sobota, 30 kwietnia 2011

[377].

(Mirosław Czyżykiewicz - Szkoda, że cię tu nie ma)

***

wyjechaliście na weekend majowy?
(oceniam po statystykach bloga, że tak :)))

piątek, 29 kwietnia 2011

[376].

(3 Doors Down - Here without you)

***

jest późne popołudnie.
odpoczywam w ogrodzie na huśtawce.
wgramolił się Pan Jędruś.
jest rozgrzany słońcem, jeżdżeniem boso na rowerze, wyrywaniem podpórek winogronom, grzebaniem w skibach ziemi za marchewkami (i co z tego, że to nie pora na marchewki - może jak poszuka, to znajdzie?).
pachnie mlekiem, powietrzem, trawą, ziemią.
przytulił się do mojego ramienia, opowiada mi o ulubionej zupie z kakao, wody i soli, o tym jak wyrwał trawę, nosił na taras i sikał na nią; o tym, że marzy Mu się taka jak moja, ale chłopaczyńska szczotka do zębów na bateryjkę.

bujam nas, oglądamy zdjęcia w aparacie, zaśmiewamy się z naszych min.

tam dom twój, gdzie serce twoje.

czwartek, 28 kwietnia 2011

[375].



(Wolfsheim - Care for you)

And when Winter comes around
You'll need your winter shoes.
But if winter's still about
To get too cold for you,
You'll need someone to keep you warm...
Someone to help you through the storm?
Someone who's good...
Doing no harm...

...and he'll say...

Hey, hey... I care for you... Hey, hey...I'm there...
Hey hey... I'm there for you... Hey, hey...I care...

And when the time is right
You'll wear your wedding shoes.
And if this life still seems to be
Not quite enough for you,
You'll find someone to help you out...
Someone to miss and dream about
That being in love...
Is doing no harm...

...and he'll say...

Hey, hey... I care for you... Hey, hey...I'm there...
Hey, hey... I'm there for you... Hey, hey... I care.


***








to dziwne.
wszystko mi się kojarzy z jednym.

środa, 27 kwietnia 2011

[374].

bardzo emocjonalnie reagujecie na mojego bloga.
widać piszę aż tak ciekawie.
chyba powinnam być dumna.
albo powinnam Wam podziękować.
sama nie wiem.

zanim napiszecie kolejny komentarz, zastanówcie się tylko, czy odniesiecie się w nim do tematu posta, czy też dacie ponieść się wenie, korzystając z anonimowości.

wtorek, 26 kwietnia 2011

[373].



(George Winston - Woods)

***


pobrałam link do tego genialnego filmu z bloga Poli.
większość przemyśleń i odczuć Kris są zbieżne z moimi.
niewiarygodnie komfortowo czuję się wiedząc, że inni też tak mają jak ja (albo że ja mam tak jak inni).

wymiana doświadczeń daje siłę.

poniedziałek, 25 kwietnia 2011

[372].

(Vangelis - Tears in rain - Blade Runner)

***

anonimowy AM pod poprzednim moim postem napisał komentarz Jacek umarł.
weszłam na bloga Ani i Jacka.
przeczytałam przejmującego posta.
rozpłakałam się.

ale, z drugiej strony...
więc to tak wyglądało.
więc już wiemy.
misterium śmierci zostało upublicznione.
już wiemy.
jesteśmy poinformowani.

zastanawiam się, którędy przebiega granica między ekshibicjonizmem a otwartością.
tak, uczestniczycie w moim życiu, to prawda.
znacie moje imię, nazwisko, grupę krwi.
wiecie na co choruję.

ale, z drugiej strony...

miejmy jasność: nie, nie winię o nic nikogo.
wypowiadam tylko swoje wątpliwości.
i chętnie dowiem się, co myślicie na ten temat.

Jacek był osobą publiczną, o wiele bardziej publiczną ode mnie - był obecny w mediach, były przeprowadzane zbiórki pieniędzy dla Niego.
i jako osoba publiczna umarł publicznie.
być może nawet życzył sobie tego.

rozumiem też potrzebę Ani podzielenia się swoimi odczuciami - wielu internautów traktuje swoje blogi jako rodzaj terapii (tak, w jakiejś mierze ja też).
powiem więcej - podoba mi się idea pisania jako twórczego wentyla dla emocji - np. po utracie bliskiej osoby.
cenię i szanuję to, co robią dla siebie wdowa po Misiu czy Joanna, pisząca o swoim tacie.

ale, z drugiej strony...

ile nam wolno pisać o innych?
czy np. czy wolno mi napisać z jakimi chorobami walczy Babcia B., czy mam prawo napisać co słychać u Niemęża, bez skonsultowania się z Nimi?
czy mogę opisać szczegółowo na blogu ostatnie chwile życia mojego Ojca?
w jakim stopniu intymność naszych bliskich należy do nas?

i na koniec, elementarna wątpliwość: żywych można zapytać czego sobie życzą, ale co ze zmarłymi?
jakie mamy do nich prawa?

niedziela, 24 kwietnia 2011

[371].

(Grażyna Brodzińska śpiewa Pamięć z musicalu Cats)

***






Wielkanoc.
włączyłam kaloryfery.
zawinęłam się w koc i piję gorącą czekoladę.
Vileda przeprowadza fotosyntezę w świetle biurkowej lampki.
Syn wyjechany, u Voldemorta. po dwóch godzinach od Jego pobrania otrzymałam telefon, że ma temperaturę 38,6.
- co mam zrobić? - zapytał dramatycznie TenKtóregoImieniaWymawiaćNieWolno.
- zmierz ponownie temperaturę - pouczyłam - dokonaj pomiaru jeszcze dwukrotnie i sprawdź, czy termometr nie pomylił się.
- kurwa, nie można się z tobą dogadać - podsumował i rozłączył się.
mhm.

***

rodzinnych i spokojnych Świąt Wam życzę.

***

- dupa mnie boli.
- co?



i jeszcze okolicznościowy dowcip:
- prk Jésus a été crucifié et non pas noyé ?
- mais tu te vois avec un aquarium au-dessus de ta porte??
w wolnym tłumaczeniu:
- dlaczego Jezus został ukrzyżowany, a nie utopiony?
- a wyobrażasz sobie akwarium zawieszone nad drzwiami??
(jędrniejsze tłumaczenie mile widziane).

sobota, 23 kwietnia 2011

[370].

(Smolik - Close your eyes)

***

pokolorowałem jajka  - rysując na jednym Dżokera, wroga Batmana, drugie zaś ozdobiłem bazgrołami.
walczyłem w kościele z plastikowym kurczakiem, którym zawiadował siedzący obok chłopiec.
cierpliwie pozowałem do zdjęć z mamą.
znalazłem w babcinym ogródku czterolistne koniczynki.
ganiałem się z mamą w berka.

skakałem z drzewa.
lecz spleenu ukryć nie potrafię.
- mamo, kiedy będę mógł grać na xboxie?- to pytanie słyszę od prawie tygodnia średnio dziesięć razy dziennie.
parę dni temu, po rozmowie korygująco - prostującej dotyczącej zatracania się w graniu oraz uzależnienia od wirtualnej rzeczywistości, Syn postanowił wymierzyć sobie karę (- ależ mamo, to nie do końca jest kara, to raczej odpoczynek, ja bardzo się cieszę, że mogę odpocząć).
nieopatrznie zapytałam się, ile dni zamierza odpoczywać.
- jedenaście - odpowiedział bez wahania.
- jesteś pewien? - dopytywałam się zatroskana planowaną skalą wyrzeczenia.
- ależ mamo, takie jest życie, muszę odpocząć, żeby nie musieć leczyć głowy z uzależnienia.
yy, dobra. trzymamy się więc raz podjętej decyzji.

- kiedy będę mógł znów grać na ixboxie? - rozbrzmiewa szlagwort. powtarzany uparcie, powtarzany przy każdej nadarzającej się okazji, powtarzany każdego kolejnego dnia coraz smutniejszym głosem.
- bo wiesz, ja już się świetnie czuję, oczy mnie nie bolą, nie kręci mi się w głowie, jestem bardzo wypoczęty, więc uważam, że mogę już grać - Syn wbija we mnie oskarżycielskie spojrzenie.

z Jego nawijką i uporem zostanie jak nic prawnikiem.

piątek, 22 kwietnia 2011

[369].

(Rezerwat - Zaopiekuj się mną)

***

w nocy przyśnił mi się Ojciec.
był jak zawsze szykownie zdystansowany, siedział na swoim miejscu przy stole kuchennym, i powiedział do mnie z dezaprobatą - przestań. przestań płakać, nie masz powodu.
- ale ja nie płaczę, Tato - chciałam powiedzieć, ale słowa ugrzęzły w gardle.

Tato, ja nie płaczę, ja tylko się martwię.

***

rano, niedaleko domu, zatrzymałam w kadrze staruszka.
ostrożnie, na drżących nogach, szedł o lasce. na smyczy za nim, nie mniej skupiony, dreptał łapka za łapką, piesek staruszka - pies staruszek.
szli powoli w niemej procesji.
celebransi schyłku życia o poranku.

popołudniu odbierałam przesyłkę z pociągu.
na peronie stał tłum odświętnie zaaferowanych ludzi.
wśród nich zatrzymał się obok mnie starszy pan z niemowlakiem w ramionach.
obaj płomiennie rudzi, piegowaci, pyzaci; obaj starannie ubrani na biało i granatowo: duży w granatowy garnitur i w białą koszulę z mięsistej bawełny, mały - w mięciutkim białym sweterku i granatowych śpioszkach - spodenkach.
czekali na pociąg emanując radością i zapachem proszku do prania dla niemowląt.

wieczorem, w tym samym miejscu, gdzie rano spotkałam pana z psem, leżał w kałuży bordowo-czarnej krwi młody chłopak.
leżał skulony w pozycji embrionalnej, zasłaniając dłońmi głowę. jakby nie zauważył, że już go nie biją.
leżał nieruchomo, tylko palcami jednej dłoni głaskał się po uchu - wydało mi się, że sprawdza, czy nadal jest cielesny.
zadzwoniłam na telefon alarmowy, policjanci prędko przyjechali.

***

nadchodzi Wielkanoc.
święto zmartwychwstania...




będziecie malować, zdobić jajka do święconki?

czwartek, 21 kwietnia 2011

[368].

(Dusty Springfield - Spooky)

***

korzystając z niespodziewanej zmiany pory roku z zimy na lato, popołudniu poszliśmy na spacer.

fontanna na placu już działa!
słońce już razi w oczy!
w parku na ławce można już jeść lody!
...a mama chce już do domu.

jestem zmęczona.
a tyle jeszcze roboty przede mną.
wracam rzeźbić. koncepcyjnie.

a co Wy robicie w ten cudny, letni wieczór?

środa, 20 kwietnia 2011

[367].

(Rod Steward - Sailing)

***

dziś przy odbieraniu progenitury z uczelni zostałam poproszona na rozmowę z przedszkolanką i Syna w sprawie tegoż oraz śrubki.
otóż w dniu dzisiejszym Giancarlo wykręcił śrubkę z krzesełka, po czym ze swoim najlepszym ziomem wyrzucili ją komisyjnie do kibelka.
pani przedszkolanka dała im po gumowej rękawiczce i kazała wyławiać śrubkę z klopa.
po odzyskaniu śrubki zostali zaproszeni na rozmowę z dyrektorką.

Syn był zdruzgotany swoim brakiem odpowiedzialności wobec przedszkolnych śrubek i perspektywą srogich reperkusji.
żeby nie nabawił się w niedalekiej przyszłości raka żołądka, zanim wyszliśmy z przedszkola, schyliłam się i naszeptałam Mu do ucha, że bawią mnie takie historie i nie zamierzam Go karać.
następnie pojechaliśmy do Babci B. na obiad.
Giancarlo z progu zrelacjonował Babci B. swoją przewinę oraz serdecznie się pokajał.
Babcia B. wysłuchała Go z narastającym zdumieniem i słabo skrywanym uśmiechem, po czym kazała Mu jutro powiedzieć przedszkolance, że jak jej mało śrubek, to u Babci w garażu jest dużo i On może do przedszkola zanieść kilogram śrubek.
przekaz powtórzyła dwukrotnie, upewniając się, że Giancarlo zapamiętał, co ma powiedzieć.

chryste, jeśli On to jutro powie w przedszkolu, znowu mnie wezwą na rozmowę.
tyle że tym razem w sprawie śrubek i Babci B.

***

- mamuniu, lustrzanką foty robię.
patrz na mnie, nie gadaj już przez telefon!

(a ja rozmawiam z matką drugiego zbrodzienia śrubkowego).
-  jak ciepło.
już można leżeć w ogrodzie!
- to magnolia.
czy cośtam.
- maamaaaaa!
zrób głupią minkę!

wtorek, 19 kwietnia 2011

[366].

(Bill Withers - Lovely Day)

***


wciąż jestem.
muszę więc jeść.


a może nie muszę.

nie, raczej muszę.

muszę.
zdecydowanie: muszę.

tyle jeszcze przed nami.

tyle zaskoczeń.

tyle niewiadomych.

będzie dobrze.


chyba.

poniedziałek, 18 kwietnia 2011

[365].



(Bill Withers - Ain't No Sunshine)

***

i znowu poniedziałek.
dzień pizzy.
bo w poniedziałki promocja.
pizza za 5 zł.

daję monetę.
stajemy przy kasie.
zamawia.
- poproszę pyszną pizzę, taką okrągłą. - przerwa. wyczekiwanie. wzrok wbity w sprzedawcę.
niestety, dziś sprzedający jest zmęczony. nie będzie międzypokoleniowej interakcji przez kontuar.
poprzez znaczące podniesienie brwi i przewalenie oczami zachęcam do rozwinięcia się.
więc kontynuuje:
- ...taką okrągłą, z salami, serkiem żółtym, polewką pomidorową i z takimi paproszkami w kolorze zielonkawym.
- przyjąłem zamówienie, za kwadrans podamy pizzę.
udało się.

na pizzy

niedziela, 17 kwietnia 2011

[364].



(Led Zeppelin - Since I've been loving you)

***

znalazłam taki aforyzm: szczęście to coś do zrobienia, ktoś do kochania i nadzieja na coś.

no to jestem szczęśliwa.
BARDZO.

***

wierzycie w amulety?
ja tak. tak chcę.

wierzę w siłę łańcuszka od Babci B. (i w wisiorek, który dokupiłam do tego łańcuszka).
wierzę w moc bransoletki od Niemęża, na której wisi pięć zawieszek - symboli.
wierzę w moc bransoletek od Syna, plastikowych badziewi na sznurko - gumkach.
a wczoraj dołączyła do zestawu niezdejmowalnej biżuterii czerwona wełenka.

wierzę w amulety.
wierzę w ochronną siłę miłości.

i choć początkowo wydawało mi się to nieracjonalne, zdumiewające, z czasem zrozumiałam sens standardowego pytania onkologa: czy ma pani dla kogo żyć?

sobota, 16 kwietnia 2011

[363].


(Charles Aznavour - Mes emmerdes)

***

dziś bardzo oficjalnie zainaugurowaliśmy plenerowy sezon fotograficzny.

Giancarlo własnoręcznie wpisał się na listę uczestników Pleneru.
i ruszyliśmy.

- mama, chcesz pralkę? mało używana - cmoknął z zadowolenia Syn.

(w prawym górnym rogu - ręka boska Zazie)

powiedz stary, gdzieś ty był?

- fajne ciocie, mamo. wbijamy się im na chatę?
- tuli - tuli, ciociu. weź mnie na rączki.
szczotkopłetwa i dziurawe wiadro.
Jezus zamknięty w klatce.
coś.
marszałek chętnie potrzyma aparat.
hop!
loffff, mammi :*
lofff, maj son :*
wyszłem na obiekt.
Kurmajer. odpoczynek na tarasie widokowym.
zaczarowany świat Amelie Poulain.
czułki ufoludka.
ja, brzoza.
- koniec pleneru.
do widzenia!
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga