poniedziałek, 14 czerwca 2010

[67]. chemioterapia.

literka ch zasponsoruje ten tydzień, bo zaparłam się, że DAM RADĘ w tym tygodniu znaleźć onkologa - chemioterapeutę, który mi pomoże.

***

przy tej okazji surfuję i czytam:

1. o chemioterapii
http://zbysw.w.interia.pl/Web_1/chemioterapia_systemowa.htm (bardzo lubię tę stronę)
http://www.pacjenci.chemioterapia.pl/index.php?dzial=&mid=2&parent=1
http://www.onkonet.pl/dp_lek_pn.html

2. o walce z bólem
http://www.czytelniamedyczna.pl/nm_on30.php
http://www.onkonet.pl/dp_lek_pbol.html

właściwie to nic mnie nie boli.
a tak jeszcze właściwiej - bóle odczuwam i tu i tam, ale podjęłam decyzję, że to nieprawda i o ile nie zacznie mnie napierniczać mocno, to nie będę brać leków przeciwbólowych.
od dnia wypisania się ze szpitala po operacji, Niemąż na(p)sikał mi tramadolem pięć razy, z czego dwukrotnie dawkę poniżej zalecanej minimalnej.
traktuję niebranie albo ograniczenie środków przeciwbólowych (przy jednoczesnym sprawnym funkcjonowaniu, bez jakiegokolwiek kwękania) jako triumf ducha nad ciałem.

***

i o jeszcze jednym muszę Wam napisać.
to głupia sprawa, ale...
otóż powinnam przecież umierać, a mam energię, apetyt i dopisuje mi humor.

w sumie czuję się niezręcznie.
to jest tak jakbym każdego dnia oszukiwała przeznaczenie.
i co więcej - z każdym dniem bardziej.

6 komentarzy:

  1. a moze to wiara w siebie,a to polowa sukcesu wyzdrowienie

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobrze, dobrze, walcz, bądź jak Tommy Lee Jones w ściganym!

    OdpowiedzUsuń
  3. działaj i pamiętaj, że na rzyganie to żaden imbir, mięta ani żeglarskie cukierki, ale gandzia najlepiej robi.

    OdpowiedzUsuń
  4. ps. rimember, że moja matka jest bogiem od rakowego bólu, na wszystko ma środka i sposoba.

    ależ jestem zwarta w tym trzymaniu kciuka, aż ze mnię ku Twej Osobie bucha energija!

    buch buch! odbieraj!

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowy> wierzę!
    piotreknapek uciekam!
    zychowa> odbieram!

    dziękować Wam wszystkim.
    bardzo, bardzo dziękować.

    OdpowiedzUsuń
  6. w sumie czuję się niezręcznie.
    to jest tak jakbym każdego dnia oszukiwała przeznaczenie.
    i co więcej - z każdym dniem bardziej.


    A było to tak:
    pewnego dnia w pierwszym miesiącu zatrudnienia w nowym miejscu pracy wyszłam jak zwykle po kilku nie zapowiedzianych nadgodzinach i skierowałam się do komunikacji miejskiej stałą trasą. Ulicą pędził sznur samochodów. Samochody pędziły nie planując wcale, że wpuszczą mnie na pasy.
    Wysunęłam nieśmiało nogę znad krawężnika i stał się cud. Samochód wpuścił mnie na pasy.

    Na szczęście dalej nie poruszałam się pewnym, zdecydowanym krokiem, tak jak pieszy na pasach powinien.
    Nagle 30cm przede mną mignął stalowo szary samochód. Nie zdążyłam zauważyć numerów.

    Żyję.
    Pracodawcy upiekło się i nie musi płacić odprawy pośmiertnej.

    Oszukałam przeznaczenie?
    Nie, ostro się wkurzyłam!
    Co za cham, ten, co chciał mnie zabić!
    minka

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga