wtorek, 31 stycznia 2012

[652].


(Zenon Laskowik - Pacjent w szpitalu)
wyję! :D

***

(Jaromir Nohavica - To umí každý debil)

Ref:
To umí každý debil,
aby eso trumfem přebil,
ale dát na eso dvojku,
to je teprve gól.

1. Moja stará bečí, že nemám ho větší, že furt jen vedu řeči a potom jdu spát. Říkám jí moja drahá, láska není hodná vraha a viagra je drahá a stejně tě mám rád!
Ref:
2. Po Letenské pláni vichřice se prohání, dejte si pozor na ni, páni konšelé. Smetla už větší obry z papíru či hobry a jak byl každý dobrý a šel do prdele.
Ref:
3. Došel jsem do bufetu dát si štamprli fernetu a vepřovou kotletu, co za sto korun chcete. Nežli jsenzved vidličku, tak přišel student v tričku, podrazil mi židličku, děkujem, odejděte!
Ref:
4. U komereční banky, tam kde stály ruské tanky, jsou teď plátěné stánky a fronty veliké. Za poctivé české kačky od vietnamské prodavačky samé original značky velikosti ik ik el.

***

w związku z awarią mojego systemu, która nastąpiła w niedzielę rano, cudowne anielice - Kinga i Diana - z Fundacji Rak'N'Roll zorganizowały na cito badanie rezonansem.
w środę położę się więc posłuchać przez dwie godziny szatańskiej muzyki pola magnetycznego.
czekam na badanie.
tymczasem szukam równowagi.
trampoliny, żeby wybić się i uciec przed lękiem.
drzemię w fotelu.
oglądam, czytam, piszę, jem.
nauczyłam Syna piosenki do szkoły - słowa żenują nawet Jego.
(Ha, ha - ha, ha/ Hi, hi - hi, hi/ śniegowe bałwanki/ to my, właśnie my).
i przyglądam się rosnącej stercie garów do zmywania.
Henryk Ferdynand Kaden powiedział: Umieć się cieszyć jest trudniej niż umieć cierpieć.
oraz: Wesołość to chwilowe zwycięstwo człowieka nad śmiercią.
więc cieszmy się chwilą, zaczarujmy czas.
znacie może jakieś nowe dowcipy?
a może przyśniło, przydarzyło się Wam coś zabawnego?

mnie zeszłej nocy śniło się, że handlowałam kradzionymi motocyklami!
a było to tak:
gdy dotarłam na giełdę motocyklową do Radomia*, okazało się, że na przyczepce, na której przewoziłam zielony ścigacz, niczego nie ma: ktoś ukradł mi motór, który ja komuś innemu ukradłam.

* nic nie wiem o istnieniu giełdy motorowej w Radomiu.

***

Konstanty Gałczyński, Zaczarowana dorożka
(...)
przez barokową bramę,
pełną sznerklów i wzorów,
wszystko znika na amen
in saecula saeculorum:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.
(...)
Ale w knajpie dorożkarskiej,
róg Kpiarskiej i Kominiarskiej,
idzie walc „Zalany słoń”;
ogórki w słojach się kiszą,
wąsy nad kuflami wiszą,
bo w tych kuflach miła woń.
I przemawia mistrz Onoszko:
– Póki dorożka dorożką,
a koń koniem, dyszel dyszlem,
póki woda płynie w Wiśle,
jak tutaj wszyscy jesteście,
zawsze będzie w każdym mieście,
zawsze będzie choćby jedna,
choćby nie wiem jaka biedna:
ZACZAROWANA DOROŻKA
ZACZAROWANY DOROŻKARZ
ZACZAROWANY KOŃ.

poniedziałek, 30 stycznia 2012

[651].

(Tadeusz Nalepa - Modlitwa)

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie dzisiaj krzyczę w głos.
Ty jesteś wszędzie, wszystkim jesteś dziś,
lecz kamieniem nie bądź mi.

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
bo ponoć wszystko możesz dać,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz.

Już nie zmarnuję ani chwili,
bo dni straconych gorycz znam,
więc błagam daj mi szansę jeszcze raz,
daj mi ją ostatni raz.

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie dzisiaj krzyczę w głos.
Daj mi raz jeszcze od początku iść,
daj mi szansę jeszcze raz.

Wystarczy, abyś skinął ręką,
wystarczy jedna Twoja myśl,
a zacznę życie swoje jeszcze raz
więc o boski błagam gest.

A jeśli życia dać nie możesz,
to spraw bym przeżył jeszcze raz
tę miłość, która już wygasła w nas,
spraw, bym ją przeżył jeszcze raz.

Do Ciebie pieśnią wołam Panie,
do Ciebie wznoszę mój błagalny głos.
Ty, ptakiem, chlebem wszystkim jesteś dziś,
lecz kamieniem nie bądź mi...


słowa: Bogdan Loebl

***

oddajmy dziś głos Niemężowi.

Prośba - Konstanty Ildefons Gałczyński

Ty mnie miła, czym prędzej zawieź
gdzieś nad morze, albo i na wieś,
żeby przestwór był albo pszczoły,
żebym patrzał na ciebie wesoły,
żebym serce miał znowu czerwone,
a nie czarne i zatrwożone.

Ty mnie, miła, ucisz jak rannego,
powróć sen zmęczonym powiekom.
Ja ci za to kiedyś instrumenty
wszystkie zbiorę najsłodsze, najtkliwsze.
Ja ci za to dam firmamenty
i obłoki najurodziwsze,
strumień kręty i motyle na dnie,
żeby głowie twojej było ładnie.

1945

oraz:

Długom błądził i szukał - Konstanty Ildefons Gałczyński

Długom błądził i szukał, świat mnie zalewał jak woda,
pełen stworów dziwacznych, niksów, wodników, rusałek,
aż pewnego wieczoru znalazłem, czego szukałem -
żonę pochmurnooką, małego, słodkiego kobolda.

Gdy pada z deszczem zmrok, gdy męczy mnie nuda i trwoga,
gdy strach pospołu z psalmistą tak spijam, jak ciemne wino,
splatam za wierszem wiersz jak wianek z rozmarynu
na głowę słodkiego kobolda, na głowę małego boga.

1939

Pierwsza kwadra
foto: A. Retko-Ruszczak

niedziela, 29 stycznia 2012

[650].

(Imagine - Etta James)

***

- jesteś miłością mojego życia.
nie możesz się poddać.
nikogo nigdy tak nie kochałem, a uczucie narasta.

damy radę, maleństwo, damy radę.
tylko się nie poddawaj.
słyszałaś?


***

niestety.
z chorowaniem na tę chorobę jest jak ze wspinaniem się po ruchomych schodach jadących w dół.

sobota, 28 stycznia 2012

[649].

(Leszek Możdżer gra Komedy Sleep safe and warm)

***

legliśmy w trójkę, przytuleni.
Niemąż robi za kanapę.
prawym ramieniem otacza mnie, lewym - Syna.
nogi Syna przerzucone przeze mnie, macha paluszkami stópek.
i promiennie się uśmiecha.
jest zadowolony, bo ma chwilową przerwę w rysowaniu szlaczków.
- ale my się kochamy, prawda? - Syn pławi się w zadowoleniu.

jestem zmęczona.
tak bardzo zmęczona.
podsypiam.
wtulam się nosem w polarową bluzę Niemęża, chłonę Jego zapach, ciepło ciała.
słucham spokojnego bicia serca.
potężne ramię obejmuje mój szkielecik.
czuję ciężar nóżek Syna leżących na moim biodrze, Jego słodki oddech na moim policzku, gorącą łapkę wsuniętą w moją lodowatą dłoń.



i nie ma niczego oprócz.
i nie było.



















i nie będzie.

nie będzie.

piątek, 27 stycznia 2012

[648].

(Magda Umer - walc z Nocy i dni)

Nim las
nim kłos,
nim noc dojrzeje,
ktoś wygra los,
ktoś porzuci nas.
Nasz dom,
nasz ląd zniknie gdzieś,
odpłynie w dal biała wieś,
będziemy snem, zorzą zórz,
morskim dnem i gwiazdą.
Pokochaj mnie z całych sił,
pokochaj mnie na sto lat.
Pokochaj mnie, jakbyś był
tak młody, jak był dawniej świat.

Już zielenieje sad po burzy,
nim roztopimy się w podróży.
Ty kochaj mnie od nocy, do nocy,
aż po noc.

Nim kłos,
nim las,
nim noc dojrzeje,
masz jeszcze czas,
by pokochać mnie.
Bo jak to jest,
jak to tak,
że więdnie bez, cichnie ptak,
zegary tak śpieszą się,
biegną dnie i noce.

Pokochaj mnie, lesie mój,
kochajcie mnie, ranne mgły,
darujcie mi biały strój,
tak mało już nocy i dni.

Znów zielenieje sad po burzy,
nim roztopimy się w podróży,
ty kochaj mnie od nocy, do nocy,
aż po noc
.

w temacie roztapiania... "prawe" biegi w aucie mi zamarzły.
wchodzi jedynka i dwójka, a pozostałe - dopiero jak auto się nagrzeje.
przerąbane.

***

("ctrl" z "+" powiększą ekran)

a tu oryginał posta.

***

à propos czytania: Syn skoczył na wyższy level.
bierze książkę do łapy, układa się na łóżku/kanapie/dywanie/fotelu i czyta, czyta, czyta.
przedwczoraj przeczytał komiks Gdzie jest Nemo.
wczoraj - komiks Król Lew.
dziś - tomik wierszy Brzechwy dla dzieci.

- mamo, obudź mnie jutro raniutko. jak tylko otworzysz oczy, od razu budź i mnie.
- ale po co, nie wolisz pospać?
- oj nie. wiesz, ja mam tyle książek do przeczytania. nie chcę tracić czasu na spanie.

czwartek, 26 stycznia 2012

[647].


(Co mi Panie dasz? - Mozil i Kulka)
kiedyś już zamieściłam tę piosenkę, ale pojawiła się jej nowa wersja.
cudo.

***

dziś czwartek - jak nakazuje wielomiesięczna, cotygodniowa tradycja - jest to dzień morfologii.
poszłam, zrobiłam.
wieczorem, wraz z wynikami morfologii, nawiedziłam Ulubionego Doktorka.
ze spraw dobrych - Doktorek ma dziś urodziny, dałam więc buzi i złożyłam życzenia (poniekąd sobie) wieeelu lat leczenia.
ze spraw średnio dobrych - nie mogę rozpocząć dziś siódmego kursu (miesiąca) chemioterapii, bo neutrocyty spadły do 0,8.
na tę okoliczność został ułożony wiersz:
neutrocyty
wracajcie do mojej kobity.

ponieważ nie tylko poezją człowiek żyje, od dziś przez pięć dni będę się strzykać Neupogenem, żeby podstymulować szpik kostny.
w poniedziałek zrobię morfologię, powinna być już wystarczająco dobra, by móc rozpocząć siódmy kurs TS-1.

***

podczas porannego pobierania krwi, korzystając z widoku odswetrzonej ręki, przeliczyłam wiszące na przegubie dyndadełka.
- alarm, alarm! ogłaszam alarm! - nie ma wełenki! - zawołało moje wewnętrze.
- gdzie jest wełenka?
- wełenko, zgłoś się, tu baza!
- wełenko, do cholery, gdzie ty? - wołałam telepatycznie, podczas gdy pani laborantka, nieświadoma dramatu, ssała mi krew do probówek.
wełenka milczała.
a może nawet i nie, lecz nie było jej słychać w szpitalnym laboratorium, gdyż leżała w korytarzu, tuż przy drzwiach wejściowych naszego mieszkania, hen daleko - na drugim krańcu wsi.

bo z wełenką było tak:
czerwona wełenka została zawiązana na moim przegubie 16 kwietnia ubiegłego roku.
wełenka, według kabały, chroni przed złym okiem.
zamieszkiwała na moim przegubie do wczoraj.
aż się sama rozwiązała, rozdarła, przetarła.

teraz, miła wełenko, spalę cię.
wraz z twoim końcem nastąpi koniec wszystkich problemów.
jestem czerwona wełenka -
czary, nadzieja i udręka.

!אמן

środa, 25 stycznia 2012

[646].


(remake Ostatniej nocki Maleńczuka - Wjebię jej - Chwytak vs Czaki)
uwaga, b.mocno niecenzuralne.

***

tak aktualnie wygląda pierwsza strona Nonsensopedii.

krążę myślami wokół tematu cenzury internetu.
przez tyle lat władcy świata zdawali się nie dostrzegać problemu, więc próba narzucenia kontroli boli.
każda swoboda ma jednak swoje granice.
pytanie tylko, gdzie.

Zazie wyczaiła bloga, na którym autorzy piszą o biciu kobiet bez pozostawiania śladów.

Zazie ma swoją interpretację rzeczywistości, którą zastała na tamtym blogu, ja - swoją.
otóż według mnie ów blog tylko pozornie jest instruktażem jak bić kobietę/uprawiać seks z nieboszczykami itp.
faktycznym - choć zapewne nieuświadomionym - celem autora/ autorów bloga jest rozładowywanie własnych napięć poprzez pisanie.
rozumiem tę potrzebę.
i choć nie akceptuję treści - szanuję.

oceniam, że piszący są nastoletnimi chłopcami, którym wydaje się, że coś mogą.
pytanie teraz, co.
czy mogą pisać co zechcą? uważam, że tak.
czy mogą robić to na ogólnodostępnym blogu? uważam, że nie.
dostęp do zawartości powinien być ograniczony do tych, którzy faktycznie pragną się z nią zapoznać (o ile istnieją ludzie, których interesuje czytanie takich śmieci).
myślę, że ci, którzy faktycznie biją, nie potrzebują instrukcji.
a treść bloga powinna być oznaczona ze względu na jej przemocowy charakter.
uważam, że powinny np. zostać wprowadzone obowiązkowe oznaczenia stron analogiczne do tych znaczków, które pojawiają się w telewizoru - czerwone, pomarańczowe, zielone piłki, określające barierę wiekową emitowanego programu.

mówiłam to ja, matka siedmiolatka, który jak na razie serfuje w necie w asyście dorosłych.
jednak mimo czujnej kontroli dostępu do sieci, zdarzyło nam się trafić na bajeczki, w których oryginalny lektor został zamieniony na głos przezabawnego żartownisia rzucającego soczystym mięsem.
i choć nie cierpię przemocy i uwielbiam wulgaryzmy, przy Reksiu czy Misiu Uszatku nakurwiającymi chujami mam ochotę roztrzaskać o chodnik łeb przygłupowi, który stworzył "dzieło", a potem - wpuścił je do netu bez oznaczenia, że to fejk.



odrębnym tematem jest ślepa wiara w prawdziwość wirtualnej rzeczywistości.
i nie mam na myśli obleśnych dziadów, podających się chłopaczkom z podstawówki za Anię lat dziesięć.
pamiętacie przypadek dzieciaka, który pod wpływem gier komputerowych zastrzelił równolatka, bo był pewien, że każdy ma kilka żyć?
a jeśli jednak jakiś szaleniec potraktuje na serio treść z bloga o tym, jak bić dziewczynę, żeby nie zostawiać śladów?
co za czasy...

źródło: demotywery.pl

***

w ramach poprawiania morfologii, Babcia B. przyrządza mi kilometry zielonych pasztetokotletów z mielonej naci pietruszki (i rodzynek!).

jeśli zacznę przyciągać do siebie długopisy, monety, sztućce,
jeśli w mojej obecności liczniki prądu zaczną kręcić się w drugą stronę,
wiedzcie, że to przez Babcię B. i Jej naciopietruszkowe, wysokożelazne pasztetokotlety.

wtorek, 24 stycznia 2012

[645].



***
widzieliście?
tak wygląda strona kprm.gov.pl (w pamięci podręcznej):

Barbara Kwarc: NO TO ACTA!
po sposobie pisania wnoszę, że stronę zhakowali bardzo młodzi ludzie.
fajnie, że chciało im się.
lubię, podziwiam, szanuję ideowców.

***

dziś w Warszawie o godzinie 16.00 rozpocznie się MILCZĄCY Protest przeciwko podpisaniu ACTA przez Polskę.
tu link do wydarzenia.
hmm... patos czy nadużycie?
rozumiem potrzebę kontrolowania (zysków z) praw autorskich.
ale nie zgadzam się na ograniczanie wolności, swobody wymiany towarów, wgląd dostawcy netu w moje serfowanie itp.
a Wy, obywatele internauci, co sądzicie na temat podpisania ACTA?

poniedziałek, 23 stycznia 2012

[644].

(Apassionata - Janusz Gniatkowski)

***

dziś obchodziliśmy urodziny Babci B.
mojej malutkiej, filigranowej Mamy.
wyjątkowej i dzielnej jak jednorożec.
mądrej jak czarownica.
Mamusi, która tak mocno się o nas troszczy jak bardzo się stara, żeby nie było po Niej widać, że się martwi.

to Ona powiedziała mi na początku chorowania, że tylko tchórze nie walczą do końca.
więc walczę.
obiecuję, nie dam się.

***

Voldemort nie złożył życzeń Synowi na urodziny.
nic.
nul.
nawet nie napisał esemesa, nie wyrył znaku - choćby jednego - pismem klinowym na fasadzie kamienicy.
tyle osób zadzwoniło do Giancarla, ale nie Jego ojciec.
ale miłość znosi ból.
- tato pewnie kiedyś zadzwoni i powie, że chciał mnie zabrać na urodziny, prawda? - Syn wyszedł z łóżka, w piżamce w truskawki, z okiem zalepionym sennością.
stoi nade mną i przygląda się badawczo.
- pewnie tak, a może - nie. nie wiem, zapytasz się go - odpowiadam.
ale tej okazji nie mógłby przepuścić.
warto jeszcze o czymkolwiek pogadać, jednocześnie czujnie zerkając, co dzieje się w domu, gdy dziecko zaganiają do pościeli.
najlepiej będzie więc podjąć jakiś poważny temat.
- mamo, a to prawda, że są roślinki, które lubią kiepy? tato tak mi powiedział.
- nie, nie istnieją.
- na pewno? to jak pojadę do taty, to wyzbieram pety spod roślinek.
- ani mi się waż zbierać śmieci. pobrudzisz rączki.
- nie martw się. będę zbierał przez chusteczkę higieniczną, już to obmyśliłem.
chwila ciszy.
zaczerpnięcie oddechu.
spogląda na ekran laptopa, na stół, do kubka.
- mało już masz tej herbaty. skończ ją szybko i przyjdź do mnie do łóżka, poprzytulasz mnie.
- zaraz przyjdę, jeszcze tylko napiszę notkę na bloga.
westchnięcie.
przestępuje z nogi na nogę.
kontynuuje:
- mamo, a wiesz, że tato powiedział do mnie na wakacjach "ty gówniarzu"?
- wiem, opowiadałeś nam to już pięćset razy.
- mamo, a wiesz, że tato mi powiedział, że czasami dorośli muszą się tak do dzieci odzywać.
[...ojp, ale znalazłam pojeba na dawcę plemnika - myślę z przykrością - dziesięć lat temu nie był tak ograniczony. chyba. a może ja byłam ślepa?]
- mamo, a czy Polacy pokonali Niemców w drugiej wojnie światowej? tato mi tak powiedział.
- nie, nieprawda. Rosjanie pokonali Niemców.
- pewna jesteś? bo tato powiedział mi, że Polacy.
- Polacy pewnie przegraliby, gdyby nie wkroczyli Rosjanie.- odpowiadam, próbując zachować zen.
- mamo, a wiesz, że tacie zepsuł się jeden słicz we fliperze?
- nie mówi się "słicz", mówi się "przełącznik".
- ale tato mówi "słicz" - Syn z miną znawcy spogląda na mnie - przecież mówiłaś mi, że nie znasz się na flipperach, więc skąd wiesz, czy tam nie ma słicza?
- dość zagadywania, do łóżka maszeruj! - grzmię.
- ale skończ raz - dwa tę herbatę i przyjdź do łóżeczka na przytulanie, dobrze?

już teraz mam trudności z przegadaniem Go.
co będzie za parę lat?
nie dam rady, daję słowo.
i dalej:
- wujku, wujku, czy papuga może zjeść sowę?
- nie, nie może.
- a odwrotnie? sowa papugę?






aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!

niedziela, 22 stycznia 2012

[643].


(utwór Człowiek czy Muppet? z filmu Muppety)
dla tej piosenki warto obejrzeć nowy film o Muppetach.
oczywiście rozczuliłam się do łez nad problemem nieleczonej schizofrenii Gary'ego (jeśli muppet, to taki bardzo męski muppet).

***

zainspirowana wczorajszym filmem, zaczęłam się zastanawiać się, jakim teraz dysponuję talentem.
teraz.
talentem.
ja.
co teraz mogę robić najlepiej jak tylko się da?
co da mi zadowolenie? i co sprawi radość bliskim?

wystarczyło rzucić okiem do pokoju Giancarla i już wiedziałam.

zbudowałam i wyposażyłam kilka piętrowych domów.
Syn, na zmianę: piszczał z zachwytu i oglądał oniemiały, cichutko zaśmiewając się z radości.

jeśli chodzi o resztę, posegregowałam:
- DUPLO i duże Mega Bloksy - do pojemnika z IKEA.
- głowy, korpusy, ręce, nakrycia głów - do walizeczki po playmobilowym strażaku (nie wiem gdzie on jest, może poszedł na akcję i zginął?).
- zębatki, dziurawe, badylki, złączki, wszelkie inne technicsopodobne - do wiaderka.
i dupa. skończyły się pojemniki!
hałda piętrzy się nadal.
jutro wracam grzebać dalej.
Babcia B. dała dziś - w ramach reuse/recycle - dwie plastikowe tacki po pieczarkach, będzie więc gdzie układać kolejne klocki.

BTW, czy oglądaliście kiedykolwiek strony poświęcone pracom dorosłych fanów LEGO?
 źródło: brickshelf.com (Klocki Zdrój 2008)
i to jest to, co teraz robię najlepiej.
Syn, po drugim dniu wspólnego kopania i budowania, powiedział mi: jestem zaszczycony wspólnym spędzaniem czasu na zabawie.
po chwili głębszego namysłu dodał - myślę mamo, że to po mnie odziedziczyłaś ten talent do konstruowania wspaniałych budowli z klocków.

a Wy w czym jesteście teraz bezkonkurencyjni?

źródło: wikia.com
wracając do filmu... dobrze jest móc cofnąć się w czasie i znowu być muppetem...

sobota, 21 stycznia 2012

[642].

(Cirque du Soleil - Vai vedrai)

Vai, vai bambino vai vedrai, vai
Vai, vai piccino vai vedrai, vai
Vedrai
Dove manca la fortuna
Non si va piu con il cuore
Ma coi piedi sulla luna
O mio fanciullo vedrai
Vai Vedrai che un sorriso
Nasconde spesso un gran dolore
Vai Vedrai follia dell'uomo
Follia
Dell'uomo senza driturra vai
Follia
Del guerrier senza paura vai
Follia
Del bambino pien di vita
Che giocando al paradiso
Dal soldato fu ucciso
Mio fanciullo vedrai
Vai Vedrai che un sorriso
Nasconde spesso un gran dolore
Vai Vedrai follia dell'uomo
Follia
Vai Vedrai che un sorriso
Nasconde spesso un gran dolore
Vai Vedrai follia dell'uomo
Follia
Vai Vedrai che un sorriso
Nasconde spesso un gran dolore
Vai Vedrai follia dell'uomo
Vai, vai bambino vai vedrai, vai
Vai, vai piccino vai vedrai, vai
Vedrai
Dove manca la fortuna
Non si va piu con il cuore
Ma coi piedi sulla luna
O mio fanciullo vedrai
Vai Vedrai che un sorriso
Nasconde spesso un gran dolore
Vai Vedrai follia dell'uomo


***

choć wydarzyło się to siedem lat temu, pamiętam tamtą chwilę tak wyraźnie, jakby miała miejsce wczoraj.
siedem lat temu, parę minut po jedenastej, poczułam brzemię odpowiedzialności.
i oszałamiający zachwyt. i bezsilny lęk.
i tak trwam w tym stanie.

***

kocham Cię, pulpecie.
kurczaczku, robaczku, delfinku, owieczko, kotku, maleństwo, potworze, pipulku, Krzysiu, pysiu, misiu, patysiu, mała jaszczurko, Zdzichu niedobroto, misieńku, ryjku, dzióbku, paskudo, słoneczko.

chłopcze, dziecino moja, kocham Cię.
kocham Cię, Syneczku.
kocham.
kocham.

Vai, vai bambino vai vedrai, vai...

piątek, 20 stycznia 2012

[641].

(Olafur Arnalds - Tunglia)

***

otrzymałam priorytetem polecony za potwierdzeniem odbioru z placówki naukowej szczebla podstawowego na rejonie.
pismo urzędowe, odwołujące się do kodeksów, paragrafów oraz ustępów. rzeczowo informujące o obowiązku, tudzież o egzekucji, inwigilacji oraz dekapitacji.
westchnęłam ciężko.
cóż.
nie dość, że mam raka, to za chwilę wsadzą mnie do pudła.
(ha! jakbym miała mało kłopotów).
biorąc pod uwagę fakt, że mogłabym mieć trudności z trawieniem więziennego kateringu, postanowiłam interweniować.
zadzwoniłam do sekretariatu pani dyrektor podpisanej.
powiedziałam.
po pierwsze - że dziecko z rocznika 2005, więc nie musi do szkoły, mogłoby teraz w przedszkolnej zerówce szlaczki męczyć.
po drugie - że na stosownym blankiecie wysłałam w sierpniu informację, iż będzie uczęszczał do szkoły poza rejonem.
po trzecie - że jest połowa stycznia, więc czemu dopiero teraz weryfikują, czy dziecko chodzi do szkoły.
pani w słuchawce zachichotała radośnie.
że.
że pani Joanno, nie, nie ma czym się przejmować.
no, forma faktycznie służbowa, ale to taki wzór z internetu
.
bo jakbym sprawdziła w internecie, to tam są takie wzory pism.
i że ona z internetu ma. ten wzór.
że wysłała dopiero teraz, bo gdy ma wolny czas, to tak sobie wysyła.
nie, nie trzeba odpisywać.
nie, nie będą sprawdzać, czy dziecko chodzi do szkoły
.
nie, ona nie wie, czy dotarło do niej zawiadomienie, że uczęszcza poza rejonem. musiałby poszukać. ale ma tyle roboty, nie będzie sprawdzać.
no i zadzwoniłam - więc ona już wszystko wie.

hmm...

***

morfologię mam lepszą po trzecim tygodniu szóstego kursu niż tydzień temu - po drugim tygodniu.
nie mam żadnego logicznego wyjaśnienia, dlaczego wyniki - choć nieznacznie - ale poprawiły się.

ustaliłam z Ulubionym Doktorkiem, że za tydzień rozpoczniemy siódmy miesiąc leczenia smrodoglonnymi tabletkami.
potem strzelimy rezonans, sprawdzimy jak się miewa rakelcia.
a potem się zobaczy.

żona przyjaciela Niemęża powiedziała: jedne drzwi się zamykają, ale inne otwierają się.
to jest wspaniałe.
bo zawsze gdzieś czeka na nas jakieś dobre wyjście.
trzeba tylko chcieć je znaleźć.

czwartek, 19 stycznia 2012

[640].

(Wojciech Majewski - Ocalić od zapomnienia)

***

- synu, nie dosięgasz do - za przeproszeniem - pedała.
- ależ mamo, nic nie szkodzi, mi to w graniu nie przeszkadza.
dzieciom należy ryć beret od lat wczesnych.
tylko nieustanna praca u podstaw daje cień nadziei, że może kiedyś ziarno wykiełkuje.

udaliśmy się więc na koncert.
wraz z nami były też dwa potwory LEGO.
niższy - Dżedaj. wyższy, w hełmie,  jakiś koszmarny pomyleniec.
(w tle - S.Kurkiewicz oraz saksofon i łokieć H. Miśkiewicza)
przerwa w koncercie.
siedzę na brzeżku sceny i kombinuję, czy dam radę niezauważony przechwycić klarnet.

Giancarlo podsumował: knajpa świetna, muzyka mi się podobała, ale koncert był za długi.
no cóż.
trzeba siać, siać, siać.

środa, 18 stycznia 2012

[639].

zrobim własny konkurs na najlepsze, najulubieńsze blogi.

proponuję następujące kategorie:
- Blybloteka
- Codzienność (praca, studia, rodzina)
- Feszyn (malowanie, ubieranie się)
- Fotoblog
- Idea (religia, polityka, lajf mentor)
- Kulinaria
- Niepełnosprytność (choroby wszelakie)
- Oj dana-dana (poezja pisana, literatura też)
- Obywatel (wolontariat, gospodarka)
- Podróże małe i duże
- Roboty (z)ręczne (malarstwo, dziergactwo)

podawajcież maksymalnie po trzy blogi w kategorii.
może być z uzasadnieniem, może być bez.

wtorek, 17 stycznia 2012

[638].


(Coldplay - Paradise (Peponi) African Style (Piano/Cello) cover - The Piano Guys ft. Alex Boye)
(przy ooooooo... - wszyscy chórem drzemy japy!!!)

***


oto mam trzydzieści sześć lat.
uśmiecham się sama do siebie na tę myśl.

luuuuuuuuuuuuuuuuudzie!
żyję!

a teraz czekam na trzydzieste siódme urodziny.
i potem na kolejne.
i następne.
i jeszcze, jeszcze, jeszcze.

***

a tak było na urodzinach.





dziękuję serdecznie dziewczynom, które wyprawiły mi urodziny.
było cudnie!

poniedziałek, 16 stycznia 2012

[637].


(Carol of the Bells for 12 cellos - Steven Sharp Nelson)
inspirująco drażniące te smyczki, prawda?
jak łaskotki.
jak czekoladki z miętowym nadzieniem.
albo jak świetnie pisany blog o umieraniu.

***

po ubiegłorocznym wystąpieniu w konkursie na Bloga Roku, darowałam sobie wystawianie blogasia w tym roku.
uważami, że w kategorii Ja i moje życie powinny zostać wyodrębnione kategorie
- Ja i moje chore dzieci
- Ja i moja choroba.
zniesmaczyło mnie konkurowanie z innymi chorymi, rewia przypadłości.
tym bardziej, że wówczas w żiri zasiadała pani, która kompletnie nie umie pisać (o czym świadczy jej blog).

a teraz chciałabym zaagitować w sprawie słusznej, bo bloga Zorki.
Zorka pisze o swojej pracy w hospicjum.
pisze prosto i przejmująco. ładnym językiem, bez zbędnej emfazy.
(jeśli wygra laptopa, chce go ofiarować trójce dzieci i ich mamie, wdowie po chłopaku, który zmarł na raka).

głosujemy więc na bloga roku w kategorii literackie.
głos oddajemy maksymalnie do czwartku 19 stycznia.


tu wszelkie namiary jak głosować
esemes: G00258 [0 to zero]
pod numer 7122
(dochód z esemesów idzie na rehabilitację dzieci).

dziękuję.

niedziela, 15 stycznia 2012

[636].

(Steven Sharp Nelson - The cello song)
rok temu, gdy prawie miesiąc przeleżałam na Mazurach, Niemąż brzdąkał mi to na gitarze, do snu.

***

na początku chorowania usiłowałam żyć tak, jak wcześniej - być cały czas w działaniu.
wściekałam się na siebie, gdy po zmywaniu naczyń nie miałam już siły na odkurzanie czy zakupy.
a teraz z największą przyjemnością kładę się i ozdobnie zalegam.

trzy lata temu nie uwierzyłabym, że tak mogę.
a jednak.
odwożę Syna do szkoły, wpadam po drodze na pocztę/do sklepu i hop! - już jestem w poziomie.
leżę.
kocica mości się w wezgłowiu łóżka, ja opatulam się mięciutką kołderką, poprawiam stos poduszek i drzemiemy, odpoczywamy.
by nie musieć przerywać tej cudownej czynności, w zasięgu ręki mam termokubek z zieloną herbatą, kiść bananów, tonę książek, czasopism, laptopa i komórkę.
jestem tak wyspecjalizowana w leżeniu, że mogłabym się habilitować.
nauczyłam się nawet odrzucać myśli o zaległych zajęciach:
- czeka pranie, nieposegregowane od trzech dni? poczeka, przecież nie ucieknie
- w kątach kłębi się sierść kota? trudno, jak się zbierze więcej, będzie bardziej widoczna.

i pomyśleć, że musiałam zachorować, żeby umieć ustalać priorytety czynności.
a może z wiekiem przychodzi poluzowanie cugli?

sobota, 14 stycznia 2012

[635].


(Rojek, Nosowska, Grabowski - Prosta rzecz)

Prosta rzecz śnić ten sen tak niewinnie jak marzyciel
Życie jak mecz, jeden mecz, który ważniejszy jest niż życie
Spójrz na niebo, poczuj siebie zanim złapiesz oddech
Daj się ponieść tym marzeniom, które żyją w tobie
Nie zastanawiaj się więc, czasu mamy coraz mniej, czasu mamy coraz mniej

Hej hej hej
Prosta rzecz
Hej hej hej
Prosta rzecz

Chcieć to móc, przecież wiesz, nie ma lekko - musisz biec
Chwytaj w lot każdą z szans, tu i teraz właśnie trwa
Stawiam marzeń zieleń ponad nieba błękit
Ten sen się chyba dzieje teraz, bo mam u stóp cały świat
Wygrywam jeden do zera, jeden do zera, jeden do zera

Hej hej hej
Prosta rzecz
Hej hej hej
Prosta rzecz


***

Ten kto kocha swoją celę znajdzie w niej spokój - cytat z Wieży G.H. Grudzińskiego (przypomniała mi go wczoraj Zorka, dziękuję!).


wolność jest w nas, wierzę w to.

Chcieć to móc, przecież wiesz, nie ma lekko - musisz biec
Chwytaj w lot każdą z szans, tu i teraz właśnie trwa
Stawiam marzeń zieleń ponad nieba błękit
Ten sen się chyba dzieje teraz, bo mam u stóp cały świat
Wygrywam jeden do zera, jeden do zera, jeden do zera

rozmawiałam przed wizytą u Ulubionego Doktorka z Panem Andrzejem, akurat czekał na wlew.
okazało się, że przyjęliśmy podobną strategię przetrwania szpitalnej chemioterapii: izolowanie się.
Pan Andrzej opowiadał mi, że gdy jeździł do Centrum Onkologii na wlewy z cisplatyny, zawsze siadał przy oknie, by móc spoglądać na drzewa, rośliny.
i że zabierał ze sobą gazety do poczytania, by nie rozmawiać z innymi chorymi, nie słuchać historii ich zmagań.
jak ja Go rozumiem!
tak samo robiłam, gdy jeździłam na wlewy do Wieliszewa.
czytałam, rozwiązywałam krzyżówki, oglądałam z Niemężem filmy na laptopie, gadaliśmy.
albo zamykałam oczy i podsypiałam, a wielka łapa Niemęża głaskała mnie po plecach do snu.

piątek, 13 stycznia 2012

[634].

(Time - Pink Floyd)
kocham płytę, z której pochodzi ten utwór.

***

wczorajszy dzień, zgodnie z przewidywaniami, był przełomowy.
przełomowo absurdalny.

bez wchodzenia w zbędne szczegóły: wróciłam do punktu wyjścia.
na razie, dopóki nie zostaną wyjaśnione różne wątpliwości, będę kontynuowała leczenie TS-1.
na wszelki wypadek, jednak, zbieram informacje odnośnie innych możliwości leczenia.
bo prawdopodobnie, być może, nie wiadomo, kto wie, okaże się, że muszę zmienić leczenie.

jest tak w chemioterapii, że gdy dotychczasowy lek nie działa (czytaj: rak się rozwija), odstawia się go na zawsze.
uważa się bowiem, w dużym uproszczeniu mówiąc, że komórki rakowe poznały działanie leku i uodporniły się na niego.

***

we wczorajszych postach padło pytanie, jak się żyje ze świadomością choroby nowotworowej.
więc.
gdy dowiedziałam się o chorobie, wszystkie moje myśli, dzień i noc, krążyły wokół niej.
rozważałam:
i co teraz?
kiedy umrę?
co stanie się z moimi bliskimi?
dlaczego akurat mnie to się przytrafiło?
jakie leczenie wybrać? gdzie? kto mi doradzi?
co powinnam jeść, żeby nie pogarszać stanu zdrowia?
czym się myć? czy farbować włosy?
kupić ubrania z organicznej bawełny?
zamieszkać na ekologicznym zadupowiu?

itp. itd.
z czasem wydeptałam swoje ścieżki, ustaliłam co zmieniam, czego się trzymam.
już nie przeżywam tych pierwszych, ogromnych emocji.
przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji, zaakceptowałam ją, a często nawet - lubię.
być może dlatego, że opanowałam do perfekcji przekuwanie gówien w sukces.

i myślę, że inaczej się nie da żyć.
nieważne, czy problemem jest choroba, złamany obcas czy nieszczęśliwa miłość.
widzę sprawę tak:
leczę się. nie mam energii, by pracować jak kiedyś.
ale dzięki temu mam czas, żeby odrabiać z Synem lekcje, serfować z Nim, bawić się, angażować Go w sprawy domowe.
zdarzają się też dni, gdy nie mam siły na nic.
wówczas Giancarlo gra na iksboksie, a ja leżę i Mu kibicuję.
albo tulimy się, głaszczemy, całujemy, wymyślamy historyjki.
ot, jesteśmy razem.
przecież wszystko to nie miałoby miejsca, gdybym tyrała od świtu do zmierzchu w korpo.

wniosek: fajnie jest chorować!

czwartek, 12 stycznia 2012

[633].


(rozbawiła mnie interakcja pani z turkeyami)

***

dziś, Bracia i Siostry, wielki czwartek.
spodziewam się, że dzisiejszy dzień będzie przełomowy dla dalszego leczenia.

po primo - zaszczycę laboratorium z okazji cotygodniowego dnia morfologii.
po drugo - złożę wizytę Ulubionemu Doktorkowi, by ustalić, co dalej z leczeniem.
po czecio - dziś obchodzimy drugi tydzień szóstego kursu TS-1.
niestety jeszcze tydzień jedzenia tabsów.
mdli mnie na samą myśl o nich.
i śmierdzą mi gnijącym glonem, zdechłą rybą.
opatentowałam więc sposób na połykanie ich bez wwąchiwania się.
łykam na bezdechu, z zatkanym nosem.

też tak macie, że gdy połykacie tabletki, majtacie szyją jak indyk?
sama siebie rozśmieszam, gdy zarzucam głową podczas połykania lekarstw.
i indyki mnie śmieszą. grzebieniem, ogonem, odgłosami, dostojeństwem.
i okapi też.
bardzo są chacha-hihi.





to przecież zupełnie niepoważne mieć tyłek w paski, białe podkolanówki, naburmuszony nos, uszy w kształcie kwiatów anturium i gigantyczny fioletowy jęzor.

środa, 11 stycznia 2012

[632].


ciekawi mnie nieustannie, kim jesteście, skąd się znamy.
popiszemy dziś o tym?
proponuję następujący schemat:
- imię v inicjały v pseudo
- wiek
- wykonywany zawód
- skąd piszesz
- od kiedy jesteś na moim blogu
- dlaczego
- skąd tu trafiłaś/-eś

kto zacznie?

wtorek, 10 stycznia 2012

[631].

(La valse d'Amelie - wersja na orkiestrę)

***

Halina Poświatowska, smutna pani, napisała w Liście do przyjaciela:
Czy wszystko pozostanie tak samo, kiedy mnie już nie będzie? Czy książki odwykną od dotyku moich rąk, czy suknie zapomną o zapachu mojego ciała? A ludzie? Przez chwilę będą mówić o mnie, będą dziwić się mojej śmierci - zapomną. Nie łudźmy się, przyjacielu, ludzie pogrzebią nas w pamięci równie szybko, jak pogrzebią w ziemi nasze ciała. Nasz ból, nasza miłość, wszystkie nasze pragnienia odejdą razem z nami i nie zostanie po nich nawet puste miejsce. Na ziemi nie ma pustych miejsc.

też tak czuję.
nie ma pustych miejsc.
odejdziemy, i choć kilka osób wstrzyma oddech, świat się nie zatrzyma.

znalezione na fejsie

lubię tę myśl - że po śmierci ciało zostanie spalone, prochy rozwiane potężnym wiatrem z malowniczego wzniesienia do mórz, rzek i oceanów.
że użyźnię sobą ziemię, że się przydam i nie będę zaśmiecać cmentarza.
że przetrawi mnie dżdżownica.
że wyrośnie na mnie łąka.
albo chociaż, od biedy, mech. porost. grzybnia.

opcjonalnie mogłabym gruchotać kostką w słoiku, wstawiona między książki i fotografie w biblioteczce.
wnukowie mogliby zabierać mnie w podróże.
byłabym niczym krasnal Amelii.


i choć wiem, że globus się nie zatrzyma, gdy upłynie termin mojej ważności, chciałabym się przydać.

poniedziałek, 9 stycznia 2012

[630].

(TV Morąg - polecam)

***


w dzisiejszym wydaniu czasopisma prezesa, Podejrzewam Rze, na str. 34, artykuł m.in. o mnie.



(mniej ogarniętych komputerowo informuję, że skrót klawiaturowy do powiększania tekstu to "Ctrl" z "+").

niedziela, 8 stycznia 2012

[629].


(fragment z Les Aristochats)

***

znalezione na fejsie

czasami korci mnie, by ograniczyć dostęp do bloga do wybranych osób.
szczególnie wtedy, gdy czytam niektóre brednie.

moje hity ostatniego kwartału:
twoja twarzoczaszka jest szara, wyglądasz paskudnie, masz usta w cip (to chyba ze dwa posty temu).
lekarzyna, który cię leczy niewiele jest wart, weź docetaxel bo wiem że ci pomoże, on chyba nie robi przerzutów, a tu masz artykuł czy robi przerzuty czy nie robi, a ten lek co go bierzesz to kupujesz go w aptece internetowej czy na bazarze od ukraińców (to chyba sprzed trzech dni).
albo: jesteś chciwa, bo jesz sushi i na to wydajesz pieniądze, które są ci wpłacane (była taka absurdalna dyskusja w komentarzach chyba ze dwa miesiące temu).
oraz medytacja buddyjska to religia, a właściwie sekta njuejdżowa (to jest prawdziwy hit! niestety kilkukrotnie znalazłam takie opinie w komenciach).

mam dwie propozycje dla młotków, którzy/które mają wewnętrzny imperatyw pisania, a nie umieją nad nim zapanować.
otóż.
1. załóżcie swojego bloga i tam piszcie do woli, o czym tylko zechcecie
2. odpierdolcie się ode mnie
możecie zrobić to trojako:
2.1. nie wchodząc na bloga
2.2. nie pisząc na nim
2.3. nie wchodząc na bloga i nie pisząc na nim.

sobota, 7 stycznia 2012

[628].


(How to practice zazen - lekcji udziela Gudo Nishijima)

***

byłam rano na pierwszej lekcji medytacji w Buddyjskiej Wspólnocie Zen Kannon.
ma rację Niemąż - zazen oczyszcza umysł.

jeśli macie trochę cierpliwości, przeczytajcie fragment mowy dharmy Roshiego Jakusho Kwonga.
(...). Ji oznacza jaźń. Ju, jak w jukai, oznacza przyjmować. Jijuyu jest „funkcją”, a zanmai to samadhi lub skoncentrowanie. W skrócie więc wyrażenie to proponuje drogę „ja spełnianego przez ja”.
To wyjaśnienie jednak, stanowi zaledwie początek. „Ja spełniane jest przez ja” pociąga za sobą kończenie i rozpoczynanie, nieustająco poprzez czas i przestrzeń. Jeżeli założę, że przez samo skonstatowanie całkowicie to zrozumiem, moja głowa zrobi się bardzo wielka. Jeden z bliskich przyjaciół Kodo Sawaki’ego zauważył kiedyś, że „wszyscy jesteśmy łotrami”, ponieważ ciągle wymyślamy, konfabulujemy rzeczywistość, w której naprawdę żyjemy. Innymi słowy, mamy niewielkie pojęcie, co jijuyu zanmai faktycznie znaczy.
Powiedzieć, że „ja spełnia ja” oznacza, że znamy kierunek, w jakim nasze życie powinno podążać i wiemy, co jest ważne. Nic nie może nam tej świadomości odebrać. Jeżeli naprawdę wiemy, którą drogą iść, nic nami nie zachwieje. Z kolei „ja którym jest ja” odnosi się także do tożsamości relatywnego ja z absolutnym ja oraz z jaźniami niezliczonych miriad wszystkich rzeczy. Innymi słowy, wszystko jest tym samym, wszystko jest jedną rzeczą. Roshi Uchiyama mówi o tym, jak „każdy urzeczywistnia swoje ja, którym jest tylko ja”. To jest absolutnie prawdziwe. Czy znasz „ja”, czy nie, ludzką naturą, pomimo wszystko jest po prostu „urzeczywistnić ja w ja”. Nie ma innej drogi, nieważne co robisz. Nawet, jeżeli zabijasz się, bo twoje małe ja nie czuje połączenia z absolutnym ja, i tak urzeczywistniasz „ja w ja”. Czy praktykujesz, czy nie, i tak urzeczywistniasz „ja w ja”.
W pewnym sensie łatwiej po prostu zdecydować się na praktykę zazen – chociaż prawdą jest, że praktyka może być trudna. A jednak możesz praktykować w każdej sytuacji - od najwygodniejszej do najtrudniejszej i najstraszniejszej. Nieważne czy przeżywasz kryzys, czy nie masz trosk, to tylko kwestia szczerej praktyki. Warunki mogą wydawać się łatwe lub trudne, ale nie powinny cię zwieść. Poprzez praktykę powinieneś być w stanie mierzyć się z sytuacją życiową, jaka by ona nie była. Czy masz raka, czy jesteś na prochach, czy pijesz, musisz stanąć w obliczu sytuacji, w której jesteś. To jest twoje życie. Odnajdziesz wolność tylko poprzez bieżące życiowe doświadczenie.
(...).

co sądzicie na temat takiego postrzegania swojego życia, siebie?

bardzo jestem ciekawa, czy medytujecie, czy modlicie się.
jeśli tak, to w jakim celu to robicie?
jeśli nie - dlaczego?

i jeszcze jedno pytanie: jakie jest Wasze miejsce w świecie?
kim jesteście?

***

popołudniu udałam się na wycieczkę.
pojechałam pooglądać dzieciątko, 賢治アント

mama.
mama w wersji glamour i poruszony tato.

tato i 賢治アント.
jak jest możliwe, że w wyniku seksu powstaje życie?
nieustająco zachwyca mnie to i zdumiewa.
tak.
uważam, skutek prokreacji jest bezpośrednim dowodem na istnienie boskiego pierwiastka w świecie ludzi.


(i uwielbiam zapach niemowląt).

piątek, 6 stycznia 2012

[627].


(Sistars - Skąd ja cię mam)

Dostałam dziś od Ciebie
Dawkę szczęścia
To dużo nawet nie wiesz
Jak jestem nie do poznania
Na talerz do śniadania
Ty przemyciłeś mi
Łyżkę szczęścia zjadłam co w sercu lśni
W sercu teraz lśni

Skąd ja Cię mam?
A skąd ja Cię w ogóle znam?
Skąd ja Cię mam?
Skąd ja Cię tak dobrze znam?

Skąd ja Cię mam?
A skąd ja Cię w ogóle znam?
Skąd ja Cię mam?

Masz ręce które leczą
Telepatyczną moc
Myśli Twoje lecą
I w mojej głowie są

Wiem że Jutra nie będzie [jestem tu]
Tylko Teraz ma sens [teraz jest]
Chcę byś widział mnie wszędzie [zobacz mnie]
Tak jak ja widzę Cię [widzę Cię]
W każdej złotej piosence [słyszę Cię]
Gdy jest dobrze lub źle [dobrze jest]
Mamy dobre intencje [czego chcesz]
Teraz to liczy się [to ma sens]

Wiem że Jutra nie będzie [jestem tu]
Tylko Teraz ma sens [teraz jest]
Chcę byś widział mnie wszędzie [zobacz mnie]
Tak jak ja widzę Cię [widzę Cię]
W każdej złotej piosence [słyszę Cię]
Gdy jest dobrze lub źle [dobrze jest]
Mamy dobre intencje [czego chcesz]
Teraz to liczy się [to ma sens]

Jestem tu [skąd ja Cię mam?]
Teraz jest
Zobacz mnie
Widzę Cię
Słyszę Cię [skąd ja Cię mam?]
Dobrze jest
Czego chcesz
To ma sens

Jestem tu [skąd ja Cię mam?]
Teraz jest
Zobacz mnie
Widzę Cię
Słyszę Cię [skąd ja Cię mam?]
Dobrze jest
Czego chcesz
To ma sens


***


dziecka nie ma, Niemęża nie ma, potruchtałam więc w miasto świętować z kumami Trzech Króli.

a było to tak:
Jeżeli nam się uda to cośmy zamierzyli
i wszystkie słońca które wyhodowaliśmy w doniczkach
naszych kameralnych rozmów
i zaściankowych umysłów

rozświetlą szeroki widnokrąg

i nie będziemy musieli mówić, że jesteśmy geniuszami

bo inni powiedzą to za nas
i aureole
tęczowe aureole

ech szkoda gadać...
Panowie jeżeli to się uda

To zalejemy się jak jasna cholera

(Andrzej Bursa, Nadzieja)






(a na blogu Zazie znajdą mili Państwo więcej szczegółów oraz ślicznych zdjęć)

czwartek, 5 stycznia 2012

[626].

(Sia - I go to sleep)

***

byłam dziś u Ulubionego Doktorka.
zdecydowaliśmy, że na razie kontynuuję leczenie TS-1, w dotychczasowej dawce 100 mg.
przekazałam płyty z tomografiami i rezonansami uczonym w radiologii.
w przyszłym tygodniu powinni wypowiedzieć się.
paradoksalnie, tam gdzie jedni widzą znaczną progresję choroby, Ulubiony Doktorek jest skłonny widzieć regresję.
zaskakujące, prawda?
ale na razie - cichosza.
poczekajmy na wypowiedź radiologów.

***

Syn, zachęcony ostatnią wizytą u Voldemorta, podczas której otrzymał choinkowe prezenty, zaordynował ponowne spotkania z ojcem.
i tak oto jestem czasowo bezdzietna.
umówiłyśmy się więc z Marjanką do kina na Dziennik zakrapiany rumem.
Marjanka stała po bilety, podczas gdy ja wciągałam na mieście suszi.
dzwoni Marjanka.
- ktoś idzie z nami jeszcze?
- nie, tylko ja i mój rak.
- to co, ulgowy mam wam kupić?

***

dzięki Bomblowi na adtaily.pl pojawił się banner ulepiony przez Marjankę.
dziękuję serdecznie!

***

informuję, że usuwam podstronę z godnościami osób, które przekazały pieniądze na moje subkonto w Fundacji Rak'N'Roll.
powód: podstrona budziła niepotrzebne emocje.
chciałam dobrze, a niepotrzebnie zaczęły się dyskusje o tym, kto ile wpłacił.
przepraszam, jeśli którykolwiek z Darczyńców poczuł się urażony.

środa, 4 stycznia 2012

[625].


(Beaker, Zwierzak i szwedzki kucharz śpiewają fragment z opery Carmen)
od dwóch dni Syn każe włączać tę piosenkę co chwila.
razem z Beakerem śpiewamy więc od rana do nocy mi-mi-mi, mi-mi-mi-mi.

***

byłam dziś w Centrum Onkologii, by zweryfikować tamto oraz owamto.
odpowiedzi na zagadki powinny zostać udzielone w przyszłym tygodniu.
głównie zależy mi na dowiedzeniu się, jaka jest dynamika choroby.
druga kwestia - czy można mi podać herceptynę. są rozbieżności w wynikach badań, szukam jednoznacznej odpowiedzi.
trzeci temat - czy jest sens/możliwość iść na radioterapię, czy mam walczyć chemioterapią.

***

zgodnie z wczorajszą obietnicą złożoną w komentarzach, zaprosiłam na dziś post o chujach.
banany...

(tu przypomniał mi się dowcip o wycieraniu tegoż w firankę, kto pamięta?)

temat wdzięczny, choć dość osobisty, ale co tam.
Wy jesteście anonimowi, a mnie wolno w chorobie wszystko.

proszę o wypowiedzi na następujący temat:
czy Wasze siusiaki sikają na stojąco czy na siedząco?
czy wiedzą, że po sikaniu mają się wytrzeć papierem toaletowym, tudzież umyć się?

ciekawa jestem, jakie są Wasze doświadczenia w tej materii.
proszę, śmiało, kto pierwszy do mikrofonu?

wtorek, 3 stycznia 2012

[624].


(Renan Luce - Les voisines)
a propos sąsiadów: pani Hela, zwana Potworem (bo strasznie charczy i rzęzi przez ścianę rankami), zapytała: a co se tak włosy ufarbowała śmiesznie?
- takie wyrosły, sąsiadko - odparłam.
- żeby mocne rosły i już nie wypadały, niech nafty dużo pije. - doradziła.
mhm, taaaa...

***

byłam dziś na konsultacji u profesora Szczylika.
sugeruje, że powinnam odstawić japoński tegafur i rozpocząć leczenie docetaxelem.
wstępnie umówiłam się  na rozpoczęcie nowej chemii za dwa tygodnie.
trzy kursy powinny wystarczyć, żeby ocenić, co się dzieje z przerzutami.
cykl przyjmowania - co trzy tygodnie.

ale to nie jest takie oczywiste, jakby się wydawało.
otóż.
tomografie nie dawały tylu informacji, co dał rezonans.
a rezonans zrobiłam pierwszy raz w kwietniu, drugi - w grudniu.
w kwietniowym nie było widać choroby, w grudniowym - widać jak bardzo jest rozległa.
ale, ale.
leczenie zaczęłam w sierpniu, bo dopiero wtedy lekarka opisująca tomografię dostrzegła chorobę.
nie wiem, co pokazałby rezonans zrobiony w sierpniu.
być może jednak tegafur działa; może to, co teraz widać w rezonansie jest stanem po podleczeniu.
może w sierpniu choroba była jeszcze bardziej rozległa.
tego nie wiem.
i się nie dowiem.

zostaję więc z dylematem: czy przerwać szósty kurs chemioterapii TS-1, uznając, że komórki nowotworowe uodporniły się już na lek, czy może kontynuować leczenie tabletkami, wierząc, że nadal jednak działają (jakimś cudem, przecież, cofnęło mi się spore wodobrzusze, które miałam w sierpniu, a dwa wielkie przerzuty nie powiększyły swojej masy).

no nie wiem, kurwunia.
udam się we czwartek do Ulubionego Doktorka, może wspólnie wymyślimy coś sensownego.

***

niespodziewanie Voldemort wziął dziś Giancarla do siebie (ostatnio był u niego 2 listopada).
suponuję, iż Kolejna przeczytała na blogu, że zdycham, więc się zainteresował, czy aby na pewno.
oddając Syna powiedział, że chce porozmawiać o najbliższej przyszłości naszego dziecka, ale nie przy nim.
czyżby zamierzał z Nim jeździć codziennie na angielski, tenis, skrzypce i szermierkę?
(w tle zachichotał sęp, krążący nad kulawą antylopą).
istotne jest to, że Giancarlo zechciał w ogóle pojechać (po wakacyjnej traumie stawia opór) do ojca i że jest zadowolony z prezentów, które znalazł tam pod choinką.

***

a teraz, drodzy Państwo, zagadka: dlaczego w tym roku nie ma zimy?
kto pierwszy udzieli prawidłowej odpowiedzi, wygra buziaka w czółko.
a jeśli wygra ktoś, kto mieszka odpowiednio niedaleko, dodatkowo (prócz cmoknięcia w czółko) zapraszam na suszi.
(Lumpiata wykluczona z konkursu, Ona WIE).

poniedziałek, 2 stycznia 2012

[623].

(Renan Luce - Je suis une feuille)
piękne, piękne słowa piosenki.

***


Gdyby nie te guziki, byłby zwyczajny kum
z rękami jak dębczaki i z nosem jak dzwonnica,
orałby czarne pole. A teraz gwar i szum:
- Stangret! Wariat w cylindrze! - piszczy, tańczy ulica.

Gdyby nie uprząż w różach i ta przez rzęsy biel,
pomyśleć teraz można, że ot, stara kareta,
szaleństwo muzealne, a w karecie poeta -
ach, gdyby nie te róże, czapraki i ta biel!

O, gdyby nie ta gwiazda, która upadła w zmierzch,
powiedzieć mógłby człowiek, że się to przyśniło;
nagły zakręt w aleję złotą i pochyłą,
gdzie anioły kamienne posfruwały z wież.

A gdyby nie ten wianek i welon ten, i mirt,
i księżyc twojej twarzy mały, zawstydzony,
mógłbym przecie pomyśleć, żem jest narzeczony,
a tyś jest narzeczona i że to jeszcze flirt.

A może rzeczywiście wszystko się nam przyśniło:
stangret, kareta, wieczór, mój frak i twój tren,
i nasze życie twarde i słodkie jak sen.
Nie byłoby małżeństwa, gdyby nie nasza miłość.


Ballada ślubna I - Konstanty Ildefons Gałczyński

o.
taki piękny wiersz.
dedykuję go Niemężowi z okazji pewnego dzisiejszego jubileuszu.

***

odebrałam dziś opis rezonansu.
rakelcia, moja skorupiata sublokatorka, rozwija się, niestety.
prócz ostatnio zajętych obszarów, zamieszkała również w zatoce Douglasa i rozgościła się szeroko na otrzewnej.

we czwartek idę do Ulubionego Doktorka na wizytę, ma dołożyć jakieś tabsy do łykania.
Babcia B. zorganizowała na jutro wizytę u profesora Szczylika.
a teraz oddalam się skanować dokumentację medyczną, albowiem słać ją będę do doktora w RPA.

jeśli możecie, wesprzyjcie moje leczenie przesyłając pieniądze na konto Fundacji Rak'N'Roll.
będę wdzięczna za każdą wpłatę.
Fundacja Rak'n'Roll. Wygraj życie!
ul.Chełmska 19/21, 00-724 Warszawa
Multibank nr rachunku: 73 1140 2017 0000 4502 1050 9042
nr IBAN: PL 73 1140 2017 0000 4502 1050 9042
nr BIC: BREXPLPWMUL
tytuł wpłaty: Joanna Sałyga

ps.
bolicoś przestał boleć.
podziałały Wasze wczorajsze zaklęcia!
dziękuję.
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga