czwartek, 31 marca 2011

[347].



(Zbigniew Wodecki - Opowiadaj mi tak)

Opowiadaj
nikt nie opowiada tak jak ty
choć bajeczki te na pamięć znam
jakże wszystko to cudownie brzmi

Siądź naprzeciw
niech tam sobie leci, płynie czas
chcę usłyszeć wszystko jeszcze raz

Słoneczko
choć tyle wprawy mam
tyle bajek znam
ale tak jak ty nie czaruje nikt
uwierz mi
tak to nikt
Słoneczko
ty opamiętaj się
owszem czaruj, świeć
tylko o tym wiec
ja ostrzegam cię
chyba że chcesz spalić mnie

Lecą liście
no i oczywiście jesień już
zaraz spadnie znowu biały puch
no i naturalnie wiatr i mróz

Cóż to dla mnie
odkąd ciebie tylko odkąd znam
łatwo sobie z zimą radę dam

Słoneczko
choć tyle wprawy mam
tyle bajek znam
ale tak jak ty nie czaruje nikt
uwierz mi
tak to nikt
Słoneczko
ty opamiętaj się
owszem czaruj, świeć
tylko o tym wiec
ja ostrzegam cię
chyba, że chcesz spalić mnie


***

jak ja lubię spędzać czas z Niemężem, słuchać Jego głosu.
gdy byłam bardzo, bardzo słaba, Niemąż kładł się koło mnie i szeptał mi do ucha różne historie.
o tym, co będziemy robili, gdy wyzdrowieję, gdzie pojedziemy rowerami na wycieczkę, dokąd polecimy na wakacje, której restauracji menu sprawdzimy...
on opowiadał, głaskał mnie po głowie, a ja zasypiałam wtulona w Jego ramię, ukołysana szeptem...

Siądź naprzeciw
niech tam sobie leci, płynie czas
chcę usłyszeć wszystko jeszcze raz

Słoneczko
choć tyle wprawy mam
tyle bajek znam
ale tak jak ty nie czaruje nikt
uwierz mi
tak to nikt
Słoneczko...

środa, 30 marca 2011

[346].



(Bobby McFerrin & Sung-Won Yang - Ave Maria)

***

dziś na to wpadłam: w życiu suma gówien musi być constans.
jak się jakiś syf ode mnie odklei, to zaraz musi się przykleić inny, albo dwa mniejsze.

wcale się nie zdziwię, gdy podnosząc klapę od kibla zobaczę tam aligatora. pewne historie przydarzają się tylko mnie. i choć brzmią niewiarygodnie, są prawdziwe.

...znacie historię o moim samochodzie, który dokonał spontanicznego lecz dokumentnego samozapłonu? ...kiedyś ją Wam opowiem, obiecuję.

***

dziś byłam z Unforgivenem na kolacji nad Zegrzem.

następnie pojechaliśmy do kościoła, w którym jest grób Popiełuszki.
uklękłam, mamroczę słowa modlitwy, świętych obietnicami mamię, a kolana bolą, bo chude.
i przylazł kot. wielki, czarno - rudy, z białymi łapskami i żółtymi oczami. i zaczął wokół mnie łazić, przymilać się, w oczy zaglądać, mruczeć, gadać, opowiadać.
było po modlitwie, nie mogłam opanować rozbawienia. jak się modlić i łaski upraszać, gdy kot miauczy głośno w oczy zaglądając , no jak?

pojechaliśmy potem obejrzeć Jeż Jerza.
wniosek mam taki: ciężkie życie ma dzisiejsza młodzież.

a na dokładkę zgubiłam czapkę i rękawiczki.

wtorek, 29 marca 2011

[345].



(Yves Montand - Les Feuilles Mortes)

***

nie wiem jak Wam o tym napisać, żebyście nie zaczęli podejrzewać mnie o totalne rozmiękczenie mózgu po chemioterapii.
otóż zrządzeniem losu spotykam na mojej drodze dobrych ludzi.
i nie mam na myśli Babci B., Niemęża, Synka czy Agi (z którą nie jestem w związku tylko dlatego, że nie jest homo, a przynajmniej - bi).

wewnętrzny imperatyw każe mi opowiedzieć o otrzymywanej dobroci i pisemnie podziękować za nią.
wiem, że brzmi to tandetnie i wieje brazylianą, a co z tego.
muszę i już.

- dziękuję zimnu, że mi pomogła w załatwieniu Bardzo Ważnej Sprawy, te same podziękowania kieruję do Li
- dziękuję Sebastianowi za pracę, którą mogę wykonywać bez wychodzenia z domu
- dziękuję Renacie i Jej Mężowi, WS, Unforgivenowi i Łukaszowi za pomoc w szukaniu pracy, za podsunięcie ofert pracy
- dziękuję Kasi za Viledę (nawet jeśli obgryza kaloryfer)
- panu Cezaremu za opiekę nad wszystkimi moimi komputerami, które ku Jego uciesze regularnie psuję
- panu Januszowi za terabajty e-booków
- zaś moim chustkowym Czytelnikom dziękuję za kibicowanie, wspieranie, dobre słowa, za to, że JESTEŚCIE.


codziennie odwiedza mnie około półtora tysiąca osób, to niewiarygodne!
piszecie do mnie maile, w których opisujecie Wasze zmagania z rakiem; piszecie o sile, którą czerpiecie do walki z mojego bloga, ale również wspieracie mnie w mojej codzienności.

z niektórymi z Was koresponduję, z innymi miałam możliwość spotkać się (Zazie :*, Marciocha :*).

dzięki Chustce poznałam wspaniałych ludzi.

boże, pobłogosław internet!

***

każdego dnia, gdy przeglądam statystki odwiedzin, zastanawiam się skąd jesteście, dlaczego mnie czytacie, co lubicie robić, jakie macie marzenia.
opowiecie o sobie?

poniedziałek, 28 marca 2011

[344].



(Etta James - Damn your eyes)

***

obiad: zupa miso i sześć futomaków z pieczonym łososiem.
(BTW mam wrażenie, że na sushi przychodziłoby więcej ludzi, gdyby były tam normalne sztućce. gdy podałam tę sugestię właścicielowi lokalu popatrzył na mnie jakbym na niego napluła).

***

Vileda wczoraj soczyście wymiotowała, a dziś obgryza kaloryfer.
znawcy kotów, wiecie co to znaczy? napiszcie mi proszę raz - dwa!

***

zaczynam tracić kontrolę nad sytuacją, nad tyloma sprawami usiłuję zapanować.
idę więc spać. zacznę się spinać od nowa od jutra rana.
na dziś wystarczy biegania.
pchły na noc.

niedziela, 27 marca 2011

[343].



(Ewa Bem - Cały świat)

***

Syn do czwartku u Voldemorta.
- a co jadłeś na obiadek?
- dopiero teraz będzie obiadek.
- o dziewiątej wieczorem? a kiedy będzie kolacja?
- mamusiu, oni tu nie podają kolacji, oni obiad jedzą na kolację.

no tak.
- a tatuś pali papierosy przy Tobie?
- pali, ale jak pali to ja go przeganiam żeby sobie poszedł, żebym raka nie dostał.
- a śmierdzisz papierosami?
- no śmierdzę, ale co zrobić, taka to już jest ta rodzina tutaj.

no tak, rodziny się nie wybiera.

***

byłam dziś na obiedzie z Zazie, Syd, Kumokiem i Miszurkiem (i Igą).
(przed Anonimem z komentarza do poprzedniego posta spowiadam się: zjadłam gęstą zupę pomidorową, paciaję z bakłażanów i pomidorów, a na deser - ciastko marchewkowe i takie drugie brązowe. ponadto wypiłam dwa kubki herbaty).

Zazie zwróciła mi uwagę na pewną kwestię, której nigdy dotąd nie objęłam aż tak wprost rozumem: bycie rodziną jest relacją wzajemną.
wyjaśniam:
1. nie stanowię z tobą rodziny, jeśli ja chcę, a ty nie chcesz.
2. gdy stanowimy rodzinę, ja pomagam tobie, więc gdy będę w potrzebie, dostanę wsparcie od ciebie.
proste, acz odkrywcze.

sobota, 26 marca 2011

[342].



(Zaz - Mi va)

***

byłam u Babci B.
nakarmiła mnie za cały tydzień.
ledwo się poruszam.
idę się przewrócić w pościel i błogo zasnąć. niech się sadło zawiązuje.

a tymczasem sąsiadka Babci B., staruszeczka Zofia, będzie jutro od rana odmawiać litanię za mnie (o czym powiadomiła Babcię telefonicznie).
nie wiem czy to w czymkolwiek mi pomoże, ale pewnie Zofii - tak.

choć przyznaję, że przyjemnie jest wiedzieć, że ludzie otaczają mnie dobrymi myślami.
i przyjemnie jest też otaczać innych dobrymi myślami.
...czasami tylko tyle możemy zrobić...

piątek, 25 marca 2011

[341].



(Vasco Rossi - Senza parole)

***



(Vasco Rossi - Sto pensando a te)

***

spotkałam na mojej drodze mentalne szczurki.
tym razem w życiu prywatnym.

znacie ten typ?
są z definicji żałosne - to ich sposób na zdobywanie zainteresowania świata.
oczekują współczucia, litości.
przejmująco opowiadają o swojej niedoli, ale jednocześnie atakują. (potem mówią, że ugryzły ze strachu przed pogryzieniem).
obiecują pomoc, która na słowach się kończy. (ooo, widzisz jakie są nieszczęśliwe? przecież tak bardzo chciały pomóc.)
zadają niby-troskliwe pytania, ale faktycznie chodzi im o zaspokojenie próżnej ciekawości.

pochyliłam się, przyglądałam się, obserwowałam.
raz nakarmiłam, dwa razy pomogłam, trochę poprzytulałam.
niestety, nie da się tego kurewstwa nijak udomowić.

nadszedł więc czas Armageddonu.
wyciągnęłam łopatę i zabijam.
chlusta krew, giną wścibskie zwierzątka o ohydnym wyglądzie, przebiegłym spojrzeniu i głupio - cwanym rozumku.

***

czwartek, 24 marca 2011

[340].



(Dave Lindholm - Pieni ja hento ote)

***

pławię się w samozadowoleniu: Niemąż zachwycony nowym kolorem włosów (rudziasku ty mój, wiewióreczko piękna, pięknotko moja), Synek też (moja ty mamusiu marcheweczko prześliczna).
czemuż ja nie wpadłam na to wcześniej, żeby się tak się upiększyć, no czemu.

a jak zarobię trochę kasy, dorobię sobie rzęsy.
jedna z moich przyjaciółek ma zrobione, wygląda prześlicznie.
no i jakie to praktyczne: nie trzeba smarować rano oka tuszem, tylko od razu po przebudzeniu (a nawet przed) wygląda się zmysłowo i inteligentnie.

a tymczasem pozdrawiam Was bezmakijażowo i bezrzęsnie.
muah!

środa, 23 marca 2011

[339].



(Roger Hodgson - Take the long way home)

***

zrobiłam dziś ponad osiemset km autem.
nikt nie zasuwał autostradą poznańską z prędkością ponad dwustu km/h.
nikt, prócz pana w audi i mnie.

wracam do formy.
moc jest ze mną.

widziałam Alfy Romeo policyjne. stały przy bramce przy autostradzie.
podobno policjanci nimi nie jeżdżą, bo im koła w trakcie jazdy się odkręcają.
tak złośliwi szepczą po kątach.
hy, hy.
dobrze, że za to pasy bezpieczeństwa mają regulowane i zgodne z homologacją.
hy, hy.

wtorek, 22 marca 2011

[338].



(Diana Ross - I'm coming out)

***

z okazji drugiego dnia wiosny oraz braku raka ufarbowałam się na pomarańczowo.

poniedziałek, 21 marca 2011

[337].



(Kings of Lion - Sex on fire)

***

pojechaliśmy z Synem na oglądanie mnie od środka.
Giancarlo zachwycił się Panem Profesorem (kolejny lekarz wynaleziony przez Babcię B., którego z całego serca rekomenduję) oraz Jego maszyną do USG (ja też chcę mieć taki komputer jak będę dorosły).
Pan Profesor sam po nowotworze, więc od razu znaleźliśmy magiczną nić porozumienia ludzi po przejściach (widzę, że pani tak jak ja, nic sobie z tej choroby nie robi. i tak trzymać, tak trzymać. trzeba żyć normalnie.).
oprócz wykonania drobiazgowego USG jamy brzucha, Pan Profesor pokazał Synkowi moje serce (ciekawe, kogo mamusia ma w serduszku, chodź podejrzymy) oraz macicę (tu byłeś zanim się urodziłeś, dziwne, cooo?).

płynu mam dużo w otrzewnej.
może być z powodu kłopotów z białkiem.
trza zrobić proteinogram i takie tam.

niedziela, 20 marca 2011

[336].



(Gigliola Cinguetti - Ma l'amore no)

***

rano przywiozłam najserdeczniejszego zioma z grupy przedszkolnej do naszego domu.
chłopaki uwielbiają spędzać czas ze sobą.
najpierw grali na xboxie w Batmana Lego, potem ganiali się i ostrzeliwali, w końcu legli na naszym gigantycznym łożu wśród tysiąca poduszek i bawili się w dużego kota i w małe kociątko (zabawa polegała na turlaniu się po łóżku wzdłuż i wszerz).
słodziaki.

popołudniu odwiozłam zioma do Jego kwatery.
Giancarlo zdecydował, że chce poczekać na mnie w domu - był to Jego debiut w zostawaniu samemu.

wróciłam, a tu... taaa-daam! stół przygotowany do obiadu - Syn sam z siebie, spontanicznie, rozłożył talerze, sztućce, kieliszki do wody.
dorośleje...

podałam obiad, a w trakcie posiłku dopadło mnie zmęczenie.
i spanikowałam.
że właśnie wraca rak.
a ja teraz sama w domu z dzieckiem.
i kto mi pomoże.
kto wytrze smarka, kto zaniesie do łazienki na siku, kto przygotuje i poda herbatkę i kanapkę, kto mnie poniunia.

przeraziłam się.
postanowiłam więc przeczekać zły czas i poszłam spać.
może to kiepska strategia.
grunt, że działa.

sobota, 19 marca 2011

[335].



(Nora Jones Are you lonesome tonight)

***

dziś ustaliłyśmy z Przyjaciółką: będąc w parze ludzie siebie tworzą - tak samo jak mogą niszczyć.
a Wy, czy wierzycie, że na to kim jesteś wpływa z kim jesteś?

ja to wiem.

dobroć wraca.
idę spłacać dług :)

piątek, 18 marca 2011

[334].



(piosenka Lidki z Czterech pancernych i psa)

***

- mamo, dlaczego pod wpływem czasu ludzie się starzeją?
- bo tak już jest - odpowiadam byle jak. nie mam dziś czasu na rozmowy o życiu. ani na żadne rozmowy. ani na nic. kolejny tydzień zasuwam na maksymalnych obrotach.
- a tak konkretniej? - Giancarlo nie daje za wygraną.

a tak konkretniej, Synu, to wolę nie brnąć w ten temat.
nie ogarniam parametru czasu, nie rozumiem go.

***

- mamo, nie pracuj tyle. odpocznij sobie, połóż się do łóżeczka, bo znowu raka dostaniesz.
- ale ja muszę pracować, jak nie będę, to nie będziemy mieli pieniędzy.
- to powiedz wujeczkowi żeby zarobił, ty przecież nie możesz się przemęczać.

no wiem, wiem że nie mogę.
tylko co z tego.


gdzieś wyczytałam, że podobno większość osób, które chorowały na raka nie wraca już do aktywności zawodowej.
ciekawe dlaczego.
z braku sił? z braku wiary w siebie? z rozsądku?

czwartek, 17 marca 2011

[333].



(Toto Cutugno - Solo noi)

Vendo tutto se vuoi.
Solo noi, solo noi.
Odio queste lenzuola che il tempo cancella il profumo di te.


tęsknię, tęsknię...

***

napisałam odpowiedź na apelację Voldemorta w sprawie (jakże niesłusznego) podwyższenia alimentów.
będzie sąd miał ubaw.
(...)
8. „ponoszę większe koszty: dojazdów po syna jak i córkę”:
a. córka mieszka dwie przecznice od ojca, można tam pójść piechotą albo rowerem, dzięki czemu ograniczy się wydatki

(...)
albo:
9. „ponoszę większe koszty (…) wspólnych świąt, urodzin, biletów do kina, lodowiska, oszczędzania na wspólne wakacje”:
a. mając dzieci, rodzinę każdy ponosi takie koszty – w/w argument jest demagogiczny.
(...)
c. dziecko nie było NIGDY z pozwanym na ŻADNYCH wakacjach – pomimo moich licznych próśb i zachęt. Oznacza to, że koszt, który „ponosi” pozwany „na wspólne wakacje” jest albo fikcją albo kłamstwem.
(...)

itp. itd.

żena.
ojciec Syna jest półgłówkiem, a ja też, bo zrobiłam z nim dziecko.
pocieszam się tym, że nie ja jedna mam z nim dziecko; durnych jak ja było więcej.

a poza tym ładne dzieci robi.

środa, 16 marca 2011

[332].



(Hess Is More - Yes Boss)

***

Niemąż nadal nieobecny.

nie lubię tęsknić.
znaczy się lubię, ale tylko trochę i tylko czasami.
tak trochę, pół łyżeczki, nie więcej.

wracaj już, wracaj.
czekamy.

Ja ciebie kocham! Ach te słowa
Tak dziwnie w moim sercu brzmią.
Miałażby wrócić wiosna nowa?
I zbudzić kwiaty co w nim śpią?
Miałbym w miłości cud uwierzyć,
Jak Łazarz z grobu mego wstać?
Młodzieńczy, dawny kształt odświeżyć,
Z rąk twoich nowe życie brać?

Ja ciebie kocham? Czyż być może?
Czyż mnie nie zwodzi złudzeń moc?
Ach nie! bo jasną widzę zorzę
I pierzchającą widzę noc!
I wszystko we mnie inne, świeże,
Zwątpienia w sercu stopniał lód,
I znowu pragnę — kocham — wierzę —
Wierzę w miłości wieczny cud!

Ja ciebie kocham! Świat się zmienia,
Zakwita szczęściem od tych słów,
I tak jak w pierwszych dniach stworzenia
Przybiera ślubną szatę znów!
A dusza skrzydła znów dostaje,
Już jej nie ściga ziemski żal —
I w elizejskie leci gaje —
I tonie pośród światła fal!


(Adam Asnyk - Ja ciebie kocham)

***

spotkałam się jakiś czas temu z takim jednym, w którym kochałam się pół życia (zanim zaczęłam się kochać w Niemężu).
gość waży pięć ton, wyliniał, podszedł wodą, zamiast zębów ma poczerniałe pnie, do tego - zaburzenia krążenia, rozwalona trzustka, wątroba, śledziona, odkorowany mózg.
a dwadzieścia lat temu był zachwycający niczym Jim Morrison.
na powitanie wyjąkał ale się porobiło, co?
miałam ochotę zakrzyknąć no kurwa jest grubo, wyglądasz jakbyś umarł roku temu i grabarz o tobie zapomniał.
ale opamiętałam się, ugryzłam się w język, puknęłam w czoło, przeżegnałam lewą nogą.

drogie dzieci, nie bierzcie twardych narkotyków.
szkodzą.

wtorek, 15 marca 2011

[331].



(BIGBANG - Lies)

***

mój Ojciec zawsze mi powtarzał, że podróże kształcą.
otóż byłam dziś w podróży.
i, przyznać muszę, to była kształcąca podróż.

z tego miejsca pragnę podziękować:
Kwoce - za "pyszną" zupę;
PKP - za pociąg podstawiony za wcześnie (i co z tego, i tak się na niego spóźniłam) oraz taki, który dojechał z opóźnieniem;
Niemężowi - za możliwość odbycia tej inspirującej podróży, która dostarczyła mi wielu niezapomnianych wrażeń.

poniedziałek, 14 marca 2011

[330].



(Diana Krall - The look of love)

***

rany, ale jestem zmęczona. cały dzień biegałam z motorkiem w tyłku po mieście. teraz padam z nóg.
ale to jest przyjemne zmęczenie - zmęczenie po dniu pełnym pracy.
i to nie jest zmęczenie jak kiedyś, zanim się dowiedziałam, że mam raka. wówczas moje zmęczenie było zbolałe, rozpaczliwe, beznadziejne.
teraz wiem, że jutro rano obudzę się wypoczęta i będę miała siłę działać dalej.

ja żyję!
nareszcie to do mnie dociera.

wznoszę więc toast dżinem z tonikiem: za moje zdrowie, zdrowie moich Bliskich, Wasze zdrowie.
chlup do dna!

niedziela, 13 marca 2011

[329].



(Gino Vannelli - Gettin' high)

***

byłam na niedzielnym kotlecie u Babci B.
w Jej ogrodzie zakwitły przebiśniegi.
po pół roku zimy nadeszła wiosna.
jak dobrze.

***

Mama Niemęża modli się za mnie, za Niego, za mojego Synka, za Babcię B.
bo ja jestem dobra w modleniu, to będę się za Was modliła.
fajne podejście.
niech każdy robi to, w czym jest dobry.
tak powinno być.

Vileda też jest dobra w tym, co robi - głośno strzela z gumek recepturek.
hop! i kocica jest na stole przy którym pracuję na laptopie.
a na biurku piętrzą się stosy dokumentów omotane gumkami.
wystarczy zaczepić łapką gumę, mocno ją napiąć, guma z hukiem strzela, dokumenty się rozsypują.
mrrrrach, to było grrrrejt.
zaczepia więc ponownie łapeczką, jeszcze mocniej odciąga, gumka pęka.
mrrrrach, mrrrach, podsuń mi prrrrrroszę kolejne papierzyska spięte gumką.

właśnie.
a w czym ja jestem dobra?


a Wy?

sobota, 12 marca 2011

[328].



(Laura Pausini - It's not goodbye)

***

zaskoczyliście mnie ilością zgłoszeń.
wiem ze statystyk, że jest dużo wejść na bloga, ale sądziłam, że to jedna osoba tak klika, nie mogąc załadować strony ;)

nie znalazłam platformy, na którą mogłabym się eksportować z tym blogiem.

nie mogę odmówić dostępu setkom Czytelników, tym bardziej, że musiałabym z tych setek wybrać tylko sto osób. nie wiedziałabym jakimi kryteriami "selekcji" się kierować.

postanowiłam więc, że wycofuję się z ograniczania dostępu do bloga.
w zamian - wprowadzam od dziś zatwierdzanie komentarzy.

serdecznie przepraszam Was za zamieszanie, który wytworzyłam.
mea culpa.

***

odkąd wróciliśmy z zimowiska pogrążam się w chaosie - nie ogarniam na raz trzech etatów (ha! bałam się, że nie dostanę żadnej pracy, a mam trzy!), dziecka, sprzątania, zakupów.
zrezygnowałam więc z działań mniej istotnych - ze sprzątania i zakupów.
w efekcie syf w domu jest wręcz epicki, a lodówka żałośnie chłodzi samą siebie.

a ja nie mam czasu na nic.
pędzę. gonię. biegnę.

wczoraj wieczorem Syn był tak potwornie głodny, że postanowił sam ugotować parówki.
wybiłam Mu to z głowy.
nie żebym martwiła się, że się oparzy.
po prostu nie ma parówek.
( - jak to, nie mamy parówek? przecież zawsze tu leżały - wymamrotał zdziwiony, gdy zanurkował do lodówki).

nie ma też papieru toaletowego ani żwirku dla Viledy.
i jeszcze paru rzeczy.

nic to.
I'll think about that tomorrow.

piątek, 11 marca 2011

[327].



(Jacques Bono - Bach's Violoncello Suite 1 - Prelude)

***
zaskoczyliście mnie.
dostałam kilkaset maili i kilkaset wiadomości na gg z prośbami o dostęp do bloga.
to oznacza, że nie jestem w stanie zaprosić wszystkich do czytania mnie (blogger ogranicza czytających do 100 osób). z drugiej strony nie chcę robić selekcji...
chciałabym tylko nieco ograniczyć anonimowość...

czwartek, 10 marca 2011

[326].



(Republika - Zapytaj mnie czy cię kocham)





zmiany, zmiany, zmiany.
lojalnie uprzedzam, zamykam w najbliższą sobotę publiczny dostęp do tego bloga.

środa, 9 marca 2011

[325].



(David Gilmour - Wish you were here live unplugged)

wtorek, 8 marca 2011

[324].


(Mirosław Czyżykiewicz - AVE)

poniedziałek, 7 marca 2011

[323]. tak!


(Edith Piaf - Non, je ne regrette rien)

niedziela, 6 marca 2011

[322]. praca.


znalazłam przypadkowo na fejsiku tekst, który krąży w sieci od dobrych dziesięciu lat.
w komentarzach małolaty m.in. piszą, że "ktos kto to napisal musi miec cos nie tak z glowa" itp.
a ja myślę, że był to ktoś, kto świetnie zna realia wyjazdów integracyjnych.

Autentyczny tekst rozesłany przez kierownika w jednej z dużych polskich firm, gdzie pracuje masa normalnych osób, które lubią się odprężyć.

Drodzy Koledzy! W związku z bardzo bliskim już szkoleniem w Rowach, czuję się w obowiązku podjąć kolejny raz tę syzyfową pracę i zaapelować do Waszego człowieczeństwa, resztek instynktu samozachowawczego i sumienia (trudny wyraz, zjawisko sumienia nie jest wśród Was powszechne, wiem).
Jak wiecie szkolenie jest przeznaczone dla pracowników działów sprzedaży ze wszystkich spółek grupy A*****R. Znaczy to, że oprócz nas będą tam również normalni ludzie. Dlatego proszę o przestrzeganie paru zasad, które pozwolą nam przebrnąć jakoś przez ten kolejny ciężki życiowy egzamin:
1. Nie awanturujemy się zaraz po przyjeździe o warunki zakwaterowania czy miejsce przy stole. Delikatnie zwracamy uwagę osobom odpowiedzialnym za zaistniałą sytuację i grzecznie proponujemy zmianę.
2. Nie upijamy się do nieprzytomności.
3. Nie wolno w żadnym wypadku publicznie bić lub lżyć Jarka W.
4. Nie przewracamy stołów, krzeseł i ław.
5. Nie zasypiamy na krześle, ławce, fotelu ani na stole w trakcie trwania szkolenia czy integracji. Zakaz ten dotyczy również pleneru.
6. Pilnujemy się nawzajem i jak kogoś ogarnie słabość grzecznie, spokojnie i dyskretnie ewakuujemy kolegę na z góry upatrzoną pozycję.
7. Nie używamy cały czas wyrazów wulgarnych (np. zamiast powiedzieć "kurwa czy masz jeszcze te w dupę jebane papierosy, bo mi właśnie kurwa wyszły do chuja zajebanego" można powiedzieć "czy mógłbyś mnie poczęstować papierosem"; albo zamiast powiedzieć "do chuja! Widziałeś tę sukę z ... ., na pewno wali się jak dzika, o ja pierdolę" można powiedzieć "widziałeś jaka fajna dziewczyna przyjechała z firmy..."
8. Nie bijemy się między sobą, a ewentualne kłótnie należy cicho przeprowadzać i nie wołać nikogo na arbitra.
9. Nie ryczymy jak dzikie zwierzęta.
10. Nie wycieramy podłogi kolegami z pracy ani ze spółek.
11. Nie pytamy kolegów, którzy mówią rzeczy, które wydają się nam absolutnie bezsensowne "głupi się robisz?"
12. Nie opowiadamy nikomu głupot i nie zanudzamy opowieściami o naszych pijackich bądź seksualnych osiągnięciach.
13. Z Zarządem rozmawiamy TYLKO na trzeźwo!!! Staramy się podczas rozmowy nie opowiadać głupot o naszych niesłychanych możliwościach, umiejętnościach i osiągnięciach przyszłych, jak i minionych. W żadnym wypadku nie roztaczamy przed Zarządem wizji pojemności rynku w poszczególnych grupach asortymentowych. Podczas rozmowy nie należy trzymać rąk w kieszeniach, palić i wydmuchiwać dymu prosto w twarz rozmówcy, ani drapać się po genitaliach. Nie należy również obejmować rozmówcy ramieniem. Pamiętamy że Członek Zarządu naszej firmy nie jest "luźnym spoko ziomem".
14. W żadnym wypadku nie kiwamy ręką na Członka Zarządu Naszej Firmy.
15. Nie zmieniamy, klnąc na czym świat stoi, regulaminu gier i konkursów przygotowanych dla nas przez pracowników firmy szkolącej.
16. Jeżeli któryś z uczestników szkolenia nie będzie chciał pić każdej kolejki, nie ryczymy na całą salę "nie chlasz? - to po chuj żeś tu przyjechał"
17. Nie gwiżdżemy na obsługę, nie domagamy się gromkim głosem wódy, żarcia czy usługi seksualnej.
18. Nie wolno uniemożliwiać wejścia/wyjścia z zajmowanego wspólnie z kolegami domku/pokoju poprzez odbywanie tam długotrwałego stosunku płciowego.
19. Nie wolno oddawać moczu do umywalek ani pojemników na śmieci. Można to uczynić do klozetu lub pisuaru.
20. Jeżeli w trakcie zabawy ktoś wyłączy prąd, bo już najwyższy czas iść spać, należy jak najszybciej podać mu szklankę zimnej wody.
21. Przed pytaniem "czy jest tu coś do wypierdolenia?", przed wykonaniem "tąpnięcia w Bytomiu" bądź "pionizacji" sprawdzamy, czy jesteśmy we właściwym domku/pokoju. Nie wyłamujemy drzwi wejściowych do w/w obiektów "bo tam na pewno się schował!"
22. Szkody powstałe podczas kretyńskich, pijackich wybryków będą pokrywane z Waszego uposażenia, bez dyskusji.
23. Będąc pod silnym wpływem alkoholu nie przechadzamy się środkiem ośrodka wczasowego i nie informujemy całego otoczenia, że jest luźno,
24. Chcąc odbić partnerkę w tańcu (o ile dojdzie do zabawy tanecznej) nie przypalamy nikogo papierosem ani nie odpychamy jak chłopca.
25. To nieprawda, że wszystkie kobiety, które będą na szkoleniu mają ochotę pobzykać się z Wami i nie należy również wygłaszać komentarzy w stylu: "kurwa! Tę to bym jebnął..."
26. Zabraniam palenia i robienia setek zdjęć w trakcie szkolenia i integracji. W szczególności zakaz ten dotyczy Sebastiana. Jemu nie wolno dotykać aparatu w ogóle!
27. Nie odbywamy długotrwałych i głośnych stosunków płciowych w pomieszczeniu, w którym przebywają jeszcze inne, postronne osoby, które pragną odpocząć.
28. Nie obrażamy się wzajemnie i nie snujemy głupawych opowieści o rezultatach nieudanych eksperymentów niemieckich na ludności polskiej,
29. Przed rozpoczęciem darcia mordy z treścią, która ma zachęcić napotkaną kobietę do natychmiastowego odbycia stosunku płciowego, należy się rozejrzeć i oszacować audytorium. Naprawdę nie wszyscy mają ochotę tego słuchać.
Zdaję sobie sprawę z faktu, iż powyżej podjęte sprawy nie wyczerpują bardzo szerokiego wachlarza Waszych możliwości. Jednakże jeżeli narobicie sobie i mnie wstydu i zaprezentujemy się w obliczu koleżanek i kolegów z grupy A*****R, nie jako zgrany kolektyw sympatycznych ludzi, lecz jako banda wyzutych z resztek człowieczeństwa, zezwierzęconych skurwysynów i pijaków, to długo nie będzie żadnego wyjazdowego szkolenia. 

kto był na takim wyjeździe - ręka w górę.

sobota, 5 marca 2011

[321]. sen.

w nocy we śnie ukazał mi się Niemąż - w szatach Matki Boskiej, ręce złożone do modlitwy, wyraz twarzy uduchowiony, spojrzenie błogosławione.
i przemówił: nie martw się maleństwo moje, wszystko się ułoży.

(przed snem czytałam "Masakra profana" Jarosława Stawireja).

***
pojechałam w gości do Siostry Jaguara.
rozmawiałam z Jej trzyletnim Synkiem.
- znasz jakieś przekleństwa?
- znam.
- powiedz cioci jakie.
- znam... na przykład... takie... przekleństwo czytania.

o tak, to prawdziwe przekleństwo - jak człowiek zacznie czytać, to przestać nie może.
a najgorszym przekleństwem jest, gdy sam nie umie czytać i zmusza innych do czytania sobie na głos.

piątek, 4 marca 2011

[320]. jak rozmawiać z dzieckiem o seksie?

odpowiedź na tytułowe pytanie mogliśmy dziś poznać w gazetce ściennej na uczelni Giancarla.
niestety ja nie doczytałam, gdyż już samo pytanie wprawiło mnie w stan oszołomienia i nieważkości.

po milisekundzie zawahania udałam się do gabinetu pani dyrektor, podzielić się wątpliwościami dotyczącymi tego kontrowersyjnego pytania.
- to pani psycholog przedszkolna redagowała.
- to może niech najpierw nauczy się ortografii zanim zacznie redagować.
aaaaszszszszszszcholera, że też ja szybciej się odzywam niż myślę.


wydaje mi się to dość absurdalne, żeby rodzice czerpali wiedzę z gazetki ściennej jak należy rozmawiać z dzieckiem o seksie.
tym bardziej, że mentorem jest bezdzietna, świeżo upieczona magister psychologii.
myślę, że sama niewiele o nim wie.

poza tym nie rozumiem, dlaczego akurat ten temat jest wart gazetki ściennej.
dlaczego nie ma gazetek ściennych jak rozmawiać z dzieckiem o trawieniu albo jak rozmawiać o naprawianiu spłuczki?

ktoś się tu chyba czegoś krępuje.

czwartek, 3 marca 2011

[319]. Voldemort.

dziś, celem uprzykrzenia życia, przypełzł do mnie listem poleconym Voldemort.

od paru lat spędzamy czas formalnie ustalając, ile kosztuje utrzymywanie Syna.
dokładniej rzecz ujmując - staram się udowodnić, że łożenie na dziecko jest również jego obowiązkiem.
nic w tym oryginalnego: miliony kobiet próbują wyszarpnąć trochę pieniędzy dla dziecka, miliony mężczyzn dziwią się, że dzieci jedzą.
a komornik, biedaczysko, od kilku lat nie potrafi ustalić, czy tatko ma jakiś majątek, czy nie.
du, du, du, du.
czary - mary.
pęczek drutu.

tym razem Voldemort wysadził się na wielostronnicową apelację, w której odwołuje się od wyroku sądu, który podwyższał alimenty.
mój ulubiony argument podważający zasadność płacenia brzmi: czy Sąd w (..) dokonał należytej staranności wydając wyrok i uzasadnienie do niego, mając na uwadze (...) że operacja w dniu 04.05.2010 nie odbyła się w placówce medycznej.
no, ubaw po pachy.
nic nie rozumiem.

azaliż więc zasiadam pisać odpowiedź na apelację.
(jeśli operacja nie odbyła się w placówce medycznej, to gdzie mogła się odbyć?)

środa, 2 marca 2011

[318]. tv.

nie lubię telewizji.
nie lubię sensacji.

nie zostanę celebrytką.
a mogłabym - odkąd pamiętam moje życie obfituje w barwne i nieprawdopodobne zdarzenia.

co prawda mąż nie zjadł mi głowy, ale Niemąż lub Syn... kto wie...

wtorek, 1 marca 2011

[317]. dylemat.

zmiana klimatu przyczyniła się do rozwoju Syna, który zamienił przeliterowywanie wyrazów na mozolne łączenie liter w wyrazy.

(brawo dla tego Pana.
On też się cieszy z każdego przeczytanego słowa.
podczas jazdy nad morze, po zaskakująco długim - jak na Niego - milczeniu przemówił z niemałym zaskoczeniem w głosie: - Narodowy Bank Polski?
zamarliśmy zdumieni.
okazało się, że w kieszonce swojej kurtki znalazł, nomen omen, kieszonkowe - banknot dziesięciozłotowy).

ponadto:
liczy do trzydziestu.
dodaje i odejmuje w zakresie dziesięciu.
buduje wypowiedzi złożonymi zdaniami.
logicznie argumentuje, rozumie zależności.
zna koło pięćdziesięciu słów po angielsku.
umie pisać, choć często pisze w lustrzanym odbiciu (mańkut - po Mamie, Babci B. oraz Tacie Voldemorta), nie dbając o równy rozmiar liter.
kiepsko rysuje (jego prace są raczej schematami technicznymi), nienawidzi kolorowania.
śpiewać ani występować serdecznie nie lubi.

no.

i co mam zrobić: zostawić Go w przedszkolu (sześciolatki, czyli zerówka), czy puścić od razu do pierwszej klasy?
... termin nagli, zapisy do szkół są do końca marca...
nie wiem.


tylko nie argumentujcie przedłużaniem dzieciństwa przez przymulający pobyt w przedszkolu.
nie kupię tego - wierzę w naturalny pęd do rozwoju.
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga