(Time - Pink Floyd)
kocham płytę, z której pochodzi ten utwór.
***
wczorajszy dzień, zgodnie z przewidywaniami, był przełomowy.
przełomowo absurdalny.
bez wchodzenia w zbędne szczegóły: wróciłam do punktu wyjścia.
na razie, dopóki nie zostaną wyjaśnione różne wątpliwości, będę kontynuowała leczenie TS-1.
na wszelki wypadek, jednak, zbieram informacje odnośnie innych możliwości leczenia.
bo prawdopodobnie, być może, nie wiadomo, kto wie, okaże się, że muszę zmienić leczenie.
jest tak w chemioterapii, że gdy dotychczasowy lek nie działa (czytaj: rak się rozwija), odstawia się go na zawsze.
uważa się bowiem, w dużym uproszczeniu mówiąc, że komórki rakowe poznały działanie leku i uodporniły się na niego.
***
we wczorajszych postach padło pytanie, jak się żyje ze świadomością choroby nowotworowej.
więc.
gdy dowiedziałam się o chorobie, wszystkie moje myśli, dzień i noc, krążyły wokół niej.
rozważałam:
i co teraz?
kiedy umrę?
co stanie się z moimi bliskimi?
dlaczego akurat mnie to się przytrafiło?
jakie leczenie wybrać? gdzie? kto mi doradzi?
co powinnam jeść, żeby nie pogarszać stanu zdrowia?
czym się myć? czy farbować włosy?
kupić ubrania z organicznej bawełny?
zamieszkać na ekologicznym zadupowiu?
itp. itd.
z czasem wydeptałam swoje ścieżki, ustaliłam co zmieniam, czego się trzymam.
już nie przeżywam tych pierwszych, ogromnych emocji.
przyzwyczaiłam się do nowej sytuacji, zaakceptowałam ją, a często nawet - lubię.
być może dlatego, że opanowałam do perfekcji przekuwanie gówien w sukces.
i myślę, że inaczej się nie da żyć.
nieważne, czy problemem jest choroba, złamany obcas czy nieszczęśliwa miłość.
widzę sprawę tak:
leczę się. nie mam energii, by pracować jak kiedyś.
ale dzięki temu mam czas, żeby odrabiać z Synem lekcje, serfować z Nim, bawić się, angażować Go w sprawy domowe.
zdarzają się też dni, gdy nie mam siły na nic.
wówczas Giancarlo gra na iksboksie, a ja leżę i Mu kibicuję.
albo tulimy się, głaszczemy, całujemy, wymyślamy historyjki.
ot, jesteśmy razem.
przecież wszystko to nie miałoby miejsca, gdybym tyrała od świtu do zmierzchu w korpo.
wniosek: fajnie jest chorować!
12 lat temu
kurczę, ale się wzruszyłam. Całuję i życzę Ci tylko jednego ZDROWIA!!!! Jesteś niesamowita :*** Ilona
OdpowiedzUsuńNo właśnie te chwile z dziecięciem lub -ćmi bezcenne:)...
OdpowiedzUsuńTaka trochę Polly-Joanna :-)))
OdpowiedzUsuńPiękny tekst...
I tej wersji się trzymamy ! Pozdr. Ania B.
no ty to potrafisz z gówna zrobić cukierek :) a propos wniosku: a mnie to na gastroskopię wysyłasz ;)
OdpowiedzUsuńwróbel> przynajmniej już wiemy na 100%, że faktycznie masz piękne wnętrze :P
OdpowiedzUsuńWypoczywaj Asiu, jest weekend, synka będziesz mieć dla siebie:)
OdpowiedzUsuńWiesz, moja najmłodsza tez jest w pierwszej klasie i wolne dni staram się poświęcać jej w 100%, bo czasu się nie zawróci, jeśli teraz jej siebie nie dam, to już przepadnie, bezpowrotnie. Dziś w nocy sie przebudziła, a ja do niej mówię:
-Śpij moja najpiękniejsza
a ona takim zaspanym głosem, zagrzebana w kołderce:
-Że piękniejsza już nie może być?
i uśmiechnęła się słodko spod swoich rozsypanych na twarzy blond loków
dla takich chwil warto żyć:)
Myślę o Tobie Asiu i Jaśku ciepło:)
Miłego dnia:)
dobrze zaczac dzien od Ciebie :)
OdpowiedzUsuńczas poswiecony dziecku - bezcenne.. nic tego nie zastapi :)
slonecznego dnia :)
A.
Wymiękłam:) Niczego Ci Chustko nie zazdroszczę, tylko podziwiam.....i mam nadzieję....zdrowiej, niech ta chemia zadziała, proszę niech Bóg zadziała. Proszę........
OdpowiedzUsuńniby to wszystko wiem, niby to rozumiem, niby rozumiem?, a jednak tu siedzę w tym korpo.... czym głupia? przecież widzę, że dorastanie moich dzieci przelatuje mi przez palce. Chustko jak pierdzielnąć się w pysk żeby oprzytomnieć? czy myślisz czasem, że w momencie wyzdrowienia wrócisz do kieratu? czy śmiejesz się z nas matek wirtualnych czy nam współczujesz?
OdpowiedzUsuńaniax3
Chustko, swego czasu obiecywałaś, że na egzie pojawi się temat miłości.
OdpowiedzUsuńPonoć miłość to jest bezinteresowna radość z czyjegoś istnienia.
W takich kategoriach patrząc na to uczucie, zobacz ilu ludzi Cię kocha:)
Napiszcie o miłości:)
W jednej z najbardziej bawiących mnie songów Kabaretu Mumio "Krowa Łakomczucha", zachwycony aplauzem solista woła "Niech to trwa! Niech to trwa!"
OdpowiedzUsuńA więc co do ostatniej części posta -Niech to trwa!
A tu song http://video.google.com/videoplay?docid=-1428584071597633022
Igy
Gdy zaakceptujemy swoje ograniczenia możemy pójść dalej. Nie szarpać się z tym czego nie da się zmienić. Nie wszystkie fakty da się zmienić, ale myślenie o faktach tak.
OdpowiedzUsuńGdy się akceptuje zmiany można pójść dalej, dalej się rozwijać.
Bardzo mnie pomogło zaakceptowanie mojej sytuacji, różnych ograniczeń. To bardzo ułatwiło mnie zmaganie się z chorobą. Zamiast 'walczyć z wiatrami' mogłam skupić się na aktywnym życiu w mojej sytuacji, znalezieniu różnych możliwości.
Pozdrawiam
Justyna
nie szła bym tym tokiem rozumowania ;)
OdpowiedzUsuńto a propos tego:":P"
* W jednym
OdpowiedzUsuńach to ukradkowe pisanie w pracy ;)
Igy
Piękny tekst, ale dlaczego wcina odpowiedzi? :-)
OdpowiedzUsuńMG
Joanno, przekuwanie gówien w sukces to wielka sztuka. Niewielu to potrafi.
OdpowiedzUsuńMG> blogier może coś śwankuje?
OdpowiedzUsuńA propos Twojego ostatniego zdania:
OdpowiedzUsuń"Kto pokocha swą celę, znajdzie w niej spokój".
G. H.-Grudziński
;)
"Bo kiedy upadam, to tylko po to by przyjrzeć się mrówkom...":)
OdpowiedzUsuńSama tak kiedyś napisałam i tego się trzymam, aczkolwiek daleko mi do mistrzostwa przekuwania, jakie Ty prezentujesz, Joasiu.
Toż to prawdziwe kowalstwo artystyczne:)))
Każdy jest kowalem swojego losu, ja mocno wierzę w siłę pozytywnego myślenia, kuj więc, kuj ile sił swoje noce i dni.
Ściskam mocno!
Czytam od dawna teraz wychodzę z krzaczorów, zazdraczczam kontaktów z synkiem, kibicuje z całych sił pomimo zakrętu życiowego. Ucałowania Iwona
OdpowiedzUsuńKochana, dzieki Tobie zmieniłam trochę podejście do życia :) Dzięki wielkie i trzymam kciuki!!!
OdpowiedzUsuńUwierz mi, że bliscy chorych mają te same myśli + jedną dominującą: Jak żyć jeśli się nie uda...
OdpowiedzUsuńNikt z nas nie wie, ile pożyje. A Ty przynajmniej wiesz, ze radośnie. Czy to będzie rok, czy 100 lat, nie będą to lata smutne i stracone.
OdpowiedzUsuńSmutne, że większości z nas dopiero choroba pozwala się zatrzymać i podziwiać świat.
Ja świadomie podjęłam decyzję, że kariera nie dla mnie, praca do 16 i przyjemności potem. :)
Gabi
ja poprostu Cie kocham!
OdpowiedzUsuńot przewrotne zycie, prawda?:)
OdpowiedzUsuńTrzymaj się Chusteczko!
OdpowiedzUsuńSerduchem jestem z Tobą.
Podoba mi sie: "przekuwanie gówien w sukces" :) Ja sie tego dzielnie ucze,czasem mi nawet wychodzi,i zamierzam niedlugo tez byc w tym perfekcyjna!
OdpowiedzUsuńSciskam x
Karina
Anonimowy z 10.26 słusznie zauważył:) Mnie też często przypomina się Pollyanna, gdy czytam "Ciebie i o Tobie":)
OdpowiedzUsuńPollyanna moja ukochana książka z dzieciństwa. Dzięki niej przetrwałam w życiu różne trudne chwile.
OdpowiedzUsuńChustka jednak nie ma cech Pollyanny. Pollyanna była ufna i szczera.
Dziewczyno Ty masz takie nastawienie , że Tobie musi się udać . Poprostu w Ciebie wierzę .
OdpowiedzUsuńabsurd życia...harujemy, żeby zdobyć pieniądze, tracąc przy tym zdrowie. a potem wydajemy te ciężko zarobione pieniądze, aby odzyskać zdrowie. monikucha
OdpowiedzUsuńnie, nie jestem Polyanna.
OdpowiedzUsuńja jestem ja.
i nie idealizujcie mnie, bo mnie to wkurwia.
Nie zgodzę się z Tobą, że fajnie jest chorować. Na pewno nie na nowotwór. Moja matka zawsze dużo pracowała, nie miała może dla mnie tyle czasu, ale w życiu bym nie zamienił jej zdrowia za czas na zabawy i wymienione przez Ciebie rzeczy.
OdpowiedzUsuńwierzę w Twoją intuicję. ponad rok temu Twój Ulubiony Doktorek nie był za całkowitą resekcją żołądka, a Ty postanowiłaś, że tak ma być. i to była dobra decyzja, prawda?
OdpowiedzUsuńdzięki Tobie nie odpuszczałam, i juz w pół roku po wystapieniu pierwszych (czy może drugich)objawów mam termin operacji.
posyłam pozytywne myśli
Fajnie to jest ciszyć się życiem w ramach jakie się ma, w dostępnej nam przestrzeni. Czasami jest potrzebny do tego jakiś impuls, który pozwoli/każe nam się zatrzymać i przyjrzeć swojemu życiu, coś co wytraci nas z biegu. Może praca w korpo ,taki pęd, kierat pozwala uniknąć tych pytań, ale myślę ,że to jest właśnie ta treść, to mięso życia. Pat
OdpowiedzUsuńNo:D
OdpowiedzUsuńtrzymam kciuki za szybki powrot do zdrowia...dzieci potrafia czynic cuda-dodaja nam skrzydel do dalszej walkisa sloncem w pochmurne dni!
OdpowiedzUsuńPollyanna to nie idealizowanie:) to porównanie jedynie pewnego sposobu podejscia do życia:) no ale jeśli Cię wkurwia...;)
OdpowiedzUsuńale he he, w sumie masz rację: Pollyanny nie wkurwiało:))))) ;)
OdpowiedzUsuńPewnie, że nie jesteś Chustko Polyanna:) Bo czy ona by tak soczyście zaklęła?:) Nie klnę sama ale na tym blogu jakoś przekleństwa mnie nie rażą, pasują do sytuacji, oddają emocje, tworzą klimat tematów, obok których nie da się przejść obojętnie.
OdpowiedzUsuń:) Wiesz co, może Cię i wkurwia, ale do pewnego momentu "Carpe diem" i "Żyj jakby każdy dzień miał być Twoim ostatnim" było dla mnie durnym sekciarskim pieprzeniem a la naczelny grafoman Paulo Coelho. Od pewnego momentu - i łączę to z czasem kiedy zaczęłam czytać Twojego bloga (i Pauli). No tak jakoś. Kiedyś to tylko wiedziałam. Teraz to już jest moje przekonanie. Może to starość? A może nigdy bym do tego nie doszła bez pomocy?
OdpowiedzUsuńno tak, Racja z tym przekuwaniem gowien w sukces. Make the best out of it....a w chorobie , jesli masz ludzi zuczliwych prawdziwie i tkliwosc i czulosc i wsparcie etc. to , to sa wlasnie plusy chorowania. I jesli tyle ludzi trzyma cie za reke i nie chce wypuscic ,to znaczy , ze nie mozna tak sobie po prostu odejsc. Ja w chorobie dluuuuuuugiej bardzo, upartej , naaaaaaaaaaaawracajacej, nowotworowej mialam te rece silne co mnie trzymaly... Choroba na razie minela, a szulosc i tkliwosc zostaly. Let it be. Trzymam Cie za reke Chustko Jedna Ty.
OdpowiedzUsuńprzedmówca napisal, więc się podpisuję obiema rękami- jesteś jak Pollyanna:)
OdpowiedzUsuńChustko, bardzo dziękuję za ten wpis. Był mi bardzo potrzebny. Egoistycznie, wiem, ale dziękuję.
OdpowiedzUsuńTo jest takie pseudo pozytywne myślenie, a faktycznie okłamywanie się. Jak wpadniesz w bagno to też szukasz w tym korzyści, oszukujesz się jak to pięknie pachniesz czy biegniesz się umyć? Jedyny pozytyw jaki ja widzę w chorowaniu to uświadomienie sobie (a dokładniej swojej podświadomości), że NIEFAJNIE jest chorować.
OdpowiedzUsuńSwoją drogą pisałaś niedawno, że wierzysz w moc umysłu, a teraz wyskakujesz z taką afirmacją.. A nie lepiej "Opłaca mi się wyzdrowieć, bo wtedy będę mogła wykorzystać energię którą teraz marnuję na chorowanie do znalezienia mniej absorbującej pracy"? ;)
Pozdrawiam,
Joanna
P.S. Polecam książkę Louise L. Hay - Możesz uzdrowić swoje życie
Ja jestem na etapie tysiąca pytań.
OdpowiedzUsuńCzekam dopiero na wynik histopatologiczny.
Moi rodzice zmarli na raka.
ja od 3 lat męcze sie z żołądkiem i itak soś się zj...
Mam 24 lata i nie wiem czy podejde do sprawy tak Ty.
Jesteś wspaniała
Czytam bloga Twego i czasem chce płakać a czasem strasznie rozśmieszasz.
Komętaż stawiam pierwszy raz bo może czeka mnie tak trudna droga jak Twoja.
Ja może pizgne sie do wyra i nie wstanę a może oddam się w ręce NFZ i przyśpieszą mi śmierć tak jak moim rodzicom.
Ty TRZYMAJ SSIĘ
Aśku! Dzień zaczynam od Twojego bloga,bo chociaż się nie znamy, to martwię się o Ciebie. Przeszłam z bliską mi osobą ciężkie chwile, więc chcę,żebyś wyrzuciła z siebie to gówno!
OdpowiedzUsuńAle ja czytam tylko Twojego bloga!
A jeśli Ty musisz czytać te wszystkie nasze wypociny...Kobieto! Jest w Tobie siła! Ślę dobrą energię codziennie o 5.50 a.m.
Kocham Twoje podejście do tego skurwiela, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńBabcia Jadzia
Aska, bardzo podoba mi sie to co dzisiaj napisalas. Swiadczy to o Twojej duzej madrosci i dojrzalosci. Rzeczywiscie trzeba w zyciu nie jedno przejsc zeby napisac takiego posta. Kiedys napisalas tez ze traktujesz swoja chorobe jak wyzwanie, kolejne zadanie z ktorym musisz sie zmierzyc. I nie zadowalasz sie polsrodkami, standardowymi terapiami - poszukujesz nowych rozwiazan, porownujesz, analizujesz... To bardzo madre podejscie i wierze ze Ci sie uda. Bardzo Ci kibicuje i pozdrawiam. Dorota (chodzilysmy razem do klasy w liceum)
OdpowiedzUsuńwitaj Joanno,
OdpowiedzUsuńtu pisze Kasia, bibliotekarka z Kolonii, juz dlugo czytam o Tobie i Twoich zmaganiach, moja corka jest w wieku Twojego syna. Asiu, jesli bylaby koniecznosc wizyty w Niemczech, nie byloby problemu z zatrzymaniem sie u nas. Wiem, ze papier jest cierpliwy, a pod wplywem uczuc i wrazen duzo sie obiecuje - jesli bylaby taka potrzeba - prosze pisz - mamy w Kolonii paru znajomych lekarzy, takze onkologow. Wiem, ze to mze troche dziwne, nie znamy sie, do dzis w ukryciu czytalam Twego bloga.Jesli jednak zaistnialaby taka potrzeba - odpowiedz, napisz.
Jesli chcesz, podam prywatny adres mejlowy
Kasia
Kasia
Kasia
> Chustka pisze... i nie idealizujcie mnie, bo mnie to wkurwia.
OdpowiedzUsuńnie poradzisz, naród wielbi.
czytałam L Hay..., banały. Wolę afirmację Chustki i je bede wieszać na lustrze jak to Hay radziła w swojej książce.
OdpowiedzUsuń"opanowałam do perfekcji przekuwanie gówien w sukces".
OdpowiedzUsuńNazywałam to inaczej - ale to samo od pewnego czasu staram się robić!
Do Twojego mistrzostwa i woli walki jeszcze mi daleko, ale od czego ma się TAKICH mistrzów? Wojowników?:)
Po raz kolejny dziękuję - za podzielenie się sobą.
I zapamiętam te gówna w sukcesie czy też sukces w gównie na zawsze, na amen - zapamiętam!!!
Anonimowy 19,05 !Nie masz Rodziców,a masz tyle lat ile ma mój SynII,i pytam się co Ty pieprzysz?Chustkę się czyta,aby robić to,co Chustka !Tak więc po niedobrych wynikach zabieramy się za siebie na wzór Chustki.Ale życzę dobrych wyników :)
OdpowiedzUsuńa tam zaraz " podzielenie sie soba"
OdpowiedzUsuńo kase idzie!!
wplacac, nie glupio gadac
Pani L> wynocha z bloga.
OdpowiedzUsuńjeśli chodzi o pieniadze, to pani ma z tym problem, jak obie wiemy.
"Masz tak jak ja w tylu miejscach poklejone serce
OdpowiedzUsuńAksamit i Dynamit
Marchef w Butonierce
Nasze serca mylą ich radary..."
zlam ich..kurwa
masz wszedzie macki i lapy , Chustko!
OdpowiedzUsuńgdzie Ty chora jestes?! na kasiore i nierobstwo , to tak!
Oddech, uśmiech, zen. :)
OdpowiedzUsuńI penis wam w poślad, trolle. :)
Aśka, ja Cię tam nie idealizuję, biorę Cię taką jaką jesteś i po prostu lubię Cię, ale jak Ty czasami wkurwiasz:))).
OdpowiedzUsuńaśka
Tak, ten tekst jest przełomowy. Bo i ja uciekam od korporacji w kierunku czasu z małym, a ile osob tego nie rozumie!
OdpowiedzUsuńmam czekac na chorobe zeby znalezc dla niego czas i naladowac akumulatory gdy mnie nie bedzie?
jak ten swiat zapieprza a ludzie mysla ze maja mnoooostwo jeszcze przed soba!
wk... sie!
makaria
czyli pat
Makaria, mam podobnie. :)
OdpowiedzUsuńPo urodzeniu wcześniaka - drugiego dziecka (...pierwsze nam spadło z ziemi do nieba po 10-u dniach życia) zostałam z nim w domu. Wpierw hardcore: rehabilitacja, operacje, trzy lata na froncie. Potem przedszkole i NIBY mogłam ruszać do roboty. Problemów było wciąż sporo: podejrzenie autyzmu, diety bezcukrowe, bezmleczne, gezglutenowe, bezjajeczne. Jak już się w miarę wygrzebaliśmy z tematów, postanowiłam zacząć cieszyć się macierzyństwem wreszcie zbliżonym do tego nudno-normalnego. I się zaczęło.
Byś widziała, makario, te spojrzenia znad niedzielnych obiadków, te czułe pytania wujków: "kiedy praca" (bo praca w domu, również zarobkowa, to jakby gorszy rodzaj pracy), "jakie plany".
W sumie albo wracasz do pracy i upychasz dziecię opiekunce/babci/sąsiadce, albo fundujesz sobie kolejne dziecię w celu zyskania społecznej aprobaty.
Nie dałam się, nie żałuję.
Żeby było w trójwymarze większym: macierzyństwo określa mnie w wyważonych proporcjach.
Nie daj się! :)
Tydzien temu rozpoczelam prace. Wracam do domu 18, 19-ta, a bede jeszcze pozniej. Ciesze sie ogromnie, bo praca fajna, dobrze platna i po kilkuletnim pobycie na "wymuszonym" macierzynskim (wymuszonym, bo nic nie moglam znalezc) rwalam sie do ludzi. Jednka nie ma nic za darmo, niestety. Placze, gdy wracam a moj synek juz idzie spac. Mam wyrzuty sumienia, ze wiele mnie ominie, ze to nie ja bede dbala o jego rozwoj intelektualny, ze maz nie da rady wielu rzeczy robic jak ja to robilam, ze pojdzie na latwizne. Pewnie, ze nie zamienilabym sie z Chustka, choc zazdrosze jej tego czasu spedzonego z synkiem. Taki juz nasz cholerny los - nic nie ma za darmo... Zawsze cos za cos...
OdpowiedzUsuńPatrycja