poniedziałek, 17 maja 2010

[38]. poniedziałek.

jest poniedziałek, nadal mam raka, jeszcze żyję.
teraz ważę około 52 kg, ale wcinam słoiczki, więc zamierzam wrócić do swojej poprzedniej wagi.

byłam dziś w szpitalu na wizycie u chemioterapeuty, który opowiedział mi o chemioterapii paliatywnej.
że na ten typ raka działa.
bardzo opornie.
że skutkiem ubocznym chemii będą zaburzenia szpiku kostnego, białaczka.
ale że umrę bez bólu, bo są mili i dadzą mi przeciwbólowe leki w syropku i w plasterku.
że zostało, statystycznie rzecz ujmując, kilka miesięcy.
że, krótko mówiąc, spędzę chwilę - dwie w szpitalu na niby-leczeniu i umrę.
że, jeśli chodzi o mój typ raka, to w sumie nie warto podejmować się chemioterapii. tylko się umęczę.

wizytę w stolicy uczciliśmy obiadem w mojej ulubionej Różanej.
ja, Niemąż, Babcia B.
i grobowa cisza.

3 komentarze:

  1. Nie wierz im Aśka. Po prostu nie wierz. Dasz radę, bo jak nie Ty to kto do cholery? Uda się na przekór i na złość wszelkim mądrym głowom. BTW - zazdroszczę wagi...chociaż już może niekoniecznie tych tyci słoiczków.

    Ściskam jak zwykle z sił całych tak żeby raka wycisnąć całkowicie.

    Hough!

    OdpowiedzUsuń
  2. Czasem wierzymy, że ceną jaką się płaci za szczęście jest krzywda jaką świat (Bóg, pech, los?) wyrządza człowiekowi.

    Jeśli tak jest, to w ostatniej chwili powinnaś wyzdrowieć, prawda?

    Jeśli będzie inaczej, to czekaj na mnie.

    OdpowiedzUsuń
  3. gagatka> ściskaj, ściskaj, wyciśnij
    siwy dym> przeprowadzisz mnie Tam, potem ja Ciebie tu :*

    OdpowiedzUsuń

 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga