałam robić plakaty na okazje wszelakie. Czego uczę moje dziecko? Zarządzania czasem,określania priorytetów i może delegowania zadań ;) Dzieci są bardzo obciążone wszelkiego rodzaju zadaniami (mam na stanie egzemplarz gimnazjalny - II klasa). Nauczyciele wymyślają różne aktywności, które zabierają mnóstwo czasu, a są tylko sztuką dla sztuki. Zamiast zabrać dzieci na koncert albo do Ogrodu Botanicznego wolą "zadać" album do zrobienia. Do dziś pamiętam rozczarowanie w głosie syna gdy oddał piękny album, który później trafił na dno szafy (podobnie jak trzydzieści zrobionych przez kolegów). Polecam wszystkim "oburzonym" pokolorować obrazek wielkości A4 (a takich kolorowanek bywało w podstawówce kilka). Ręka boli jak cholera:)
UsuńWszystkie zadania były dla mnie i tylko dla mnie, czy były podczas czy po lekcji. Samodzielność ucznia nie wyklucza tego , że rodzice wiedzą co on robi i jakie prace wykonuje. Można przecież razem pójść na spacer i nazbierać jesiennych liści, tylko nie czyńmy z tego zasady. Li pisze, że dostała 6 szóstek za 6 zielników bo córki powinny w tym czasie czytać książki. No jeśli tak uważa to czy kiedykolwiek powiedziała to w szkole? wątpię. Swoją drogą ja wolałabym sama poczytać książkę zamiast robić za dziecko robotę, którą uważam za głupią (choć między nami głupia ona tylko dlatego, ze odwalają ją rodzice za dzieci). U nas króluje krytyczny underground. A jak już się przyłoży to tak jak Koko powyżej i sobotni tłum na ulicach Wwy. Na odlew, bezmyślnie. Bo nieważne co tylko jak mocno. To brzmi jak kompletna egzotyka ale w amerykańskiej szkole, do której chodziłam nauczyciel wychodził podczas klasówki z klasy, a mimo to nikt nie ściągał, bo od dorosłych był przekaz, że to byłoby niegodne. Czy ktoś z autorytetów mających wpływ na Polską szkołę i szerzej, na polskie życie publiczne, podjąłby na serio ten wątek? Jak funkcjonujemy? Jak płacimy podatki? Jak się nawzajem traktujemy. I to wieczne przymrużenie oka i ta wspaniała rada - no przecież każdy tak robi... To naprawdę jest nasz polski problem. To gościnne forum, pod skrzydłami mądrej wspaniałej dziewczyny, jego gospodyni, może trochę mocniej wyświetla co jest w życiu ważne i o co warto zabiegać, czym jest życie autentyczne i co z tego przekazujemy naszym dzieciom.
UsuńAgato - mam dzieci. Dwoje dorosłych wspaniałych ludzi, którzy ukończyli polską szkołę. Wiesz mi, że wiem o czym piszę - żaden książkowy schemat. I w pełni się z Tobą zgadzam, że polska szkoła jest pełna bezsensów. O tym właśnie, dokładnie o tym piszę. Ale też o bezmyślnej bierności, a nawet gorliwości stada mamusiek zawsze gotowych do akceptowania szkolnych absurdów. To jest błędne koło.
UsuńUogólniasz elfie. Moja córka jest w klasie maturalnej i od roku pracuje, a nie musi. Nic za nią nie robię, więc ma bajzel w pokoju:). A zielniki to była przyjemność dla mnie:) i o co tyle hałasu? Że dostałam szóstkę? Inne matki też dostały:D
Usuńelf- wychowałam 2 dorosłych już dzieci i jedno mam w wieku 8 lat. Zdarzyło mi się pokolorować obrazek z religii, odrobić naprędce zadanie domowe, bo dziecko zapomniało. Generalnie lekcji z dziećmi po 3 klasie szkoły podstawowej nie odrabiałam, same sobie radziły, tak jak ja w ich wieku musiałam. Obecnie córka skończyła 3 rok architektury z wysokimi ocenami, z takim samymi zakończył 1 rok psychologii syn, a najmłodsza ma same 5 i 6. Zawsze uczyłam ich samodzielności, ale moim zdaniem Ty popadasz w skrajność. Dobrze wiesz, że np. lekcji religii jest aż 2 h tygodniowo i głównie polegają one w młodszych klasach na kolorowaniu obrazków, co jest głupie, niepotrzebne, bo lepiej by było, gdyby jedną z tych godzin poświęcić na dodatkowe zajęcia np. z języków obcych czy wf-u. I jeśli zdarzyło się, że któreś z moich dzieci poprosiło mnie o pomoc, to pomogłam i przyznałam im rację, że to debilne, co muszą robić:) Wyrosły na dobrych, studentów, wszystko osiągają sami, a ja z pewnością nie należę do typu "mamusiek", którym to tytułem z lubością dowalasz na oślep. Ja za to nauczyłam moje dzieci szeroko pojętej tolerancji.
UsuńViki - co do lekcji religii to nie mój cyrk nie moje małpy. Jestem, aby to dostatecznie mocno zabrzmiało, doktrynalną przeciwniczką katechezy w szkole publicznej i długo mogłabym opowiadać dlaczego. Jeśli uważasz że zajęcia katechezy są głupie to nie trzeba na nie dzieci wysyłać, ot co.
UsuńLi - uogólniam? Już chyba bardziej dobitnie nie mogłam napisać, że to Twoje 6 zielników, za które dostałaś 6 szóstek są wybitnie reprezentatywną próbą postawy mamusiek, które wykonują za swoje pociechy prace szkolne czego robić nie powinny, choćby dlatego, że stwarza to nierówność i po prostu kompletnie podważa jakikolwiek sens uczestnictwa dziecka w szkole. Chyba że mówimy o szkole jako konkurencji dla ambitnych mamusiek.
Nikomu nie dowalam - mówię co myślę, w ważnej jak sądzę, sprawie. I jeśli któraś z Was, która na jednym wydechu mówi jakie to głupie, że szkoła daje głupie zajęcia a na drugim wydechu mówi jak bardzo się w tej działce udziela, zrozumie choć przez chwilę co miałam na myśli, to wygrałam w najtrudniejszej konkurencji świata - w walce z silą owczego pędu.
Elf, ja żartuję, a Ty śmiertelnie poważnie:P Gdybym nie zrobiła tych zielników, to moje dzieci dostałyby po jedynce i zasadniczo nic by się nie stało, gdyby nie to, że ja nie miałabym zielnikowej przyjemności:) Za moich czasów szóstek nie było, co mi ich żałujesz? :D A że szkoła jest zbiorem wyjątkowych głupot to już inna historia. Ze mną niestety nie pogadasz- ja jestem matką z gatunku tych, co to każą ponosić konsekwencje. Z wyjątkiem zielników, ofkors:D
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTu jest jeszcze inna sprawa: mianowicie zbieranie punktow potrzebnych do rekrutacji do szkoly(gimnazjum, liceum). Punkty sa za srednia, za poszczegolne oceny itd. Prace typu zielnik dzieci traktuja per noga, zrobic trzeba bo punkty , same zajmuja sie czyms dla nich wazniejszym, zielenik komponuja rodzice. Proste.
Usuńkombinat pracuje
oddycha
buduje!
nie wyrwe sie , nie wyrwe sie itd :)))
nie boksujmy się, co?:)
Usuńpo chust to wszystko?
piszę to ja - najbardziej wyluzowana mamuśka na świecie;)))
moja córka ostatnio zaczęła uczęszczać na religię, bo ksiądz podobno dowcipny (tego słowa się obawiam ;))
Usuńpyta:
mamo, kupisz mi książki do religii?
eee, a co wolisz lalkę monsterhigh czy książkę do religii?
lalkę
ok :)))))
(córka nie jest w spisie chrześcijanką, dodam)
wróbel, starsze są ochrzczone i okomunione ;)
Usuńmłoda też idzie do komunii w maju, potem niech sami decydują co chcą z tym zrobić. Syn jest ateistą, starsza agnostyczką, młoda jest pełna wiary.Ja im daję możliwości, wybór zostawiam im.
no przecie dałam wybór :) moja lubi religię bo się koloruje :D jest nie ochrzczona a na pytanie czy pójdzie do komunii, spytałam ją, czy chce się uczyć tych wszystkich modlitw i być z nich egzaminowana. powiedziała nie, ale chcę prezenty i sukienkę.
Usuńno to litości, nie będę kolejnego obłudnika hodować :) ja teraz żyję w głębokim grzechu...wiesz, rozwód, życie z Miłym na kocią łapę, jeszcze mu dziecko urodzę a co ;)bez wiary w świętym tego słowa znaczeniu się nie umiera, a wmówienie grzechu pierworodnego to ubezwłasnowolnienie człowieka ze szczęścia. no ale to moje subiektywne zdanie do którego mam prawo.
wróbliczko, Ty moje alter ego:)
Usuńz grzechu pierworodnego oswobodziłam się całkiem niedawno, to ciężkie brzemię. Teraz jestem wolna. Bagaż doświadczeń podobny, tyle że Miły stał się już Niemiłym ;P Targają mną wątpliwości, ale skoro starsze poszły do komunii, to i młoda pójdzie, ale co dalej nie wiem, chociaż podejrzewam, ze w takiej rodzince z takimi poglądami i umiłowaniem do wolności, tolerancji i miłości do KAŻDEGO bliźniego daleko z wiarą katolicką nie zajdzie;)
wsadzenie Młodego do chrzcielnicy w wieku pięciu lat, ubaw po pachy.
Usuńmiałam już dość zamawianych przez ex teściową intencji.
złośliwie powiadomiłam ją o chrzcie po fakcie, a co mi tam.
kurcze, że u mnie na wiosce nie ma klasztoru buddyjskiego, nawet bym siły użyła jakby nie chciała po dobroci ;)
Usuńnajbardziej żałuję braku etyki w szkołach, ale takiej z prawdziwego zdarzenia
Elfie, popieram cię w każdym słowie.
Usuń"wmówienie grzechu pierworodnego to ubezwłasnowolnienie człowieka ze szczęścia"...wróbel, zawsze czułam, że Cię uwielbiam - matka dwojga diabląt nieochrzczonych.
UsuńCzegoś nie rozumiem w tym zdaniu o grzechu pierworodnym... W końcu osoby wierzące i ochrzczone nie mają z tym problemu, gdyż chrzest je od niego uwalnia. A osoby niewierzące i nieochrzczone po prostu nie wierzą w jego istnienie i się nim nie przejmują. Kto więc jest "ubezwłasnowolniony ze szczęścia"? Ja jako wierząca i ochrzczona absolutnie się taka nie czuję - wręcz przeciwnie. Wy pewnie też nie. Nie widzę więc problemu ;) Pozdrawiam!
UsuńMnie wczorajszy maraton zaskoczyl i wystawil na probe moja znajomosc Warszawy, jako ze musialam sie przedostac na druga strone Pulawskiej:)
OdpowiedzUsuńDzis rano przeczytalam posta i zielona ze strachu rzucilam sie na plecak dziecka w celu przejzenia zeszytu korespondencji.
Ufff.
Tym razem sie udalo :).
Melania,Elf - bez przesady.Nie widzę nic zdrożnego w tym, że nieraz, w mało istotnych pracach pomaga się dzieciom.Sama też tak robiłam jak moi synowie chodzili zwłaszcza po podstawówki.
UsuńNie należy popadac w obłęd.
Pogoda rzeczywiście przecudna wczoraj była :) Poszliśmy z młodą do Ogrodu Doświadczeń, pełno tam różnych ustrojstw do testowania, Tola miała radochę przeogromną.
OdpowiedzUsuńU nas raz padło, już w łóżku "muszę na jutro przynieść ulubiony owoc" - na szczęście jabłka zawsze w domu są ;)
Dużo pozytywnej energii przesyłamy :*
Asiu, bardzo się cieszę, że miałaś tak piękną wycieczkę:)
OdpowiedzUsuńnajserdeczniej Was pozdrawiam:)
pamiętam, jak wieki temu, w czasach wczesnego dzieciństwa mojej córki, wybraliśmy się pierwszy raz na taką rodzinną wycieczkę do Powsina. mąż szczególnie cieszył się na oglądanie różaneczników, które akurat były w pełni rozkwitu, a on marzył o własnym ogrodzie z różanecznikami właśnie.
było pięknie.. do czasu, aż nie zawędrowaliśmy w pobliże tych wytęsknionych różaneczników, które wprost oszałamiały cudnymi kolorami, zapachami. mąż zaczął kichać, prychać, z oczu i nosa lało mu się ciurkiem, powieki spuchły, coraz trudniej oddychał. ledwo widział, ledwo słyszał.. musieliśmy stamtąd zwiewać w popłochu, bo okazało się, że jest bardzo silnie uczulony właśnie na te wymarzone różaneczniki:)
piękny dzień:)
OdpowiedzUsuń:*
Ja kiedyś w pierwwszej klasie podstawówki wróciłam po wuefie do domu w stroju gimnastycznym. Po prostu wf się skończył, to poszłam do domu prosto z boiska. Tata mało nie padł, jak mnie zobaczył w drzwich w koszulce i sławetnych spodenkach, które moje pokolenie musiało nosic na gimnastyce. Zapakował mnie do auta i wrócilismy po ksiązki , plecak, ubrania.
OdpowiedzUsuńGiancarlo miszcz:)
Jako dar jesieni można jeszcze wymienić, ba!, i przynieść gila w nosie;)
A nawet poczęstować kolegów. ;)
UsuńU mnie jest podobnie. Jakoś nie jest mi dane delektować się wspólnym robieniem zielnika, czy zbieraniem "darów jesieni"- w atmosferze spokoju i radości. Moje dzieciaki wychodząc do szkoły wpadają w panikę, że mieli mieć, ale nie mają. Ja dostaję białej gorączki - i w ekspresowym tempie zbieramy wszystkie dary jakie nam się nawiną po drodze do szkoły. Bywa, że dary są pokaźne :).
OdpowiedzUsuńTak czy siak - jesień bywa niezmiernie stresująca, bo obowiązek zbierania darów - zawsze wyskakuje jak króliczek z rękawa - w najmniej odpowiednim momencie. Na nic zbieranie na zaś - bo schną i tracą kolory. W tym roku - już miałam trzy takie "zbierania" - na lekcje i na świetlice, i jeszcze do zuchów. Cóż - witaj jesieni!!!
Dzieci za każdym razem są pełne skruchy, ale najwyraźniej taki typ. Chaotyczny. Bo za każdym razem jesień nje zaskakuje brakiem darów na czas. :)))
Cieplutko Chustko. Moje za nic nie wzięłyby warzyw. Chyba, że przypominałyby do złudzenia kasztany i suche liście.
po wsi noga :)
OdpowiedzUsuńPowsinoga słodka :-)
OdpowiedzUsuńCudnie, że mieliście taki udany wypad, nawet jeśli krótki.
U mnie jak u wszystkich - telefon o 15:00 "mama a czy ktoś mógłby mi przywieźć torbę na basen, bo zapomniałem" - jasne, basen zaczyna się za 30 min, ja w centrum, on na Ursynowie, torba w Wilanowie. Nie mówiąc nawet o tym, że jestem w środku jakiegoś spotkania. Już pędzę :-)
Zapominanie o plakatach nt Kościuszki, albumach o Warszawie choć były na nie dwa tygodnie - standard. Hitem było, gdy dzień przed imprezą gwiazdkową w szkole mój syn oznajmił, że potrzebuje przebrania. A dokładnie DWÓCH przebrań, bo gra DWIE role w tym przedstawieniu. Łosia i elfa. Oj działo się, żeby to przez noc zmontować.... Gdy już zacznie być bardziej ogarnięty (o ile...), to chyba mi tego będzie brakowało :-)
a, i gwoli wyklarowania - nie robię niczego za moje dzieci. Jak sobie o 21:00 przypomną o prezentacji nt Kościuszki i chcą ją zrobić, to towarzyszę do północy i wspieram, ale robią sami. Raz litery z papieru kolorowego wycinałam a młody rysował - czysto dla oszczędności czasu, bo już się nosami podpieraliśmy.
OdpowiedzUsuńMoje dziecko w zeszłym bodajże roku szkolnym przeszło samo siebie.
OdpowiedzUsuńPierwszy listopada, wiadomo, wolny. Wypadał chyba we wtorek, więc i poniedziałek przed był wolny.
W środę drugiego listopada dzieć siłą woli matki zwlókł się łóżka, aby do szkoły się udać. Podjeżdżają z tatusiem pod szkolę, a tam pusto (zazwyczaj rano jest korek utworzony przez samochody rodziców dowożących towarzystwo).
Okazało się, że szkoła zrobiła wolne do KOŃCA TYGODNIA, ale moje dziecko o tym kompletnie zapomniało…
No, czy ktoś zna taki egzemplarz, co o feriach zapomniał…?
piąteczka :) w sobotę ją raz na szkolny autobus odstawiłam
Usuńmoj na wycieczki szkolne na ktore mial miec tylko maly plecaczek z prowiantem w standardzie zasuwa z pelnym ksiazek plecakiem....
UsuńA moja jechała pod namiot ........i GO zapomniała.....cały autobus na nas czekał :)))))))
UsuńWidzę, że moje w normie... A już się martwiłam:)
Usuńja pojechałam młodą zawieść na wycieczkę, autobus miał być 7:50, ubzdurałam sobie że 8:50 i tak też przyjechałam na miejsce zbiórki. A tam pusto.
UsuńGoniąc autokar złamałam chyba wszystkie przepisy ruchu drogowego.
u nas ostatnio ciągle się zdarzają opóźnienia :))) zmęczeni, ledwo się zwlekamy o w pól do siódmej by na za pięć siódma córę odstawić na autobus.
Usuńoczywiście moje dziecko nie je rano śniadania (jestem wyrodną matką)
no i pogoń za autobusem
łapiemy go w dziwnych miejscowościach :))) ale już dobrze znamy trasę autobusu...
raz jak miałam ją z przedszkola odebrać to zarobiona po pachy zbyt późno się zorientowałam
nigdy więcej w życiu moja corsa nie osiągnęła takiej prędkości :)))
Wlasnie sobie przypomnialam, ze kiedys zawiozlam dziecko na oboz o dzien za wczesnie... Wiec juz chyba wiadomo, po kim ona tak ma...
UsuńZnam osobę, która wzięła urlop z okazji pierwszego dnia dziecka w przedszkolu. Tak była przejęta. Ale z tej okazji zajęła się też domowymi sprawami, pranie, sprzątanie, takie tam. W końcu po siedemnastej zadzwonili z przedszkola, żeby przyszła odebrać dziecko bo zamykają...
UsuńLol
UsuńHa! Ja poszła kiedyś odprowadzić dzieci do szkoły we wtorek, po poniedziałku wielknocnym, a tu kiszka - szkoła nieczynna ;).
UsuńPięknie :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie słucham wywiadu w TOK FM.
Cyc opada :/ Rozumiem, że pani jest na zastępstwie, ale kurdeeeeee. Zero przygotowania. A te pytania? Żenada. Naprawdę. Pokuszę się o nominowanie pani dziennikarki "radiową Anną Popek" ;)
Mieszkam na dużym osiedlu gdzie jest tylko jeden dyżurny kasztanowiec, w sezonie nie ma szans żeby obsłużył swoimi darami choćby połowę potrzebujących. Za to wiewiórek jest mnóstwo - i naprawdę lubią orzechy.
OdpowiedzUsuńOstatnio pozbieraliśmy troszkę kasztanów. W domu wrzuciłam je do wielkiego kielona i takie oto zdobią stół. Mąż zerknął i powiedział: "No ja bym na to nie wpadł". Faceci :)
OdpowiedzUsuńNo piękny wekend się trafił, w Wysowej świeto Rydza, kolorowe lasy, kasztany
OdpowiedzUsuńOdnośnie sporu Li i Elfa. Są różne sytuacje. Ostatnio zdarzyło mi się przepisać 10 stron zeszytu do polskiego 10-latka, piszacego bardzo, bardzo brzydko :(. Jego charakterem pisma!!!
OdpowiedzUsuńOtóż, przynióśł mi pracę domową do sprawdzenia (skądinąd napisną bardzo dobrze) w zeszycie, gdzie kartki miały pozagiane rogi i były, delikatnie rzecz ujmując, niechlujne. Ja, oburzona niestarnnością Młodego - natychmiast pouczyłam go skutkach takiego zachowania i zaprowadziłam do żelazka, żeby zaprezentować, jak zeszyt powinien wyglądać. Wyprasowałam 5 kolejnych kartek, tłumacząc Winowajcy, że należy dbać o zeszyty. Jakież było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że długopisy ścieralne znikają pod wpływem "żelazkowego ciepła". 6-7 lekcji szlag trafił. Syn nawet był gotowy je odtworzyć, ale uznałam, że to byłoby świństwo z mojej strony :))). W końcu to ja wyprasowałam atrament na amen. No i odtwarzałm mu to do północy, pisząc po jego śladach, które notabene było widać tylko wtedy, kiedy zeszyt był nachylony pod kątem 45 stopn i do źródła światła. A oczy znajdowały się w odległości 10 cm od zeszytu. Myślałam, że zwymiotuję od tego zezowania. :)))
Ale zeszyt i honor uratowałam.
Syn już nie zagina rogów. A ja prasuję tylko to co na matce ma żelazko.
Elfie - trzeba mieć trochę zrozumienia dla dzieci. :)
No taaakieej historii to ja jeszcze nie slyszalam, posikalam sie bylam w majtki ze smichu,
UsuńCudne!
czad :-) rzeczywiscie chyba bym sama karnie przepisala to co wyprasowane :-)))
UsuńPiękne!!!
UsuńWyprane banknoty prasowałam nie raz .....ale zeszyty...:))))
Patti, zajmujemy sie praniem brudnych pieniedzy? No no no....
Usuńa takie maleńkie hobby mam:)
UsuńNo coz, moim hobby jest pranie komorek zawinietych w ubrania do prania.
UsuńDla niedoswiadczonych - nie warto. Potem juz nigdy nie dzialaja.
e tam, ja swoją w Asiowym kiblu utopiłam i po pół roku odpaliła :)
UsuńNo cóż, w Polsce wszysko lepsze, nawet kible. Moja córka utopila komorke w sedesie zagranicznem i ta nie odpaliła już nigdy. Może gdyby panna zamiast stać nad kiblem i krzyczeć histerycznie szybko urządzenie wyciągnęła historia by miała hepiend...
Usuńrozgryzłaś mnie ;) momentalnie zanurkowałam :D
Usuńa wyławiał ktoś komórę z kibla na komisariacie...?
Usuńmnie się poszczęściło:)))
szacun :D ja nurkowałam bez oporu, w prawie swoje... ;)
Usuńrotfl :D
UsuńA utopił ktoś ściągi w kiblu na własnej maturze, podczas jedynego dopuszczalnego wyścia do WC?
Usuńja miałam ściągi na gumce przyszytej do wnętrza rękawa!
UsuńE, ja kilka swoich... zjadłam... A na maturze miałam takie przewijane, maleńkie.
UsuńJa mialam specjalnie szyta spódnicę maturalna, falbaniastą, miala oficjalne falbany na wierzchu i konspiracyjne od spodu, z mnóstwem kieszonek, ech...
UsuńNo, no!
UsuńAle nie ja ją szyłam, kuzynki mi pożyczyły :)
Usuńa ja miałam marynarkę od wewnętrznej strony miała do podszewki przyszyta czarną wstążkę z niej porobione kieszonki i w każdej kieszonce siedziała sobie ściąga na odpowiedni temat i z odpowiedniego okresu w literaturze. Każda kieszonka było tajemniczo oznaczona ( jaki to temat) ........i niestety na żaden nie trafiłam w 100 % , wiec sklecałam wypracowanie z trzech różnych:)))))
UsuńWpiszcie sobie hasło na allegro "długopis nie ściąga".
UsuńSporo się zmieniło. :)
mamy uwagę :P brak książki od matmy
OdpowiedzUsuńzaplątała się w jak nigdy przyniesione czasopisma na dzień wcześniejszy :)
ja to się nigdy prostych rzeczy nie nauczę ;)
Wróbel, nasza debestof uwaga brzmiała: "Bartek żuje oponę od auta".
UsuńMatka zakazała dziecku żuć gumę w szkole. Dziecię znalazło sposób: żuło sobie dyskretnie oponkę od autka lego.
Padłam. :)
Piekne!
UsuńPowinno sie wydac jakas ksiazke z cytatami z uwag w dzienniczkach chyba.
Była kiedyś taka gazetka "Filipinka"- zachowałam kilka kartek właśnie z uwagami przysyłanymi przez czytelników :)
UsuńMoj syn nie korzystał z dzienniczka, w gimnazjum były specjalne strony w dzienniku, które można było poczytać na wywiadówkach: w najgłupszym okresie 16 lat oko mi zbielało- akurat miałam aparat i bałam się, że zabraknie mi pikseli ;) ... spakował się i wyszedł trzaskając drzwiami..., przeszkadza, na lekcji plastyki podpalił papiery na ławce...
i w tym wszystkim rozczuliła mnie uwaga " bawił się samochodzikiem :)
:)))
UsuńUwaga? U nas od razu pała z niemieckiego - za brak kiążki - zapomniał. Dziecko mi się podłamało w piątek :(.
Usuńno w drugiej klasie jest :) to uwaga, no i to bardzo grzeczne dziecko jest ino oddycha zupełnie innym powietrzem co ma wpływ na synapsy ;)
UsuńAleż moje też jest grzeczne. I zawsze naumiane z niemca. A tu taki cios :/.
UsuńNie wiem, czy się nie powtórzę (próbowałam wczoraj z telefonu napisać), ale moje dziecko jeszcze jeden słodki numer wykręciło.
UsuńParę lat temu, na początku swej edukacji, dostała uwagę o braku czegoś tam. Uwagę pani nakazała dać rodzicom do podpisania. A rodziców nie było - tata w USA, mama w szpitalu pod narkozą (Marysia była pod opieką przyjaciół). Poradziła sobie jednak z brakiem zaróno rodziców jak i możiwości uzyskania ich podpisu. Pod uwagą pani wykaligrafowała pięknie, jak to tylko pilny pierwszoklasista potrafi: ela w
pod koniec pierwszej klasy SP Młody też się za mnie podpisał- ale tak sprytnie, że bym nie poznała, gdyby to nie była aż druga uwaga! ;) Obmyślając karę za to fałszerstwo wymyśliłam, że przez wakacje będzie pisał codzieniie po 10 razy jakieś naukowe zdanie np "stolicą Francji jest Paryż"- po 3 tyg złamał rękę- myślę, że specjalnie :)
UsuńChustko jesteś niesamowita! Podziwiam niezmiennie!
OdpowiedzUsuńKiedyś się zastanawiałam, czy by nie uruchomić sklepu nocnego/nocno-porannego z szerokim asortymentem różnych dziwnych rzeczy, które trzeba przynieść do szkoły na prace ręczne i inne lekcje. Sklep nazywałby się "Krepina" :)Za specjalną opłatą zapewniony dowóz zamówienia do domu lub pod szkołę.
OdpowiedzUsuńno, co roku to samo...naszą starszą (9lat) córkę wspiera babcia, zawsze jakieś liście ma na podorędziu :)
OdpowiedzUsuńa ja w tym roku jeszcze usiłuję suszyć plastry cytryny - pierwsze spleśniały, bo je inteligentnie między folię alu włożyłam, żeby książki nie pobrudzić, którą je córka przygniotła. teraz są między arkuszami papieru śniadaniowego. jakieś kompozycje będą robić w szkole z liści i tych plasterków suchych.
Ziemniak wszak warzywo jesienne czy burak nawet....Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńKomentarz świnkowy jak zawsze świetny!
OdpowiedzUsuńDary jesienne dałyśmy radę, ale za to dzisiaj odkryła notke o treści "brak pracy domowej" - ale się zdziwiła panna - która jakoby nigdy nie zapomina.
Czytałam WO - świetna rozmowa. Bardzo za nią dziękuję.
Bardzo miły dzionek miała PAni Chustka. Ja za to leżę , grypię i skrzypię...
OdpowiedzUsuńDodałabym jeszcze do darów jesieni jarzębinę, jak Syn wręczy taki bukiet to zostanie niekwestionowanym ulubieńcem Pani Nauczycielki
Co do wywiadu: no cóż, dziennikarzyna koszmarna i jeszcze wyjąkała "torebka na mocz", no ja bym wtedy nie wytrzymała...
Chusteczko kochana cieszę się, że spędziłaś takie miłe chwile w jesiennej scenerii. Ja mam jutro pojechać do lasu ... ciekawa jestem kiedy u mnie zapali się rezerwa ... Pozdrawiam i kibicuję nieustannie :))
OdpowiedzUsuńChustko. Dziękuję za Twoje "być".
OdpowiedzUsuńChustka powsinoga cudna.
OdpowiedzUsuńA co Syn zaniósł do szkoły? Propozycji wyżej dużo padło:)
cześć Chusteczko:*Skąd ja to znam,my z Młodą zbieramy ziółka,bo zielnik robimy:)Cieszę się,że spędziłaś milutki jesienny dzień,pozdrawiam cieplutko Kochana:*
OdpowiedzUsuńDlaczego nie ucza w szkole jak np. przyszyc guzik, nawlec igle, przybic gwozdz, uprasowac sobie koszule, zrobic kanapke do tego moze byc herbata, pomalowac krzeslo, jak prawidlowo zrobic pranie, jak pielegnowac rosliny zeby przetrzymaly zime w mieszkaniu, jak upiec ciasto, jak zrobic cos z niczego. Czy przyniesienie kasztana albo liscia czegos uczy? Nuda na resorach, jestem pewna ze wiekszosc dzieci przyniosla liscie albo wlasnie kasztany i dostaly jeszcze za to 6-ke. Kreatywne dzieci nudza sie w szkole i dlatego te wszystkie prace pt. poziomice z gipsu, zielniki, plakaty, odwalaja rodzice. Dziecko naprawde czyms zainteresowane wykona prace samo, nie da sie rodzicowi dotknac, bo niby dlaczego mialoby nie zrobic samo czegos, co lubi.
OdpowiedzUsuńWłaśnie, w szkole trzeba uczyć "życia" takie zwykłego codziennego ... za moich czasów na Technice dziewczyny miały swoją klasę , chłopcy swoją. Myśmy szyły fartuszki, gotowały,robiłt sałatki, haftowałi , wyszywały,robiłysmy makatki na ramkach z gwoździami o szydełku i drutach nie wspomnę........chłopcy mieli bardziej męskie zajęcia typu: karmniki i inne stukania młotkiem...kurcze jak sie czekało na te lekcje, wspominam to do dzisiaj, jak opowiadam o tych zajęciach mojej Olce to wierzyć nie chciała, że takie fajne rzeczy mozna robić w szkole...........eh teraz tylko pomarzyć o tym można..
UsuńSama ucze moje dziecko (10 lat) zrobic omlet, powiesic pranie, ulozyc wyprane rzeczy w szafie, odkurzyc, szyc i wycinac, nawet umie sciac trawe w ogrodzie, a od ojca uczy sie naprawiania roweru, budowania drobnych mebli itd. Rodzice w koncu tez moga dziecko wielu umiejetnosci nauczyc :), a ile frajdy przy tym :)
Usuńno, w 6ej klasie upiekłam murzynka i do dziś to jedyne ciasto, które mi wychodzi:)
UsuńNatomiast młody na jakichś zajęciach typu "zajęcia techniczne" dostał pierwszą w życiu 6kę za cerowanie skarpet:D bo przecież to podstawa :)
Takich rzeczy uczymy my - rodzice.
Usuńz rodzinnego doswiadczenia wiem, że czasem rodzica zabraknie, bo umrze. Wtedy zajęcia praktyczne w szkole odgrywają ważną rolę. Moj mąż do dzisiaj wspomina je z wdzięcznością. A są też rodzice ktorzy poza piciem piwa i jabcoka niczego nie naucza swoich dzieci. Jestem za takimi zajęciami w szkole. Wyrównywanie szans to się nazywa.
UsuńWolałabym zrobić karmnik niż uszyć fartuszek (w nawiązaniu do głosu Patti), i to przez cale życie, od dzieciństwa do teraz. I lepiej by mi to wyszło. Po co uzależniać tematykę pracy od płci uczniów? Czy nie lepiej, żeby mogły wybrać?
UsuńZgadzam sie absolutnie, pleć nie powinna mieć żadnego znaczenia!! Mam szczęście i moje dzieci chodzą do takiej szkoły w której sa takie zajęcia i bez względu na płeć robia karmniki i gotują.
UsuńDo gimnazjum wróciła technika.
Usuńrybenka - 100% racji. Choć oczywiście się staramy - ojciec uczy dzieci gotować, a ja - naprawiać rower;)
UsuńCudnie,to prawda,a jeszcze cudniej,ze Ty mogłaś się takim pięknym dniem cieszyć!
OdpowiedzUsuńAnonimie,kiedyś uczyli na zpt..
OdpowiedzUsuńTeraz wszyscy się boją,że dziecko zrobiłoby sobie lub innym krzywdę młotkiem/igłą/widelcem/nożem.
My przynosiliśmy kasztany i gwoździe,żeby ludziki robić;)
My byliśmy wczoraj na grzybach, od dawna nie mieliśmy takich zbiorów:). Była piękna pogoda i rodzinna atmosfera. Tak jak u Was.
OdpowiedzUsuńcudownie
OdpowiedzUsuńjesteś, kurka, mocarna
a wlasnie. siedzimy z mlodym i odpytujemy go z 12 lekcji zadanych do sprawdzianu na srode. O sprawdzianie wie od ubieglej srody, prypomnialo mu sie dzisiaj :/
OdpowiedzUsuńChusti, masz normalne dziecko! ;) U nas była ostatnio taka akcja - młoda przynosi mi o 10:00 kartkę z info, że tego dnia lekcje zaczynają się nie jak zwykle o 11:20, a o 8:00. I nie pierwszy raz wycina taki numer ;).
OdpowiedzUsuńU nas na tapecie dzisiaj niemiecki - odpytywałam syna przed sprawdzianem. Kurde, na stare lata szprechać zaczynam. A poza tym... mam dzisiaj straszną radochę :))). Mój nieśmiały, aspołeczny syn zaprosił dziewczynę na pizzę, przejedli jego kieszonkowe, a młody wrócił cały w skowronkach :). Jestem z niego dumna :). I cieszę się, że tak się cieszy :).
jak mu się spodobało to już bym myślała o powiększeniu kieszonkowego:))))))
UsuńDusigrosz, ma swoje oszczędności na koncie, własną kartę małolata, niech się rządzi ;). Na wszelki wypadek uświadomiłam go żeby dziewczyny nie rozpuszczał, kolejna propozycja pizzy może w piątek ;).
Usuń:) też mam takiego aspołecznego nieśmiałego w domu, tyle, że dopiero 5-latka. Na razie mam radochę, jak oznajmi po przedszkolu - "mam dla ciebie dobrą wiadomość mamo - dzisiaj się bawiłem" (do tej pory zazwyczaj było tylko "siedziałem na krzesełku").
Usuńrozumiem Twoją radość :)
Mój po prostu wszędzie brał książki... Nos w książkę i towarzystwo miał z głowy. Od września poszedł do gimnazjum, takiego lepsiejszego i... mam wrażenie, że znalazł tam z dzieciakami wspólny język, bo tam więcej dzieciaków książki czyta ;).
UsuńE, sprytne, jeszcze jak towarzystwo "takie se"... ;)a w dodatku rozwijające...
UsuńU nas jeszcze etap wchodzenia pod stół, lub, w razie braku stołu w najbliższym otoczeniu, zaciskanie oczu... - szczególnie w sytuacji, gdy ktoś "nowy" chce go koniecznie czymś zainteresować, coś pokazać...
swoją drogą ciągle się zastanawiam, skąd ta "aspołeczność" się bierze... mam dwoje dzieci i pierwsze tzw. cygańskie od urodzenia - pójdzie z każdym i wszędzie...
Ha! Ja mam córkę (młodsza od syna, ma 9 lat), która jest duszą towarzystwa, zagaduje obcych, buzia jej się nie zamyka :). I oboje z tych samych rodziców :). Ot, zagadka :).
Usuń:)
UsuńNie czytalam nigdy blogow,jakos tak ...zorka mnie trafila od zorki do chustki i wsyslo,wcielo,wchlonelo,nic ino siorbac .Przeciag sie zrobil okno pierdyknelo kurze wywialo odpylilo mi leb ciut,i za to dziekuje .A poniewaz wyobraznia moja dziecieca dosc gdyby tak hmm zamiast/lub/i kasiorki mozna by dniowki przesylac takie levele male kazdy dzien by podarowal .Na poczatek daje ci swoj dzien chustko ,skupiam sie z sil calych i przesylam go kanalem google .
OdpowiedzUsuńhttp://www.youtube.com/watch?v=_EBYf3lYSEg&noredirect=1
Chustko Asiu, jak tam sie miewasz przy wtorku?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie Chustko:)
OdpowiedzUsuńDużo sił do walki życzę!
Mój mąż raz ograbił ogródki działkowe w nocy z latarką bo Córce o 22:20 przypomniało się, że miała przynieść liście drzew owocowych na pierwszą lekcję. :]
OdpowiedzUsuńSyn z kolei przez lekcją przyrody przypomniał sobie, że dwa tygodnie wstecz Pani kazała wyhodować roślinkę najlepiej fasolę. A on zapomniał. Wpadłam wtedy na genialny pomysł i z piwnicy przytargałam kiełkującego ziemniaka, którego zakopaliśmy w donicy tak, żeby kiełki wystawały. Szybko stworzyliśmy historię rośnięcia w zeszycie i Syn dostał 6 bo jako jedyny miał coś innego niż wątłą fasolkę.
Poświecenie rodzicielskie i spryt rulez!
Ha! u nas też było cudnie w niedzielę... słonecznie, chłodno, wietrznie, kasztanowo i barwnie...
OdpowiedzUsuńnaładowaliśmy w łódzkim parku akumulatory na caaaały tydzień!
Chustko-Joasiu, życzę Ci jak najwięcej takich dni :)
Jeszcze mi się przypomniała akcja z ostatniej niedzieli godzina 23. Syn mimo, że gimnazjalista (klasa 3) dalej wszystko robi na ostatnią chwilę. Tym razem okazało się, że musi zlutować obwód zamknięty z włącznikiem i żarówką. Blisko do 1 w nocy trwało szukanie kabli, lutownicy, cyny, włącznika. Tylko żarówka się nie znalazła więc wymontowano ze starego komputera wiatraczek. Mąż z Synem stworzyli skomplikowane urządzenie na kawałku płyty OSB - schładzacz kciuka. :)
OdpowiedzUsuńKiedy w poniedziałek syn wrócił ze szkoły pierwsze o co zapytałam to: Co dostałeś za schładzasz?
ee, nic - odpowiedział - miało być na za tydzień...
Ręce mi opadły.
Także Chustko - poprzeczka coraz wyżej. Nie wiem co będziemy robić w liceum, na pewno jednak wiem kiedy będziemy to robić: za pięć dwunasta. Jak zawsze. :)
He, ten temat jako "matki dwójki dzieciom" pasuje mi idealnie.
UsuńU młodszego poczekam jeszcze ze dwa, trzy lata, ale u gwiazdy - gimnazjalistki...
W ostatni wtorek ok. godz. 20.00 przypomniała sobie, że ma na środę wykonać przestrzenny model komórki roślinnej...
ja: "na jutrooooo??? od kiedy o tym wiesz???!!!"
córka ze stoickim spokojem: od zeszłej środy.
ja: i co? i co masz zamiar teraz zrobić?
córka: no normalnie... zrobię model z masy solnej
ja: teraz? o tej godzinie? a pomyślałaś, że masa solna musi wyschnąć?
córka: yyy...eee... no dobra, to zrobię z galaretki i plasteliny... mamy galaretkę?
Mamo, nie denerwuj się tak, bo Ci żyłka pęknie... Mamo, to tylko głupie zadanie na biologię...
Mamo, ja wszystko wiem, dam sobie radę, nie potrzebuję pomocy...
wrrr... wyjęłam galaretkę i wyszłam z kuchni.
Skończyło się na tym, że mitochondrium, jądro, retikulum i inne pieczołowicie konstruowane z plasteliny do ok. 22.00 zalała gorącą cytrynową galaretką, co spowodowało tzw. rozmiękczenie totalne owych i jedną wielką "glajdę" całości.
U córki spowodowało to zarzucenie ręcznika na ramię i udanie się do kąpieli ze słowami: "wymiękam, zgłoszę nieprzygotowanie"...
To coś dla mnie bo złapałam się gorącego garnka i schładzanie jest mi wskazane :(
UsuńHa ha ha, Nita. dokładnie to samo robiliśmy w zeszły weekend. Przestrzenny model komórki bakterii. Nie muszę dodawać, że "-śmy" to bynajmniej nie dziecko, tylko ja z tatusiem dziecka, przez pół niedzieli...
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńaż by mi się chciało powiedzieć "nawzajem"
Usuńdokladnie...
Usuńczasem, jak sie nie jest pewnym co powiedziec, to po prostu lepiej milczec.
UsuńPozdrawiam Joasiu i cieszę się Twoim udanym dniem , "Chustka powsinoga " - przecudna :*
OdpowiedzUsuńTak tylko wpadam pożyczyć miłego dnia....
OdpowiedzUsuńP.S. Świnka powsinoga jest cudowna!!!
Pozdrawiam.
No ja też wpadłam pożyczyć!
OdpowiedzUsuń:*
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
Usuńdziewczyno, nie brnij...
Usuń