nie umiem porozumieć się z Niemężem w kwestii stanu mojego zdrowia. z niestosowną regularnością porusza temat czy powinnam i co powinnam oraz dlaczego zachowuję się nieostrożnie, a ja nie potrafię z sensem się odciąć.
ktoś tu nie ma racji. (a przecież ja mam zawsze rację).
tak naprawdę balansuję na krawędzi - pomiędzy potrzebą ignorowania wyimaginowanej przez lekarzy choroby, weekendowym entuzjazmem Giancarla wobec zabaw z mamusią, narastającym natarczywo-kwoczym gderaniem Niemęża, a kłującym bólem i brakiem sił.
a Niemąż puentuje poranną dyskusję o moim zamiarze pojechania na plac zabaw z Giancarlem -
kocham Cię moja bidulo, wyjdź za mnie, kto mi będzie tak jechał, no kto.
ech.
Jest taki stary indiański patent : daj Mu dyktafon i niech nagra swoje pomysły i tematy. Odsłuchaj nagrania w drodze do Katowic .
OdpowiedzUsuń