poniedziałek, 1 października 2012

[896].

przeczytałam Wasze opinie odnośnie Agaty Kowalskiej, która w TOK FM poprowadziła rozmowę z nami na podstawie artykułu z Wysokich Obcasów i, powiem szczerze, zaskoczyliście mnie.
w trakcie spotkania w studiu radiowym (prócz kilkukrotnego przekręcenia nazwiska, co stanowi oczywistą niezręczność) nie miałam wrażenia braku kompetencji prowadzącej.
uznałam, że celowo obrała konwencję rozmawiania w sposób prosty, graniczący z naiwnością.
a tu, proszę, Czytacze zobaczyli sprawę całkiem inaczej.
ciekawe.

***

jeśli chodzi o odrabianie lekcji za dzieci, jestem zdecydowanie przeciwna.
być może dlatego, że mnie nigdy Rodzice nie wyręczyli - nie mam więc wzorca do kontynuowania.

pamiętam jednak uczucie żalu, który miałam do Nich za brak pomagania.
pamiętam jak w podstawówce, dzieci, rozpromienione i dumne, przynosiły np. na ZPT (Zajęcia Praktyczno-Techniczne - pamiętacie?) piękne, prawie gotowe karmniki dla ptaków, a ja z mozołem
trudziłam się, by przyciąć kawałek dykty na podłogę, albo by połączyć podłogę z dachem.
o tak, tak było... dzieci szlifowały papierem ściernym drzazgi, ja - biedziłam się nad wbiciem gwoździa w rozszczepiającą się konstrukcję.
z tego też powodu czasami trochę pomagam. On koloruje kolejne obrazki na angielski, ja - z Nim.

swoją drogą niezbyt rozumiem, jaki jest cel - w nauce angielskiego - taka mnogość obrazków do pokolorowania.

149 komentarzy:

  1. Co do kolorowania obrazków to chyba o to chodzi żeby rodzic taż sobie pokolorował :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie o tym samym pomyślałam :)
      I... bardzo lubiłam kolorować .

      Usuń
    2. Z tym kolorowqaniem chodzi o ćwiczenie ręki. I to raczej młodego adepta sztuki pisania a nie rodzica:P

      Usuń
    3. Ja lubiłam jako dziecko mi niestety nikt nie miał czasu pomagać i lubię do dziś ale moje dziecko już wyrosło z kolorowania, a jak była w podstawówce to zawsze chciała sama i nie dawała mi kolorować w książkach i zeszytach - niestety :(

      Usuń
  2. Dzień dobry o 6:35!
    Mnie też rodzice nie pomagali i jakiś mały żal siedzi z tylu głowy. Niby dobrze bo samodzielnie ale co mi po tym jak zawsze odstawaly te moje rzeczy od innych, wypacykowanych przez dorosłych.
    Ps. Podium! Lalala

    OdpowiedzUsuń
  3. My wymyśliliśmy teorię, że kolorowanie ma uśpić czujność. Słówka miałyby wejść mimochodem. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
    2. ciekawa teoria, może zastosuję do nauki photoshopa :)

      Usuń
  4. Za moich czasów ZPT to już była technika. Tylko że z techniką nie miała nic wspólnego. Człowiek dziergał na drutach (robota mamci), gotował i piekł. Później się dziwią, że chłop a gwoździa nie potrafi wbić... :)) A tak w ogóle to miłego dzień dobry...

    OdpowiedzUsuń
  5. O, ja też z tych "niezaopiekowanych" ;). Szkoła to była tylko moja działka. Nigdy w niczym rodzice mi nie pomagali. Chodzili jeno na wywiadówki, śmietankę spijać, że się tak wyrażę ;).

    Swoim dzieciom trochę pomagam, zwłaszcza w tych durnych zadaniach, jak np. zrobienie w pudełku po butach modelu warsztatu stolarskiego :/.

    No i przed większymi sprawdzianami ich przepytuję.

    Czasami też pomagam coś w internecie znaleźć.

    Generalnie są dosyć samodzieli i wolą przynieść coś własnoręcznie zrobionego i dostać gorszą ocenę niż skorzystać z naszej pomocy - "mamo, to mój pomysł i moje wykonanie, idź stąd!" ;).

    A przy tym kolorowaniu to może chodzi o wyrabianie precyzji łapki dziecięcej?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko! Warsztat stolarski w pudełku po butach?! Już się boję!

      Usuń
    2. Zorko wrócisz do Zorkowni?... Pamiętam, że to blog dla cierpliwych :) Czekamy...

      Usuń
    3. :)

      Do pisania potrzebuję spokoju. Ostatnio nie mialam spokoju. Ale historie się piętrzą...

      Usuń
  6. A ZPT miałam - szyłam, dziergałam, kleciłam karmniki, strugałam fujarki, robiłam zakładki i rysunki techniczne, gotowałam - sama.

    W zeszłym roku mój syn na technice bardzo pięknie guzuki przyszywać się nauczył. A jaki był dumny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ha! Mam gdzieś do dzisiaj guzik przyszyty przez najstarszego, że o zacerowanej dziurze, której zrobiłam zdjęcie dla potomności nie wspomnę. Majstersztyk:)

      Usuń
  7. Moi rodzice też mi wcale nie chcieli pomagać, zresztą, pracowali od 8 do 20 i nawet o tym nie myśleli. Więc zazwyczaj wszystkie "zasoby" do projektów ZPT miałam jakieś wybrakowane, połamane a efekty koślawe. I dostawałam za nie 3ki. Ale jak se pomyślałam, jakie to niedorzeczne, żeby starym ludziom zawracać głowę jakimiś deseczkami, to czułam wyższość nad resztą klasy. Córka moja lat 11 na szczęście ma dryg do prac ręcznych wszelkich, chyba po ex-teściu, stolarzu. (którego na oczy nie widziała:D)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jako matka dzieci nie chodzących do polskiej szkoły zadziwiłam sie tymi kolorowankami. Może rzeczywiście to ma wpływ ne dziecięcą łapkę?, ale na pewno nie każdy system szkolny to stosuje.

    OdpowiedzUsuń
  9. Co do dziennikarki, przyznam, że uderzyło mnie jej podejście do mowy ojczystej, rozumiem chęć przybliżenia, odczarowania tematu, ale kolokwializmy i brzydota językowa to zupełnie niepotrzebny element. Z ZPT najbardziej pamiętam nauczycielkę, którą nazywaliśmy Hogatą i jej umiłowanie do pisma technicznego, tu nasz gusta się pokryły :). Poza tym byłam noga, chyba, że chodziło o dzierganie na drutach czy gotowanie. I tak mi zostało do dziś.

    OdpowiedzUsuń
  10. Najprościej, to faktycznie trenowanie łapki do ładniejszego pisania. Ale nigdy nie daje kilku obrazków do kolorowania. Nigdy podczas lekcji-strata czasu.
    U mnie dużo malują, lepią, wycinaja, to też ćwiczy łapke :)
    Mnie konwencja prowadzenia rozmowy podobała się. Bez zadęcia było.Śmiech był a studiu, w moich oczach łzy, niestety. Taki mam teraz odbiór świata.Pozdrawiam ciepło.jokookun

    OdpowiedzUsuń
  11. Ja odrobinę pomagam. A w kolorowaniu chodzi o wyćwiczenie sprawności manualnej, naukę poprawnego chwytu (tak, niektórzy nadal mają problem w tym wieku)i ładniejsze pisanie później. Mój synio nie lubił kolorować, bo miał problem z napięciem mięśniowym a właśnie to nieszczęsne kolorowanie i rysowanie szlaczków mu pomagało.
    Poza tym kolorowanie jest łatwiejsze niż pisanie. Dzieci wola pokolorować obrazek niż coś napisać, opisać... lekcje, gdzie zadawane jest pisanie uważają za nudne, a te z kolorowaniem za ciekawe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, jako n-lka anglika, zadawałam kolorowanie, walę się w pierś. No, ale w 2giej klasie miałam 27 osób, nie każdej rodzice pomagali, i był to mój sposób na oswajanie ich z zaglądaniem do książki bez frustracji, że niewiele zapamiętali z lekcji. Im dalej w rok szkolny, tym mniej kolorowania.

      Usuń
  12. w poniedziałek pomalowałam dziecku jakieś szczury i kota w książce do angielskiego. to był prezent na urodziny (tj. część prezentu). lekcje odrabiamy razem - ona bazgrze w zeszytach i ćwiczeniach, a ja leżę i czytam coś swojego. bardzo podoba mi się ten podział pracy ;-)

    OdpowiedzUsuń
  13. czytam cie od nie pamietam kiedy.i zawsze z przekonaniem,ze kiedys zobacze ten upragniny wpis-moi kochani-jestem zdrowa!!!a tu du.a.i jestem zawiedziona.tylko nie wiem czy.nie twoja walka,bo walczylas dzielnie.nie bogiem,bo jemu juz dawno nie wierze.chyba wlasnie tym swoim przekonaniem,ze TY bedziesz na pewno zdrowa!!!i teraz rece mi opadly,bo nie rozumiem,jak moze byc inaczej.

    OdpowiedzUsuń
  14. Mi rodzice czasem pomagali, ale nie wyręczali. W zasadzie wszystko robiłam sama i pamiętam, że nie mogło to konkurować z pracami wykonanymi przez rodziców.

    OdpowiedzUsuń
  15. wolałam sama, bo nie lubiłam tych wszystkich matołów co się nasłuchałam mimochodem
    a za brzydkie literki dostawałam całą stronę do wykaligrafowania :P
    strona z AAAAAAAA
    strona z aaaaaa
    i tak do z
    ale by mi ułatwić jakąś czarną magię, rodzice robili mi plansze z pismem obrazkowym, tak najłatwiej zapamiętywałam kontekst :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach pamiętam błogie czasy czasu kaligrafowania A, B i innych H i G. Jakie one ładne były te literki. Te zawijaski, laseczki, brzuszki. Zeszyt w linie i długopis precyzyjnie ustawiony nad kartką. I wzrok utkwiony, i język wystawiony z lekka, bo przecież trzeba zrównoważyć - brzuszek z prawej, język na lewo. Ach co za błogie, błogie czasy. Chyba poświęcę trochę czasu na kaligrafię.

      Usuń
  16. Moja siostra odwala za syna lekcje i doszło już do tego,że młodzian wpada kiedyś do sypialni i krzyczy > mamaaa Ty śpisz a lekcje nieodrobione...
    Miłego dnia dla wszystkich Aga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. aga, no to już przegięcie na całej linii... :)
      co do pomagania w lekcjach u mnie. niestety im dalej w las, tym trudniejsze z tym zadanie. do szóstej klasy nie ingerowałam (chyba, że ze strony córki była wyraźna prośba) - radziła sobie ze szkołą sama bez większych problemów. potem przyszedł "durny wiek" dojrzewania, teraz jeszcze durniejszy gimnazjalny, a co za tym idzie OLEW na szkołę, jakby wyzbycie się wszelkich ambicji dotyczących wyników w nauce („mamo, dostateczny to bardzo dobra ocena, przestań się czepiać!”:/). w związku z tym łapię się na tym, ze zaczynam mocno (zbyt?) ingerować w jej naukę: "pamiętasz, w środę masz sprawdzian z angielskiego, pokaż zadania z matematyki, na pewno spakowałaś ćwiczenia, przynieś tę "zemstę", poczytamy razem". I co widzę? Widzę, że to powoduje: 1. straszny bunt przeciwko jakiemukolwiek wtrącaniu się do lekcji (sama umiem się nauczyć, to już gimnazjum nie podstawówka, nie jestem dzieckiem) 2. świadomość u niej, że to mamie bardziej zależy na dobrych ocenach, więc mama pamięta o ważnych rzeczach, więc ja nie muszę pamiętać, więc nie ponoszę odpowiedzialności.
      Nie wiem, mam poczucie coraz częściej, że chyba źle robię.
      z drugiej strony wydaje mi się, że gdy przestanę się wtrącać, ona przestanie uczyć się w ogóle i skończy się to źle. :/


      Usuń
    2. aga, mnie się kontrolka zaświeciła, gdy córka ostatnio krzyknęła do mnie z drugiego pokoju: "Mamo, czy ja mam jutro chemię?"

      Usuń
    3. Nita, daj jej zarobić kilka pał za brak zadania czy jakiejś książki, zeszytu... U mnie poskutkowało, a też zabrnęliśmy za daleko w tych sprawach.
      W tej chwili zajmuję się tylko przepytywanie - o ile delikwent ma ochotę na sprawdzenie wiadomości przed klasówką.

      Usuń
    4. Uff, ja na szczęście nie muszę ingerować w naukę moich córek.Starsza sobie radzi, ona to nawet pod koniec roku piątki na szóstki poprawiała!!!
      Młodsza jak sobie nie radzi to pyta starszej:)), a najmłodsza ma jeszcze trochę czasu. I tu się trochę obawiam, bo jak moja dwulatka pójdzie do szkoły, to starsze na studia wyfruną(jak ambicje pozostaną).

      Usuń
    5. moja mi wczoraj wpierała że się pisze "pszepisaci", na ostrym nerwie zażądałam ścieralnego długopisu
      -mamo ale gumka też daje radę
      -córko, czy znów go nie odłożyłaś na miejsce do piórnika i wciskasz mi ciemnotę
      -proszę (podaje z delikatną satysfakcją w oczach)
      -starłam, poprawiłam
      no czasem nie wyrabiam i poprawiam sama :P

      Usuń
    6. Ścieralny długopis wymiata! U nas to podstawa ;).

      Usuń
    7. :) super jest, to prawda
      ostatnio w ramach zptów domowych
      córka nauczyła się parzyć herbatę i kawę :)))
      i co ważne nie sępi mi cukru jak Miły ;)
      dziś wdrażam w życie odkurzanie całej chaty
      (w tym celu kupiłam worki do niekopiącego prądem odkurzacza-nie ma co zrażać na starcie)
      no i córa zażyczyła se, że chce usmażyć konfitury
      i zrobić grzybki w occie
      no więc, długi dzień się zapowiada :)

      Usuń
    8. Joanno Mróz ale dla Nity chyba nie było ważne jakie Ty masz CUDOWNE córki (swoją droga szczerze gratuluję) tylko prosiła o podpowiedź co poradzić w Jej sytuacji.
      Nito - ja robię tak samo i niestety też obawiam się ze gdzieś popełniam błąd :(. Może Salma ma rację - może powinnyśmy im pozwolić na konsekwencję braku chęci do nauki... Choć w tym cielęcym gimnazjalnym wieku nie wiem czy to podziała. Wszak zarobić pałę to nawet jest cool! :)

      Usuń
    9. Ano, Justa dokładnie... wiocha to jest przeczytać lekturę albo dostać 5 ze sprawdzianu...
      Ech... pewnie trzeba dążyć do doskonałego złotego środka... czyli - trzymać rękę na pulsie, ale nie przeginać, tak aby małolat ciągle czuł, że to na nim spoczywa odpowiedzialność... - tak, jak pisze Salma...
      Tyle, że istnieje prawdopodobieństwo, że zanim ja się tego nauczę, to moje dziewczę będzie koło 40tki ;)

      Usuń
    10. można wyłuszczyć historię undergroundu, podeprzeć ideologią subkultur i pokazać, że jak wszyscy jak te owce...z pałami (wychodzi mi matematyczny baran) to ty miej piątki i uwagi za np. pomalowane paznokcie, lub cool kolczyki :)

      Usuń
    11. A ja z przyjemnością przeczytałam jakie Joanna ma cudowne córki :). Ot, ludzka rzecz dumnym być :). To już pochwalić się nie można? :)

      Usuń
    12. http://www.demoty.pl/sezon-na-o-nie-zapomnialem-zadania-domowego-49703

      Usuń
    13. Ech Salmo - nie szukaj proszę dziury w całym. Joannie szczerze pogratulowałam, każda matka lubi się pochwalić pacholęciem - rzecz jasna i zrozumiała, mam tak samo. Po prostu trzeba wiedzieć KIEDY się pochwalić. Jak ktoś Ci powie że nie ma na chleb to Ty jemu że kawior na śniadanie mlaskając zajadasz?

      Usuń
  17. Myślę, że we wszystkim warto jednak wypośrodkować. Wiadomo, że w ramach programu szkolnego bardzo różne dzieci oceniane są "pod linijkę", wg określonych wymagań. A przecież są różne i mają bardzo różne umiejętności. Mam dwoje dzieci, jedno jest uzdolnione plastycznie, a drugie nie tylko nie jest, ale kompletnie nie ma pola do wyobraźni i nie cierpi prac plastycznych. Zachęcam ich, żeby sobie nawzajem pomagali. Starszy przyprowadzi czasem Młodszą ze szkoły, kiedy ja nie wyrabiam czasowo, a ona czasem pomoże mu w jakiej wyklejance, albo wycinance. Uczą się wzajemnego szacunku dla siebie. I tego, że są inni. Że każde w ramach swoich talentów i możliwości - może służyć pomocą drugiemu. W kataegorycznym wymaganiu absolutnej samodzielności (która czasem po prostu przekaracza umiejętności dziecka) - zwyczajnie nie widzę nic dobrego.
    To tyle w temacie.
    A czy sama pomagam? Zdarza się ... Sprawdzam, sugeruję porawki. Zdarzało się, że szalczki wykonane niechlujnie - ścierałam i kazałam zrobić porządnie. Rysunku za dziecko nigdy nie zrobiłam, ale jak był duży - pomagałam kolorować tło - bo to po prostu nudne.

    Pozdr. ciepło Chustko.

    OdpowiedzUsuń
  18. Jestem nauczycielką, wprawdzie niemieckiego, ale to też język obcy. Nigdy nie zadałam dzieciom kolorowanki, szanowałam ich czas wolny. lekcje do odrobienia muszą mieć jakiś sens merytoryczny.
    Prawdopodobnie w podręczniku metodycznym jest kolorowanie obrazka jako propozycja pracy domowej i myśleć nie trzeba nad innym pomysłem. Możliwe, że po starannym , własnoręcznym pokolorowaniu obrazków dziecinki mniej ochoczo pomażą podręcznik w gryzmoły.
    Fakt, że uczyłam dzieciaki od piątej klasy wzwyż, w drugiej klasie są inne priorytety.
    Buziaki Chustko serdeczne.

    OdpowiedzUsuń
  19. Witaj Chustko :)
    Ja mysle, ze Ty mozesz miec racje co do tej dziennikarki... Tez mi sie wydawalo, ze jej styl byl bliski zwyklym ludziom, a pewnie przez to bardziej przystepny dla wielu sluchaczy a przez to do nich takze lepiej trafiajacy. A wiec wcale nie taki zly jakby sie wydawalo :).
    Nie kazdy zna Twoj blog i nie kazdy jest w ogole przyzwyczajony do mowienia o ciezkich chorobach, o umieraniu...
    Oczywiscie inaczej slucha sie takiej rozmowy i ja odbiera znajac Twoj blog i...bedac Twoim wielkim fanem/fanka :). Moze w ogole niektorzy z nas tutaj sa na pewnych punktach jakos przewrazliwieni...?
    Chustko, sciskam i zycze dobrego dnia! :))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przedostatnie zdanie doskonale werbalizuje moje odczucia.

      Usuń
  20. Chustko, dobrego dnia kochana...
    U mnie podobnie jak u Ciebie. Jako, ze jesteśmy prawie rówieśniczkami, doskonale pamiętam ZPT. Rodzice nigdy nie pomagali mi w pracach domowych, ale nie miałam o to żalu. Jakoś trochę z pogardą traktowałam tych, za których rodzice wykonywali prace. Pamiętam, myślałam wtedy "przecież od razu widać, że to nie on/ona robiła. czy oni myślą, że nauczycielka jest głupia?" Różnie z tym bywało, czasem uczyciel faktycznie poddawał w wątpliwość samodzielnośc wykonania, czasami taka osoba dostawała 6, a mnie było zwyczajnie przykro, szczególnie, że sama nie byłam wybitnie uzdolniona manualnie i musiałam się zawsze sporo natrudzić, by zrobic coś w miarę do przyjęcia.
    Z ZPT najbardziej pamiętam MAKRAMY! Boże, co za szkaradztwo mi z tego wyszło! Te wszystkie węzły, plątania z tych smierdzących sznurków! Fu! Droga przez mękę. :) Gdy w końcu została oceniona, natychmiast wylądowała w śmietniku. :)

    OdpowiedzUsuń
  21. Moje obie studentki. Zdarzały im się niegdyś takie prace domowe, przy których miło było posiedzieć razem, np. drzewo genealogiczne. O to chodziło, żeby wspólnie pogmerać w przeszłości, może zadzwonić do dziadków z jednej i drugiej strony, pooglądać zdjęcia, potem jeszcze otwierały się historie do pogadania. Było się razem. Ale koncepcja i wykonanie oczywiście samodzielne.

    OdpowiedzUsuń
  22. Oj przestańcie z tym, ze rodzice Wam nie pomagali. Porownajcie sie teraz z tymi co rodzice im pomagali i podziekujcie Waszym:-D
    Mój syn ma 7 lat i jest mega samodzielny i lepiej mu w życiu niż jego kolegom.

    Chustko ! Pisze pierwszy raz ale czytam czytam:-)
    Podziwia Cię bardzo i czasami leżąc koło mojego 7 letniego syna próbuje wczuc sie w Twoja sytuacje i za każdym razem ciarki strach mnie przechodzą. Pełen SZACUN

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się cieszę, że pracowałam sama - byłam bardzo samodzielna :). A w ogóle w wieku 15 lat wyjechałam do szkoły z internatem, po roku mnie z internatu wyrzucili, zaczęłam mieszkać po stancjach, akademikach i ekspresem samodzielność mi się przydała :).

      Usuń
    2. Ja też nie narzekam. Podobno nie dawałam sobie pomagać. Zawsze sama wiedziałam lepiej.
      Moja córka (7l) umiejętność czytania już posiadła, więc odrabia lekcje sama. Niby dobrze, że taka samodzielna, niby się cieszę, ale ostatnio dorosły już syn znajomej wypomniał jej, że w czasach szkolnych było mu przykro, że z innymi rodzice siedzieli nad lekcjami, a on robił sam. I nie pomogły wyjaśnienia, że był zdolny i po prostu nie było takiej potrzeby. No właśnie, a więc pomagać czy nie?

      Usuń
  23. jak to co - mnogość obrazków ma na celu zajęcie wam obojgu czasu, a nie praktyczną naukę języka :( ... to jeden z wielu przykładów bylejakości funkcjonowania naszego systemu nauczania, a już zwłaszcza w zakresie języków obcych.

    osobiście znam kilka przypadków osób które w szkole i na świadectwie, z języka obcego rzecz jasna, miały oceny 5 i 6, ale kiedy przyszło co do czego to nie umiały się się porozumieć, bo myślały nad gramatyką i odmianą, a osoby, z mierną znajomością, bazując na pojedynczych słówkach i języku uniwersalnym - migowym już dawno kończyły pałaszować zamówione specjały, czy zadowalać się innymi atrakcjami :)

    (demirja.blog.pl)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja osobiście znam kilka osób które wyjechały na Wyspy i po dwóch latach potrafią dogadać się ale takim brzydkim językiem że mnie uszy puchły. Niby najważniejsze to dogadać się, a potem wszyscy się śmieją z "oddawaj fartucha". Jeśli ma się dobre podstawy, można potem podszkolić konwersacje, odwrotnie jest już ciężko.

      Usuń
    2. nie pisalam o osobach które siedza za granica :) pisalam o jednorazowym wyjezdzie :) oraz o wizycie obcokrajowców na naszej ziemi

      jednak, co by nie było tutaj napisane, i tak twierdze, i twierdzic bede, ze w szkolach jest za malo konwersacji! a trzepanie hurtowe zadan gramatycznych w zeszyciku to za malo do nauki jezyka :p, pozniej, jesli chcesz napisac prawde w CV to najwlasciwiej jest napisac - BIERNA znajomość języka: bardzo dobra, CZYNNA: brak praktyki ...

      Usuń
  24. Obrazki do kolorowania mają umilić rodzicom odrabianie lekcji z dzieckiem :) a poważnie, pomagają rozwijać sprawność manualną dziecka i koordynację wzrokowo-ruchową. To taka uwaga belferska :)) Pozdrawiam kochana Chusteczko i nieodmiennie kibicuję :))

    OdpowiedzUsuń
  25. Rozmowa którą przeprowadziła Pani Agata Kowalska bardzo mi się podobała. Była delikatna, szanowała Twoją prywatność. Jedyne co rzuciło mi się w uszy:), to jej, jakby niekontrolowany chichot co jakiś czas.Zrzucam to jednak na stres, bo rozmowa była o mega trudnych sprawach.
    Czy pomagać dziecku w odrabianiu lekcji? Ja towarzyszę i czasami pomagam. Dobrze mi z tym.
    Uściski Joannko:))))

    OdpowiedzUsuń
  26. Fajnie Cię czytać:)
    Ja skrytykowałam dziennikarkę - więc może odpowiem:
    1. Przekręcanie nazwiska - pominę, choć dla mnie to żenada, nie niezręczność. Niezręczność to przekręcenie nazwiska po jakimś czasie od spotkania,, itp. w tych okolicznościach przyrody - pani powinna mieć to nazwisko na kartce, dużymi literami, obok artykułu, który był podstawą wywiadu. I nie przekręcać jednak.
    2. Jak u wielu dziennikarzy - ilość wypowiadanych mmmmm.... yyyyy.. eeeeeeee... - woła o pomstę do nieba. Jest w końcu, teoretycznie, zawodowcem - nie powinna tego robić wcale. Podejrzewam, że ani Ty, ani Niemąż - w tej dziedzinie profesjonalistami nie jesteście a jednak udało Wam się nie yyyyczeć i nie mmmmmmyczeć:) Można? Można:)
    3. Irytowała mnie jej maniera mówienia o raku jak o chorobie "innych ludzi" - to znaczy: "każdy z nas zna kogoś dotkniętego tą choroba a jesli nie zna to może pozna" Otóż dla mnie, istotą tematu jest to, że istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że każdego z nas ta choroba dopadnie osobiście. Ja, patrząc po swoich znajomych, po znajomych swoich rodziców - mam nieodparte wrażenie wręcz, że nie jest to kwestią "czy zachoruję" tylko "kiedy i jakiego". Brakuje mi tej świadomości, jak powszechna to jest choroba. Irytuje mnie takie nastawienie, powodujące potem tak często pojawiające się pytanie "dlaczego ja". I w postawie, sposobie prowadzenia wywiadu właśnie takie nastawienie, zwłaszcza w początkowej części (bo dość szybko napisałam komentarz) - widziałam wyraźnie. Niby jest choroba powszechna, - ale ani razu nie padł przekaz, że każdy z nas, z dużą doza prawdopodobieństwa, może na nią zachorować. Było tylko "każdy zna kogoś" itp. To mnie niezmiernie zirytowało.
    Druga część wywiadu trochę lepsza:)
    A Wy byliście wspaniali.. jak Ty to robisz, że jak mówisz, to słychać, jak się uśmiechasz*? :)

    --
    * - uśmiechasz. takim łagodnym, dobrym uśmiechem, nie mylić z chichotem, nerwowym śmieszkiem, złośliwym uśmieszkiem czy czymkolwiek innym!;-)

    OdpowiedzUsuń
  27. nikt mi nie pomagała, a jak przyjeżdżała moja babcia - nauczycielka - to musiałam całe zeszyty przepisywać, takie miałam okropne.

    Chustko, można gdzieś usłyszeć to, co było w TOK FM?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. można: http://www.tok.fm/TOKFM/0,89191.html
      na liście "Rozmaitości" odszukaj audycję "Tok Tok na wysokich obcasach - Żeby Janek kochał życie..." -
      może nie być na pierwszej stronie

      Usuń
    2. link do audycji jest na blogu - podstrona Chustka celebrytka.

      Usuń
    3. dziękuję :) idę słuchać

      Usuń
  28. Nikt mi nawet prac domowych nie sprawdzał, ale zdarzało się, że rano przypominałam sobie, ze trzeba było deseczkę w wbitym gwoździem przynieść i wtedy mama latała i wbijała :)
    Sama sprawdzam zeszyty, a Młody i tak ciągle o czymś zapomina. Uważam jednak, że powinien sam ponosić konsekwencje swoich zaniedbań. Jeśli pięć razy proszę, by sprawdził, czy na pewno nie jest nic zadane, on twierdzi że nie, bo mu się dokładnie sprawdzić nie chce, a jednak jest jakaś praca domowa, niech dostaje minusy - może to go czegoś nauczy. Nie zawsze będę mogła nad nim stać.

    OdpowiedzUsuń
  29. odsłuchałam rozmowę w Tok FM przed chwilą i podobała mi się, jasne, że przekręcanie nazwiska gościa zgrzyta w takich sytuacjach, ale poza tym było moim zdaniem nieźle. oczywiście głównie na to zapracowałaś Ty i mąż-Niemąż, może dlatego, że głównie na Waszych słowach byłam skupiona, umnęlo mi to, co inni krytykowali u pani dziennikarki, ale gdyby byla rażąco nieprofesjonalna, na pewno bym to zauważyła. jak już kiedyś pisałam (po innym wywiadzie radiowym): masz bardzo przyjemny tembr głosu, no, radiowy głos po prostu.

    OdpowiedzUsuń
  30. umknęło mialo być, ofkors...
    co do lekcji: w matmie, chemii i fizyce pomagał mi tato. jak również robił mi karmniki. inne rzeczy robiłam sama (pozostałe lekcje oraz pozostałe zadania typu wyszywanki, dzierganki, wylepianki, etc.)

    OdpowiedzUsuń
  31. I znowu zgadzam się z Tobą Joasiu. Słuchając wywiadu odnosiłam wrażenie że dziennikarka jest dość profesjonalna, bowiem właśnie zadaje proste pytania, by osoby zupełnie nie zaznajomione z problemem mogły czuć go od podstaw i zdecydowanie to było moje odczucie. Sama znam problem chorowania od podszewki i prowadzenie wywiadu podobało mi się bo było bez niedomówień, bez tajemnic, a pytania były bardzo rzeczowe. Co do pomagania dzieciom: to jak najbardziej jestem za byleby nie przekroczyło to granic robienia czegoś za dziecko. Napisałam pod postem Zorki, żę dawno temu robiłam z synem zielnik.Ja sama byłam dzieckiem o które nikt w zakresie odrabiania lekcji nie troszczył się zbytnio i do dzisiaj wspominam to z żalem. Mając swoje wspomnienia z lat szkolnych starałam się pomagać swoim dzieciom i uważałam to za jedne z cudownych chwil w których spędzaliśmy razem ich dorastanie. W ogóle dorastanie moich już dorosłych dzieciaków wspominam jako jeden z cudów mojego życia i jako jedne z najpiękniejszych chwil a nie miałam do pomocy żadnej babci. Wychowywałam dzieciaki, byłam zadbana, uśmiechnięta i bardzo zmęczona ale szczęśliwa. Cudownie było patrzeć jak moje dzieci dorastają i moje wszelkie starania dają oczekiwane owoce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. AnnoElżbieto, piękny post. Wzruszyłam się czytając część o towarzyszeniu dzieciom w dorastaniu.

      Usuń
    2. :) Dziękuję.

      Usuń
  32. Cieszę się, że nie masz takiego 'wzoraca do kontynuowania', to zapewne Cię jakoś ukształtowało na świadomą mamę. Również według mnie wyręczanie nie ma sensu, chodzi przecież o wsparcie i zainteresowanie. Prace domowe nie mają sensu, oceny również, przynajmniej we wczesnym stadium nauczania. Córka ma rowija się jak burza, każdy bazgroł jest jej i cieszy mnie ogromnie, że jej się chce. A jak jej się nie chce, też dobrze. Nie wiem co będzie w przyszłości, ale mam nadzieję, że nie będzie mnie prosić o pomoc w pracach domowych. Zainteresowanie i wsparcie już ma i niech tak zostanie. A system oświaty to trochę inna spraca acz bardzo związana. Przyglądam się uważnie i trzymam rękę na pulsie. I myślę sobie, że DOM to podstawa! Bardzo ciepłe pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń
  33. Mi rodzice pomagali. Ja nie pomagam, bo moja córka nie chce. Woli sama ;) I dobrze, bo jest dosć staranna w przeciwieństwie do mnie.

    A z tym kolorowaniem obrazków to może jest tak jak z mandalą? Że ja sie czlowiek orysuje małych elementów, to sie wycisza i wyluzowuje. I może jeszcze zaczną mu się mantrować te angielskie wyrazy... ;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Odnośnie pani dziennikarki: oczekiwałabym od prowadzącej, że w miarę możliwości odsunie od siebie swoje emocje na tyle, aby w miarę obiektywnie przedstawiać dany problem, bez ujawniania swoich wewnętrznych lęków.
    Tekst typu (z pamięci przytaczam): "Co to jest leczenie paliatywne? Część naszych słuchaczy pewnie na szczęście nie wie". Z lekka mnie zmroziło to "na szczęście". Ja wiem, że temat leczenia paliatywnego nie jest łatwy i przyjemny, ale dla mnie jest to niepotrzebna emanacja własnych lęków dziennikarza, nikomu tym nie pomaga - ani obecnym chorym, ani osobom, które być może kiedyś zachorują (lub nie). I parę tego typu kwiatków było...
    Nie wiem jaka była konwencja, ale dla mnie jej pytania miały taki wydźwięk sensacyjno-histeryczny.

    OdpowiedzUsuń
  35. Mnie tez nie pomagali... Pamiętam zadanie pt. kominek ze sklejki z żaróweczką na ZPTach w podstawówce.
    Moje samodzielne dzieło było ocenione na naciąganą 4, niesamodzielne prace moich kolegów i koleżanek zebrały tłuste 5, pomimo oczywistej niesamodzielnej pracy.
    A tam... było minęło...
    Teraz sama mam dziecko i przyjmuję założenie, że nie będę robić za niego, mogę pomóc, naprowadzić, na pewno zaangażować się i cieszyć z sukcesów, pocieszać po porażkach, ale wolałabym, żeby pracował samodzielnie. Liczy się zaangażowanie. No i zakładam jeszcze, że nie musi mieć samych piątek. Chciałabym, żeby lubił szkołę i chętnie uczył się.
    Tyle w kwestii założeń, życie pewnie zweryfikuje co nieco :)
    Masz Joasiu super relację z synem, a on jest świetnym małym, mądrym człowiekiem, dzięki Tobie

    OdpowiedzUsuń
  36. uwielbiam Cię czytać i słuchać. Miłego dnia :**

    OdpowiedzUsuń
  37. cel? Złudne poczucie, że się duuuuużo porobiło.

    OdpowiedzUsuń
  38. Pamiętam ZETPETY :D
    Dzierganie szaliczków ( w efekcie i tak MAMUSIA wydziergała mi śliczny czerwony szaliczek :D; hue hue), karmiki, nauka racjonalnego odżywiania ( np. norma- 1/2 jajka dziennie:D i śmiech na sali) dużo zbędnej teorii, było MIŁO ;-)
    Jestem za wspieraniem dziecka w sprawach typowo manualnych,
    na tym etapie dziecko ma prawo tego nie ogarnąć;]
    Też zadziwia mnie program angielskiego w szkole...
    PEŁNO NAKLEJEK, KOLOROWANEK- opcji "WYTNIJ", "WKLEJ",
    zero SPELLING'u, mało pisania, czytania... DUŻO SŁUCHANIA,
    przy czym pioseneczki są mocno ŻENUJĄCE ( brak wyraźnej linii melodycznej, szybkie tempa -nie do ogarnięcia; infantylne teksty), metoda TPR jest OK, ale w takim tempie ciężko o dobry FUN :-) Cóż, takie uroki szkoły.

    Pozdrawiam chrumkając ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  39. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  40. Też źle odebrałam dziennikarkę,jak jakaś nowicjuszkę,która nie potrafi rozmawiać i zadawać pytań.


    Najgorsze w tym wszystkim jest to,że ocena jest wymierna do wyglądu danej pracy,czyli ładna praca zrobiona przez rodziców-6, mozolnie wykonana samodzielna praca dziecka ,niekoniecznie wzorcowa i cudna- ocena niska.


    Dobrego dnia Chustko!

    OdpowiedzUsuń
  41. Ależ dziś pięknie za oknem!Pozdrawiam ciepło.
    Jestem wredna matka i nie pomagam córce (7 lat) w odrabianiu lekcji. Być może wynika to z faktu, że jestem nauczycielką i czasami krew mnie zalewa, gdy dostaję do sprawdzenia prace napisane przez rodziców. To naprawdę widać. Zazwyczaj nie oceniam. Poza tym dzieciaki są bardzo wyczulone na niesprawiedliwość i jest im naprawdę przykro, że ktoś dostał z plastyki czy techniki 6 za pracę mamy, a on się namęczył i tylko 4.
    Przyznaję jednak, że wczoraj prawie zmiękłam. Młoda (pierwszoklasistka) prawie 3 godziny odrabiała lekcje. "Mamo, to przecież dopiero 1 klasa. Co będzie dalej?" - załkała z przerażeniem. Cóż - większość maluchów teraz nie czyta i nie pisze, stąd te kolorowanki, szlaczki, naklejki. Kolejna udana reforma szkolnictwa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda. Przychodzi się jako "obcy" nauczyciel do klasy, która oprócz anglika ma tylko nauczanie zintegrowane z jedną panią i z przerażeniem odkrywa, że dzieci dni tygodnia nie znają. Kolorowanka to czasem jedyne, co będą w stanie zrobić samodzielnie... Ja na szczęście już nie uczę, bo krew mnie zalewała.

      Usuń
    2. Be był chory przez tydzień. Przeżyliśmy weekendowy koszmar ślęcząc nad ćwiczeniami do odrobienia... Z pieciu ledwie dni.

      Usuń
    3. A bo to się inaczej robi! My podjeżdżamy po lekcje w połowie tygodnia i drugi raz jak już kończy chorobę - dzielimy odrabianie zaległości na dwa etapy, lżej jest :).

      Usuń
    4. Be się nadawał tylko do grania na konsoli w połowie tygodnia. Wiesz jak jest.;)))

      Usuń
  42. Chciałam Ci podziękować za Twój blog. Bywają spotkania, które są ważne na całe życie.

    OdpowiedzUsuń
  43. Pamiętam ocenę za rysunek wykonany razem z tatą:
    Tata 5
    Ania 2


    :)

    OdpowiedzUsuń
  44. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  45. Mam zastrzeżenia tylko do przekręcania nazwiska, resztę zrzucam na stres.
    Nie będę oryginalna i stwierdzam to, co wielu, masz piękny głos, przyjemnie Cię słuchać.

    Odnośnie pomagania dzieciom w pracach domowych.
    Pamiętam epizod, który bardzo zapadł mi w pamięci.

    Robiłam pracę, a był to rysunek.
    Zmarnowałam cały blok, zarwałam dwie noce, dostałam 4, a koleżanka, za pracę taty 5.
    Bardzo to przeżyłam, mimo, że to była to moja przyjaciółka, miałam do Niej duży żal.
    Cóż, ja nawet nie prosiłam rodziców o pomoc, bo i tak bym jej nie otrzymała.
    Tata był prokuratorem, i wstyd powiedzieć, ale musiało być wszystko tak, jak On chciał.
    Wykonywanie prac przez rodziców dla Niego byłoby oszustwem.





    OdpowiedzUsuń
  46. Jako osoba mająca co nieco wspólnego ze słowem pisanym (w przeszłości), lubiąca wszelkie formy komunikacji i kształcąca się na gadułę - uważam, że 95% komentujących lepiej by sobie poradziło z tym wywiadem, niż pani dziennikarka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz Natalio rację...
      pozdrawiam Cię Joanno

      Usuń
    2. Ja rowniez tak uwazam. Byla jakos tak slabo przygotowana:(
      Za duzo o niej samej bylo
      Moze wyciagnie z tego wnioski na przyszlosc?

      Usuń
    3. wiadomo, przecież wszyscy tu, jak jeden mąż, są ekspertami w każdej dziedzinie, co tam jakiś wywiad, banalne :))

      Usuń
    4. Ekspertem bym się nie nazwała, ale każdy kto choć troszkę lubi specyficzne medium jakim jest radio, potrafi rozróżnić dobry wywiad od spapranego.

      Usuń
  47. No i taki ten dzień październikowy dzisiaj....z deszczem całą noc i teraz --- luubię

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. a w Trójmieście wiosna!
      w warzywniakach nawet lato- jak zobaczyłam truskawki i maliny 8-)

      Usuń
  48. Dziękuję za artykuł w WYSOKICH OBCASACH...dołączyłam dziś do grona czytaczy Twojego bloga/zawsze unikałam blogów i komentarzy/,ale coś mnie na tę stronę przyciąga....
    no i takim to sposobem jestem tutaj.Myślę o Twoim mówieniu WPROST o życiu ,chorobie,śmierci,synu...to jest we mnie .
    wracałam 3 razy do tego wywiadu.Dziękuję,że piszesz,że mogłam Cię poznać.
    Myślę też ,że inaczej spoglądam na chwile z moimi dziećmi/Ewa 14lat,Jacek 16lat
    Witaj,jestem myślami z Tobą...

    OdpowiedzUsuń
  49. muszę w końcu zorganizować głośniczki, żeby posłuchać

    Mi też nie pomagano i swemu synu też nie pomagałam, nawet wczoraj...

    kolega z klasy syna na lekcji wyciągnął kanapkę i pani zwróciła mu uwagę, ze jeśli już to powinien zapewnić posiłek całej klasie, więc młodzież wymyśliła że zorganizują kanapki dla całej klasy; "mamo, ile możesz zrobić?", ja na to że nic, bo czasu brak i lodówka daje głównie światło.
    Wiec dziś się zorganizowali, kupili chleb, tani ser i keczup i zrobili te kanapki:) Panią to ubawiło, mnie też :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo dzieci sa z gruntu kreatywne, dowcipne, odwazne tylko czasem rodzice je psuja ;)

      Usuń
    2. p.s precyjniej bedzie, jak napisze dorosli, moze tak:)

      Usuń
    3. a że to była matematyka- jedli kanapki z keczupem i rozwiązywali zadania na tablicy, nauczycielka pyta "dobrze, czego tu brakuje?" - odpowiedź z klasy "masła!" :D

      Usuń
    4. Czepliwy nauczyciel powie :
      -Kto powiedzial masla??? Siadaj jedynka, jutro matka do szkoly, migiem!


      Normalny nauczyciel:
      -Swietnie, to moze obliczmy predkosc spadania masla z kanapki na podloge, zakaladajac ze masa kanapki wynosi x :))

      Usuń
    5. oblicz różnicę prędkości spadania samego masła i masła z kanapką i keczupem. Wartość energetyczna podana na opakowaniu. ;)

      Usuń
    6. Jezeli do posmarowania 1cm kwadratowego zuzywa sie1,75g masla to ile trzeba kupic masla do posmarowania chleba dla calej klasy?

      Usuń
    7. zakładając, że dziewczynki się odchudzają.
      :)

      Usuń
    8. I jeszcze można pokusić się o odpowiedź na odwiecznie nurtującą zagadkę : czemu kanapka spada zawsze posmarowanym na dół? Tu jak nic przydałby się jakiś eksperyment. Chociaż ... jednak szkoda kanapek.

      Usuń
    9. wychodzi mi że masło ma większą prędkość i ciągnie kanapkę za sobą ;p

      Usuń
    10. no i tu sie burzy moj scisly umysl...;)

      Usuń
    11. a mnie burzy moją teorię kanapka szkolna, dwie kromki z zawartością masła w środku? spadnie na sztorc? ;)

      Usuń
    12. :D
      Proponuje eksperyment zrobic
      Zeby nie bylo zal zuzyc niezuzyta kanapke

      Usuń
    13. już wiem
      kanapka szkolna pozostanie w plecaku nawet kilka tygodni, albo po prostu nie zdąży spaść :)
      więc masło dołem!

      Usuń
    14. A moze posmarowac magraryna :P

      Usuń
    15. dobra, resztki chleba Młody przyniósł do domu mego. Czemu mnie ?? posmaruję kromę jedną masłem, drugą, hmm, mam masmix- nada się? będę rzucać ze stoperem ;p

      Usuń
    16. stoper wylądował pierwszy ;p


      a tak serio, to nigdy bym nie wyrzuciła zdatnego chleba. Mama i Babcia mnie uczyły- nie można. Czasem chleb mi wyschnie, bo ja staram się nie jadać, to znalazłam sposób- namoczyć wodą-> na kanapki się średnio nadaje, ale na grzanki jak najbardziej. Tak już mam.

      "Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba

      Podnoszą z ziemi przez uszanowanie

      Dla darów Nieba....

      Tęskno mi, Panie..."

      C.K.Norwid

      Usuń
    17. Kocham Norwida!
      Chleba nienawidze wyrzucac. Poniewaz spozycie w naszym domu w ciagu tygodnia jest niewielkie, to chleb krojony wkladam do zamrazarki i wyjmujemy po kromce.

      Usuń
    18. ja też, dlatego się zdemotywowałam na dodatkowy chleb tuż przed rozmrażaniem zamrażarki :) ponadto syn uważa nas za rodzinkę ubogą i od dziadków co rusz przywozi mi płody rolne: a to siatkę pomidorów i ogórków, w niedzielę z 10 kg jabłek i gruszek 8) mam iść to sprzedawać? przeca nie będę tego przerabiać ;D daliby Młodemu trochę kasy na wachę, to nie!- mamusia pewnie zaoszczędzi na pomidorach, ech... ;)

      Usuń
    19. z kilu jabłek, kilu dokupionych śliwek i jednej nektarynki ugotowałam kompot- Mlodemu zasmakował i poprosił o jeszcze; jutro go nauczę, jak się wydłubuje jabłka ;) spóźnione ZPT

      Usuń
    20. kil to część statku, jachtu- nie dotyczy śliwek :)
      i odradzam wieszanie prania po ciemku :)

      Usuń
  50. Oprócz języka, który zawierał dużo niepotrzebnych subiektywnych wcinek (tak, co mnie obchodzi, jak Pani dziennikarka coś odczuwa, a mówiła o tym bardzo często), miałam przez moment wrażenie, że ten wywiad jest o niej, czyli p. dziennikarce, zdecydowanie za dużo mówiła, może jej nikt nie powiedział, że ona ma tylko zagajać, a mówić mają goście? goście, którzy do studia dotarli nie bez trudu, i na których to zdania czekają słuchacze :)

    ściskam Chustko droga nasza. radość z jesieni zawdzięczam Ci dosłownie. zawsze mnie wk.. ta plucha i te liście opadające, i ten wiatr dojmujący. A tu taka zmiana, dzikie wino czerwone i zapach grzybów w lesie (chociaż grzybów ani widu...), no i ten śmiech dziecięcy, jak się biega po kałużach, on mi dźwięczy w uszach cały czas. muszę chyba zacząć te obrazy sobie spisywać gdzieś. dziękuję raz jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że pani redaktor chciała "zaszczebiotać" swoje zdenerwowanie niełatwym tematem.

      Zresztą, słuchajcie, nie chcę wyjść na wazeliniarę jakąś (za późno, wiem), ale przy Asi każda z nas by brzmiała słabo. Nie dość, że ma głos głęboki a dźwięczny, to jeszcze mówi rzeczy głębokie i ważne. W ogóle nie porusza strun niepotrzebnych, co jest wielką sztuką i wymaga rzadkiej w wieku Chustki młodym życiowej mądrości. Trudno jej od przypadkowych redaktorek rowerowych wymagać.

      Usuń
  51. Rodzice mi nie pomagali, sama też na ogół nie pomagam. Co do ZPT-ów to pamiętam jak dziś akcję "karmnik" - rodzice nie, ale dziadek koleżanki, który był stolarzem to i owszem:) Piękne te karmniki miałyśmy, ach:D

    OdpowiedzUsuń
  52. Dobrze, że ten wywiad się odbył, mówiliście z Niemężem bardzo mądrze o bardzo ważnych sprawach i cieszę się, że prowadząca audycję nie wywarła na Tobie złego wrażenia.
    Myślę sobie jednak, że my, jako czytelnicy bloga (i z góry przepraszam, że wypowiadam się w imieniu grupy) zobaczyliśmy sprawę z wywiadem inaczej, bo Cię tu trochę znamy, stałaś się nam bliska, siedzisz nam w głowach i trochę się tu nad Tobą trzęsiemy. Nie dziw się więc, że cholera nas bierze, jak już od początku wywiadu słyszymy, że pani dziennikarce nie chce się nawet prawidłowo przeczytać Twojego nazwiska, a zamiast zadawania konkretnych, krótkich pytań gada nie wiadomo o czym zabierając czas, który mogła oddać Wam. My się cieszymy jak masz siłę i ochotę, żeby wziąć komputer i coś tu napisać, a ona, mimo że zrobiłaś dla wywiadu z nią ładnych parę kilometrów nie zadała sobie nawet trudu, żeby się ciut lepiej przygotować. Jak się tu nie zdenerwować? Ja uważam, że należy się cieszyć, że żaden Twój czytelnik nie pobiegł do Toku i pani dziennikarce nie nawrzucał. Przyznam, że przez krótki moment miałam na to ochotę, a niespotykanie spokojny człowiek ze mnie ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobrze gadasz:) Podpisuję sie pod Twoimi słowami wszystkim, czym mogę:)

      Usuń
  53. czemuś karmnik Chustki przypomniał mi Adama Słodowego.

    bierzemy deseczkę, może to być zwykła sklejka, obrysowujemy kształt, bierzemy piłkę i nacinamy
    (następnie pan Adam chował sklejkę i wyciągał doskonale przycięty kształt)

    następnie robimy otworki (wyciąga kolejny kształt z otworkami)

    potrzebujemy teraz drucik (demonstruje prosty drut i go chowa... jak myślicie co wyciąga? drucik w kształcie skomplikowanej spiralki|! :)

    ostatni etap- mamy już wszystko gotowe, wystarczy drucik włożyć tu, zaczepić tam

    i pan Adam wyciąga spod biurka mini wyrzutnię mini rakiet, o których porozmawia w następnym odcinku :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kultowa seria ;)
      A do nas sikorki zaglądały rano, chyba przydałby się karmnik. I słoninka.

      Usuń
    2. proszz

      http://www.youtube.com/watch?v=A7KKs3YDGQM&feature=relmfu

      są 3 odcinki, można wybierać :)

      Usuń
    3. 2 odc http://www.youtube.com/watch?v=dMO9xGVOahk&feature=relmfu

      3 odc http://www.youtube.com/watch?v=ZY7uXxQiVfM&feature=relmfu

      :D nie mam dźwięku, ale wydaje mi się to proste jak drut :)

      Usuń
    4. Ach :D pięknie dziękuję :D

      Usuń
  54. A ja mam starsze siostry (6 lat), a że jedna z nich jest całkiem uzdolniona plastycznie i w dodatku robiąca na drutach- to w niektórych rzeczach , w których sobie nie radze do dzis-jak rysunki ale takie np. na biologie (komorki, jakies mitochondria i i inne takie, opaska na drutach (zrobiłam ze 3 rządki i potem trafił mnie szlag bo cierpliwa to ja nie jestem ,a jej zajelo z 15 minut)Ale juz rysunki na plastykę robiłam zawsze sama-zresztą z reguły robiło sie je na lekcjach.

    OdpowiedzUsuń
  55. ja w liceum miałam na zp : haft angielski, richelieu, krzyżykowy, wyszywanie, cerowanie itd.
    wszystko za mnie niestety musiała zrobić Babcia.
    Jak się Babcia zbuntowała to płaciłam koleżankom.
    Ja po prostu tego nie ogarniam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwszą pałę w życiu dostałam za szalik robiony na drutach. Pani nie wzięła pod uwagę tego, że jestem leworęczna. Przez dwie godziny lekcyjne kombinowałam jak poodwracać te wszystkie manewry. I z dumą podałam do oceny drut z jednym rządkiem.

      Usuń
    2. o, a ja to lubiłam, choć nie miałam tego w szkole :)
      kiedyś miałam cierpliwość i czas do takich dupereli:)
      ale ja mam "zdolności manualne" i robiłam kiedyś całe swetry na drutach. swetry były nowoczesne, bo robiłam prostokąty różnej długości i je potem komponowałam :D ale umiem rysować!

      Usuń
    3. W czasach liceum szyłam spodnie, dziergałam kolorowe moherowe swetry. Trochę z konieczności, bo wybór w sklepach był słaby. Obecnie obie czynności w zaniku. Do maszyny siadam wyłącznie w celach przeróbkowych, o swetrach dawno zapomniałam - brak czasu, a i w sklepach częściej udaje się coś znaleźć .

      Usuń
    4. ach, te czasy, kiedy się pożyczało "burdy" ;) i kalkowało przez zdobyczne kalki:) materiały się wygrzebywało w szafie Mamy, która chomikowała wszystko, co się udało zdobyć za komuny :)

      Usuń
    5. Ja wlasnie niedawno w ramach gruntownych porzadkow wyrzucalam resztki takich zdobycznych burd, ech...

      Usuń
    6. dziś metr materiału kosztuje niemalże więcej, niż spodnie ;) nie opłaca się szyć, tak samo robienie na drutach- wełny, włóczki i inne mohery są w cenie :) Trochę żal, który rekompensuje mi brak czasu ;)

      Usuń
  56. Uważam, że dziennikarka była beznadziejna i zdania nie zmienię.
    Podczas słuchania audycji warczałam przez zaciśnięte zęby: wstyd, wstyd, wstyd!
    Joasiu, miło było znowu usłyszeć Twój głos.

    OdpowiedzUsuń
  57. Dopiero teraz posłuchałam audycji - Asiu, masz cudownie ciepły głos :)

    OdpowiedzUsuń
  58. Ja też krytykowałam dziennikarkę, osobiście zmroził mnie zwrot "pojemnik na mocz"! Kompletny brak klasy, taki naturalizm w języku jest stosowny wyłącznie w gabinecie lekarskim a nie w audycji radiowej czy telewizyjnej. W ogóle do dobrego tonu nie należy w towarzystwie rozmawiać o czynnościach fizjologicznych a już tym bardziej patofizjologicznych.
    Sama audycja całkiem przyjemna w odbiorze, nawet z wesołymi akcentami. I to jest prawdziwa klasa , Pani Chustki i Niemęża, a propos : zaskoczył mnie bardzo Jego stary i zmęczony głos, prawie daje sie słyszeć w tym głosie jak chciałby zatrzymać zegar...

    Natomiast Pani Ania z hospicjum dadaizuje. A da da da da, a be be be be. Proponuję zadać jej pytanie: a dlaczego mózg starca nie pamięta tego co było przed 2 godzinami? Narządy podlegają cyklowi życia. Rozwój, rozkwit i schyłek, ot i cała filozofia. Jedyne pocieszenie jest takie że nie znamy natury wszechświata do końca, są w nim obszary których nie da się opisać za pomocą znanych nam praw fizyki, a nawet gdzieś czytałam że opisujemy Wszechświat jedynie za pomocą 10% znanej nam materii, reszta materii która go buduje jest poza zasięgiem naszego umysłu.
    I to jest wręcz boskie! Niczym boskie Buenos Aires!

    -)

    OdpowiedzUsuń
  59. I jeszcze chciałam dodać że Pani Zazie łypie ze zdjęcia niczym Wiedzmin jakiś , który potrafi pognac miotłą w kąt jakieś niemoty umysłowe. Jej blog jest kretyński jakiś kompletnie , ale jak przemówi mową ludzką to SALUT !
    Podoba mi się ta babka co ma Kraków za prowincję -)

    OdpowiedzUsuń
  60. Haha, nawet można całkiem śmiało powiedzieć że blog Pani Zazie jest kompletnie wyjechany w pizdu -))))) ale umie baba pozamiatać, oj umie !

    Jeszcze raz SALUT !

    OdpowiedzUsuń
  61. dziennikarka, jak się okazuje moja imienniczka, przez całą rozmowę robiła coś niesamowicie irytującego.. mówiła, jakby urwała się z choinki, ojej rak, ojej hospicjum jak to brzmi, ojej opieka paliatywna, ojej a ja to tak czuję i tak sobie wyobrażam, ojej.. a tak bardzo mnie to nie dotyczy. jak dziewczynka, która zobaczyła właśnie egzotycznego zwierzaczka z dużymi oczami, nie wie co to, boi się go dotknąć, ale stara się być miła. infantylne to było i nieprofesjonalne bardzo.
    masz w sobie Chustko dobroć i cierpliwość, ale sama niedawno byłam świadkiem podobnego wywiadu przeprowadzonego z niepełnosprawnym alpinistą.. po serii idiotycznych pytań dotyczących jego choroby był zmęczony i zirytowany. brakuje nam jako społeczeństwu chyba, racjonalnego podejścia do trudnych kwestii.
    oraz podobnie jak już ktoś z Czytaczy wcześniej, miałam wrażenie, że pani dziennikarka nie zrozumiała tego, co mówiłaś w Wysokich obcasach na temat opowiadania Janowi o chorobie, odchodzeniu.. a już na pewno nie zadała sobie trudu, by jakoś dogłębniej poznać Twojego bloga.

    OdpowiedzUsuń
  62. Z tym kolorowaniem to jakieś wariactwo... Ciągnie się aż do trzeciej klasy.. Zupełnie tego nie rozumiem, gdzie tu sens. A może przez kolorowanie dzieci łatwiej przyswajają wiedzę? Hmmm...
    A ZPT pamiętam, a jakże:-) Wtedy nauczyłam się robić na szydełku i na drutach.

    Dobrej nocy Chustko, i dobrego dnia jutro:-) i kolejnych dni .
    Uściski

    OdpowiedzUsuń
  63. Tak sobie czytam to wszystko o tym wywiadzie,a ponieważ niestety nie miałam czasu go wysłuchać a jestem tutaj kilka razy dziennie, po waszych wypowiedziach doszłam do wniosku, ze ta Pani zupełnie nie utożsamia się z tym, że taka diagnoza może jutro spotkać każdego z nas. I trzeba sobie niestety zdawać z tego sprawę!!!Że ja też mogę zachorować!!!Moja matula 25 lat przepracowała na intensywnej. Nauczyła mnie ważnej rzeczy.Że życie i śmierć mają jednakowe prawa niestety i każdy i ta Pani tez powinni o tym pamiętać!!Sorki za długie zdania

    OdpowiedzUsuń
  64. cześć Joasiu, pamiętam ZPT (!) - najbardziej uwielbiałam zajęcia pt. robimy kanapki! :))))
    pamiętam też to, że od zawsze musiałam radzić sobie sama, mama harowała po kilkanaście godzin w fabryce, tato wiecznie w delegacjach, z których przywoził mi bajki i pomarańcze, nie zamieniłabym jednak tych czasów, chwil i wspomnień na żadne inne...

    ślę całusy, to mój 4 komentarz tutaj, jakoś dziś chcę abyś wiedziała, że jest ktoś taki jak Ja...
    dobrej nocy dla Was, Maleńka

    asia.

    OdpowiedzUsuń
  65. pierwszy raz słuchałam z emocjami, teraz słucham kolejny raz, już na spokojnie.

    Pani redaktor jest jednak osobą mało kompetentną. Pomijając mylenie nazwiska, przyjmijmy, że to teoretycznie może się zdarzyć, ale nie powinno...

    Brak kompetencji to przede wszystkim - brak przygotowania! Te wszystkie "yyy", "yymmy", "eee", "ennnyy" o ile u współrozmówców są dopuszczalne, o tyle, u Pani redaktor nie powinny występować tak nagminnie. Ona powinna była przemyśleć i przygotować sobie pytania. Na litość, ona przecież pracuje głosem i swoim systemem wypowiedzi!!!! Dodatkowo, ona się Ciebie ewidentnie bała! Nie wiedziała jak ma rozmawiać o tak trudnym temacie, już na poziomie rozmowy z psychologiem się mieszała, a kiedy rozmawia z Tobą to już porażka. Owszem rozkręca się, ale jej brak zrozumienia tematu jest dziwny i nie na miejscu. Nie chodzi mi o to, że powinna znać bloga, nie o to idzie, Pani Redaktor nie uniosła unieść tematu. Nie byłaby go w stanie unieść, bez względu na to, jaka inna osoba wypowiadałaby się o swojej poważnej chorobie. Mam wrażenie, że temat poruszany po prostu "zadławił" Panią Redaktor.

    Faktycznie, prostota pytań wynikała z założenia, że ma być prosto, ale prosto, nie znaczy, że będzie łatwo!! Było trudno, aż za trudno dla Prowadzącej.

    OdpowiedzUsuń
  66. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  67. jak byli młodsi (dzieci) to lubiłam pomagać, nie mylić z wyręczaniem, wyszywałam krzyżykami grzybki, robiłam z nimi zielniki, to była wspólna, praca, zabawa ....

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga