sobota, 31 marca 2012

[712].

(No clear mind - Dream is destiny)

***

taki łikend.
żeby zająć myśli, kompulsywnie sprzątam.
bo co jeszcze można zrobić?
drzwiczki piekarnika wyszorowane, naczynia zmyte, białe bluzki moczą się przed praniem w wybielaczu, testament spisany, kuweta czysta (no, jeszcze przed chwilą była), kwiaty podlane, suche liście wyskubane, ubrania poukładane.
a, śmieci trzeba wyrzucić.

***

gościmy ulubionego przedszkolnego zioma.

- ten zestaw LEGO dał mi mój ojczym, wiesz?
- kto? - ziom wytrzeszcza oko, nie zrozumiawszy.
- no, ojczym. to taki mój tato, tylko że on nie pali, nie pije.
- no co ty, w ogóle nie pije? - uściśla gość, kompletnie zaskoczony.
- wcale nie pije. a moja mama to nawet wody nie pije, bo ją brzydzi i od niej wymiotuje.
- a twoja kicia pije mleko? - próbuje ogarnąć temat funfel.
- nie, bo kotom nie wolno dawać mleka.
- rany, to wy wszyscy wcale nie pijecie? - kolega jest zdumiony.
- ja piję, ale tylko różne soczki. kokakolę rzadko piję, bo jest niezdrowa. - Syn objaśnia.
- ale wy dziwni jesteście.

***

będziesz widział się z Julką? - pyta Syn, wyraźnie spięty.
jasne, w poniedziałek, w przedszkolu.
powiedz jej koniecznie, że myślę o niej i że jeszcze kiedyś się spotkamy.


***



piątek, 30 marca 2012

[711].



***

wczorajsze spotkanie w Klubie Księgarza dla większości tambywalców stanowiło okazję do najedzenia się i napicia. (smutne, że nie mają za co jeść; fajne, że wiedzą, gdzie można zjeść za darmo).
nie sądzę, by starszych ludzi interesował reportaż o chorowaniu, odchodzeniu.
oni są już blisko.
dla Czytaczy bloga - skonfrontowaniem Chustki ze mną.
to, jak wypadło porównanie zależy od e-wygenerowanych wyobrażeń.

mówiliście mi wczoraj o mojej sile, odwadze, szczerości, energii.
i co Wam z tego?
czy coś Wam daję?

***

pewna pani powiedziała mi wczoraj:
- ale już jest dobrze, prawda? bo ślicznie pani wygląda.
uroda, niestety, nie jest wyznacznikiem stanu zdrowia, droga pani.

***

bardzo miłe było, że tyle osób zechciało porozmawiać ze mną.
i zakłopotało mnie. bo chciałabym móc Wam dać coś dobrego, a niewiele mogę.
dziękuję za Wasze słowa pełne emocji, łzy wzruszenia, serdeczne uściski.
i dziękuję za piękne upominki: dostałam, prócz płyt z muzyką, cudne magnesy na lodówkę - kocie dupo-odbyty oraz zestaw sushi - z filcu.

zaś osobiste poznanie Jana Jakuba Należytego dołączam do kręgu znajomości karmicznych.
my się znamy.
od czasów gdy byliśmy dinozaurami.

czwartek, 29 marca 2012

środa, 28 marca 2012

[709].

(Urszula Dudziak - Papaja)

***

szamoczę się z dokumentacją do renty.
zadzwonili ze szpitala, że są do odebrania papiery.
za ksero dokumentów trzeba zapłacić.
przelewem nie można.
rozumiem.
więc płacę.
osobiście.

ale żeby zapłacić, trzeba przejść do budynku oddalonego o lata świetlne.
następnie - wspiąć się po schodach.
bo tam jest kasa.
nie, nie mam nic przeciwko przechadzkom.
tym bardziej, że pogoda piękna.
bardzo lubię spacerować.
pod warunkiem, że mam na nie siłę.

to trochę taka naturalna eliminacja.
jak w Centrum Onkologii na Ursynowie.
niektóre drzwi otwierają się tak ciężko, że muszę uwiesić się całym ciałem na klamce, żeby pokonać ich opór.
w sumie słusznie.
nie masz siły otworzyć drzwi - odpadasz z gry.
nie przechodzisz na następny level.

 ***

jedziemy z jednego szpitala do kolejnego.
- mamo, czy ty polubiłaś swoją chorobę? - pyta Syn, machając w samochodzie bosymi kopytkami (mogę zdjąć butki i skarpetki? bo taka dziś gorąca wiosna).
jak skomentował Niemąż, pytanie bardzo zen.
- tak, chyba w sumie tak. - odpowiadam.
- ale na początku było strasznie, pamiętasz? bałem się, że szybko umrzesz.
- bo lekarze tak powiedzieli, więc tak Ci powtórzyłam, żebyś wiedział, co się ze mną dzieje.
- a lubisz się leczyć z raka? - Giancarlo dopytuje.
- nie lubię, ale bardzo chcę.
- a dasz radę pojechać jeszcze do sklepu, pooglądać razem klocki LEGO?

wtorek, 27 marca 2012

[708].


(Jovannotti - La notte dei desideri)
È una notte come tutte le altre notti
È una notte con qualcosa di speciale
Una musica mi chiama verso sé
Come acqua verso il mare
Vedo un turbinio di gente colorata
Che si affolla intorno a un ritmo elementare
Attraversano la terra desolata
Per raggiungere qualcosa di migliore
Un po’ oltre le miserie dei potenti
E le fredde verità della ragione
Un po’ oltre le abitudini correnti
E la solita battaglia di opinione
Vedo gli occhi di una donna che mi ama
E non sento più bisogno di soffrire
Ogni cosa è illuminata
Ogni cosa è nel suo raggio in divenire
Vedo stelle che cadono nella notte dei desideri x4
È una notte come tutte le altre notti
È una notte che profuma di avventura
Ho due chiavi per la stessa porta
Per aprire al coraggio e alla paura
Vedo un turbinio di gente colorata
Che si affolla intorno a un ritmo elementare
Attraversano la terra desolata
Per raggiungere qualcosa di migliore
Vedo gli occhi di una donna che mi ama
E non sento più bisogno di soffrire
Ogni cosa è illuminata
Ogni cosa è nel suo raggio in divenire
Vedo stelle che cadono nella notte dei desideri x4
è la notte dei desideri x3
Vedo Cristoforo Colombo il marinaio
È arrivato il mio momento per partire
Cosa pensa il trapezista mentre vola
Non ci pensa mica a come va a finire
Vedo i barbari che sfondano il confine
E mi guardano dal vetro dello specchio
E qualcuno che medita la fine
Tutto il cielo si riflette nel mio occhio
Le montagne che dividono i destini
Si frantumano diventano di sabbia
Al passaggio di un momento di splendore
E spalanca la porta della gabbia
Vedo gli occhi di una donna che io amo e non sento più il bisogno di soffrire
Ogni cosa è illuminata
E non sento più bisogno di soffrire x3
Vedo stelle che cadono nella notte dei desideri x4
è la notte dei desideri x4


piękny tekst.

***

całkiem niechcący świętowałam hucznie dzisiejszy Międzynarodowy Dzień Teatru.
gasiłam pożary, stawałam na głowie, rzeźbiłam w cieście oraz płakałam nad rozlanym mlekiem.

a teraz padam ze zmęczenia.
Syn gładzi mnie po głowie.
wtulam nos w poduchę.
zasypiam.

jutro będzie lepiej.
bo musi.

***

co cię nie zabije...
to cię wzmocni

poniedziałek, 26 marca 2012

[707].


(Nina Zilli - L'amore verrà)

Voglio amare,
però lo so,
non potrò mai mai
cambiare il mondo:
aspetto qui

L'amore verrà
uh l'amore verrà
ogni cosa a suo tempo
prima o poi mi toccherà
L'amore verrà
uh l'amore verrà
lo sentirò subito
lo capirò subito

E come d'incanto guarirò
e tutti i sogni miei
e tutti i giorni miei
e tutti i baci miei
io li regalerò
finalmente a lui
solamente a lui
e così l'aspetto qui

Sì, l'amore verrà
ogni cosa a suo tempo
prima o poi mi toccherà
Lo sento per te
so che un giorno verrà
lo sentirò subito
lo capirò subito

E come d'incanto guarirò
e tutti i giorni miei
e tutti i sogni miei
e tutti i baci miei
io li regalerò
finalmente a lui
solamente a lui
e così l'aspetto qui


Sì, l'amore verrà
ogni cosa a suo tempo
prima o poi mi toccherà
L'amore verrà
l'amore verrà
ogni cosa a suo tempo
ed anche lui lo troverà con me

E poi poi
finalmente
fra le braccia sue
potrò restare

L'amore verrà
l'amore verrà
ogni cosa a suo tempo
prima o poi mi toccherà
You can't hurry love
Oh you just have to wait
She said: love don't come easy
It's a game of give and take
You can't hurry love
Oh you just have to wait
She said: just give it a time
No matter how long it takes
You can't hurry love
Oh you just have to wait
She said: love don't come easy
It's a game of give and take
You can't hurry love
Oh you just have to wait
She said: just give it a time
No matter how long it takes


tekst BARDZO na miejscu.

***

dostałam dziś list - wyznanie uczuć od Syna.
paczcie i zachwycajcie się.



dla tych, którzy nie umio przeczytać:
UWIELBIAMĆIE
JESTEŚMOJĄMIŁOŚĆIO

piękne, prawda?

***

dziś w szkole Syn błysnął elokwencją.
powiedział nauczycielce do angielskiego, że jeśli ma dziecko, to powinna kupić mu x-boxa.
pani (lat około 25-27) odpowiedziała, że jeszcze nie ma dzieci.
- a może ma pani wnuka? - dopytał mój rozgarnięty potomek.
- też nie mam - odparła pani.
i zapytała: a czy ja jestem tak stara, że powinnam mieć wnuka?
- tak, jest pani stara, ale jeszcze z pięć lat pani pożyje.


spieszmy kochać ludzi, tak szybko odchodzą...

***

mam pytanie do moich miłych Czytaczy.
napiszcie mi, jak się człowiek czuje w trakcie/w wyniku/po brachyterapii.
z definicji zamierzam czuć się wspaniale, ale wolałabym wiedzieć, na co się szykować.
słyszałam różne makabrycznie krwisto - bolesne opowieści, ale chciałabym poznać Wasze zdanie.
dam radę sama się ogarnąć, czy poczebuję czeciej ręki do podania basenu, tudzież łyżeczki wody?
hm?

(przypominam, że jestem hardkorem i w czeciej dobie po usunięciu żołądka wypisałam się ze szpitala na żądanie, czym wywołałam przerażenie Niemęża i rozpacz Babci B.).

niedziela, 25 marca 2012

[706].


(Jovanotti - Tutto l'amore che ho)

Le meraviglie in questa parte di universo,
sembrano nate per incorniciarti il volto
e se per caso dentro al caos ti avessi perso,
avrei avvertito un forte senso di irrisolto.

Un grande vuoto che mi avrebbe spinto oltre,
fino al confine estremo delle mie speranze,
ti avrei cercato come un cavaliere pazzo,
avrei lottato contro il male e le sue istanze.

I labirinti avrei percorso senza un filo,
nutrendomi di ciò che il suolo avrebbe offerto
e a ogni confine nuovo io avrei chiesto asilo,
avrei rischiato la mia vita in mare aperto.

Considerando che l'amore non ha prezzo
sono disposto a tutto per averne un po',
considerando che l'amore non ha prezzo
lo pagherò offrendo tutto l'amore,
tutto l'amore che ho.

Un prigioniero dentro al carcere infinito,
mi sentirei se tu non fossi nel mio cuore,
starei nascosto come molti dietro ad un dito
a darla vinta ai venditori di dolore.

E ho visto cose riservate ai sognatori,
ed ho bevuto il succo amaro del disprezzo,
ed ho commesso tutti gli atti miei più puri.

Considerando che l'amore non ha prezzo...
Considerando che l'amore non ha prezzo,
sono disposto a tutto per averne un po',
considerando che l'amore non ha prezzo
lo pagherò offrendo tutto l'amore,
tutto l'amore che ho,
tutto l'amore che ho.

Senza di te sarebbe stato tutto vano,
come una spada che trafigge un corpo morto,
senza l'amore sarei solo un ciarlatano,
come una barca che non esce mai dal porto.

Considerando che l'amore non ha prezzo,
sono disposto a tutto per averne un po',
considerando che l'amore non ha prezzo
lo pagherò offrendo tutto l'amore,
tutto l'amore che ho,
tutto l'amore che ho,
tutto l'amore che ho,
tutto l'amore che ho,
tutto l'amore che ho.


bardzo bliski mi tekst.
bardzo.

***

Voldemort zabawiał Syna w ten weekend.
Syn zadowolon.
tylko raz płakał, więc całkiem nieźle, jak na prawie dwudobowy pobyt w Mordorze.
szkoda, że nie można prawnie wymusić regularnych kontaktów.

***

z okazji wiosny kopię w garderobie.
nie wiem, po co mi tyle ubrań o dwa numery za dużych.
ile trzeba zjeść mięsnych jeży, żeby utyć z 34 do 38?
tonę?

ale, zaiste, nie jest źle - na zupach Babci B. ważę już 49 kg.

***

kilka dni temu na fejsie pewna organizacja, zamieściła post pani, która wizualizacją wystymulowała sobie leukocyty i zredukowała masę guza nowotoworowego.
ludzie!
czy zgłupieliście od raka?
jak można - jako organizacja, która chyba chce być odpowiedzialna za kształtowanie zachowań - publikować takie treści bez słowa wyjaśnienia?

jest dla mnie sprawą jasną, że w walce z chorobą trzeba mieć pozytywne nastawienie, determinację.
rozumiem również, że stosowaniem placebo osiąga się dobre wyniki w leczeniu.
ale nie pojmuję, dlaczego organizacja zajmująca się chorymi na raka, zamieszcza na swoim profilu taki post i nie opatruje go własnym - choćby lapidarnym - komentarzem.

***

dostaję od Was wiele maili.
piszecie między innymi o tych wybranych i tych odrzuconych ścieżkach leczenia, metodach wspierania leczenia.
entuzjazmujecie się dietami, które pomogły. albo psioczycie, że diety sprawiły, że chory wychudł.
opisujecie, że pomogły modlitwy. oraz że modlitwy nie pomogły.
dzielicie się triumfem wyleczenia, by za miesiąc napisać, że ozdrowieniec umarł.
piszecie o beznadziejnie chorych, którzy po pół roku umierania, aktualnie biegają za pędzącą na rowerku wnusią.

czytam Was i czytam, czytam, czytam.
i nasuwa mi się taki wniosek: co ma być, będzie.
bo co komu pisane, bęc.

sobota, 24 marca 2012

[705].


(Joe Dassin - Les Champs-Elysées)

***

mięsny jeż, mięsny jeż...

piątek, 23 marca 2012

[704].

(Pink Floyd - Pigs - three different ones)

***

rys. Marta Zabłocka

dziś mam potencjał.
mogłabym koncertowo pokwękać.
o bolicosiu, o wypróżnianiu, krwawieniach, leukocytach, hemoglobinie.
o walce z wiatrakami oraz o innych duperelach.


tylko
po co.

***

już o tym kiedyś było: zbieram świnie.
ta jest moja ulubiona, największa.
poznajcie świnkę Słoninkę, zwaną również Wieprzkiem.
czarming, prawda?

kolekcjonujecie jakieś badziewia?
(Zazie proszona jest o milczenie).

czwartek, 22 marca 2012

[703].

(Patti Labelle - Two steps away)
***

raczej nie będę rentierką, więc postanowiłam zostać rencistką.
komisja lekarska potrzebuje kompletnej dokumentacji medycznej, w oryginale, ze stemplami.
byłam więc dziś w trzech szpitalach, w których leczę/leczyłam rakelcię.

a teraz jestem nieprzytomna ze zmęczenia.
i nie jestem w stanie nic jeść.
kilkugodzinny pobyt w miejscach, gdzie miałam robione wlewy dożylne sprawił, że wróciły nudności.
od dziesięciu godzin walczę z odruchem wymiotnym.
niesamowita jest pamięć ciała.

***

żeby zapomnieć o tym, o czym powyżej, muszę skupić się na czymś fajnym.
może pooglądamy jakieś ładne miejsca? takie na wakacje?

...a widzieliście Wasze domy na Google Maps?
moją kamienicę widać w całej jej obrzydliwej okazałości.
i są zdjęcia ze strit wiu, cała moja ulica jest sfotografowana metr po metrze.
niepokojąco dokładnie wszystko widać.
nie umiem zwerbalizować, co mnie właściwie poruszyło, ale odbieram dokładność map 3d jakoś tak... osobiście.
no nic.
pokażecie, gdzie Wy lubicie jeździć?
tymczasem - zdjęcie i link do jednego z moich ulubionych miejsc na lato:

Pokaż 82-103 Stegna na większej mapie

środa, 21 marca 2012

[702].

Młynarski Plays Młynarski & Gaba Kulka - Lubię wrony

W berżeretkach, balladach, canzonach
Bardzo rzadko jest mowa o wronach,
A ja mam taki gust wypaczony,
Że lubię wrony...

Los im dolę zgotował nielekką:
Cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie -
-a ja je lubię...

Gdy na polu ze śniegiem wiatr wyje,
Żadna wrona przez chwilę nie kryje,
Że dlatego na zimę zostają,
Że źle fruwają...

Ale wrona, czy młoda, czy stara,
Się do tego dorabiać nie stara
Manifestów ni ideologii -
-i to ją zdobi...

Gdy rozdziawią dziób - wiedzą dokładnie,
Że ich głosy brzmią raczej nieładnie,
Lecz nie wstydzą się i nie tłumaczą,
Że brzydko kraczą...

I myśl w głowach nie świta im dzika,
By krakaniem udawać słowika,
By krakaniem nieść sobie pociechę -
- i to jest w dechę!

Żadna wrona się także nie łudzi,
Że postawi ktoś stracha na ludzi,
Co na wrony i we dnie, i nocą
Czyhają z procą...

Wrony fruną z godnością nad rżyskiem,
Jakby dobrze im było z tym wszystkim,
I w tym właśnie zaznacza się wronia
Autoironia.

Nie udają słodyczy nieszczerze,
Mężnie trwają w swym schwarzcharakterze,
Nie składają w komorę zasobną,
Jak więcej dziobną.

Wiedzą, że - mimo wszelkie przemiany -
Nie wyrosną na rżysku banany,
Nie zamienią się w kawior pędraki,
Bo układ taki...

W berżeretkach, balladach, canzonach
Bardzo rzadko jest mowa o wronach,
A ja mam taki gust wypaczony,
Że lubię wrony...

Los im dolę zgotował nielekką:
Cienką gałąź i marne poletko,
Czarne toto i w ziemi się dłubie -
- a ja je lubię,
A ja je lubię...


***

postanowiłam, że dziś w CO, podczas kontroli po radioterapii, będzie dobrze.
w tym celu zrobiłam oko.
albowiem gdy ma się oko, nie można płakać.
skoro nie można płakać, to nie można mieć powodów do płakania.
a nie mogłam mieć powodów do płaczu, ponieważ postanowiłam, że dziś na kontroli będzie dobrze.

więc.
byłam na kontroli.
oko nie rozmazało się.
radioterapia jakiś skutek odniosła, bo częściowo naciek nowotworowy wycofał się.

***

zostałam zakwalifikowana do brachyterapii.
od kwietnia zaczynam.
co tydzień będziemy z rakelcią kładły się na zabieg, na dwa dni, w Centrum Onkologii.
zabieg odbywa się w całkowitym uśpieniu, więc pewnie pojawi się kłopot z codzienną transmisją na blogu.
spodziewam się, że będę nieprzytomna.
pani doktor powiedziała, że nie wie, ile tygodni będzie trwało leczenie.
minimum - pięć.

ale fajnie!
będę spać, spać, spać i bredzić dyrdymały pod wpływem narkozy.

***

jak zauważyliście, zamieściłam na blogowej "tablicy" informację o spotkaniu w Klubie Księgarza.
zapraszam Was bardzo serdecznie, przybywajcie!
pani Hanna zaprosiła mnie na spotkanie w roli bohaterki wieczoru.
mam nadzieję, że będę miała siłę, żeby przyjechać, porozmawiać.
opowiem Wam wówczas kilka słów o hodowli krów oraz dwa zdania na temat haftowania.

ktoś chętny?

wtorek, 20 marca 2012

[701].

(Maurice Andrè gra Adagio Albinoniego)

***

bolicoś boli.
nie lubię.

przyszła astronomiczna wiosna.
cóż, skoro przyszła - niech będzie.

w sumie chyba życie właśnie do tego się sprowadza.
należy adaptować się z godnością do sytuacji.

więc chowam się w pościeli.
naciągam na głowę kołdrę i mnie nie ma.

tymczasem Vileda przygotowuje okolicznościową przemowę.
skupiona, formułuje myśli, waży słowa, składa zdania w akapity.
mierzy pauzy.
przelicza przecinki i kropki.
Vila - krasomówczyni.
otwiera pysk.
będzie gadać.
powie, co sądzi.
i chuj, znowu tylko rozpaczliwe maaaaaaaaaa! maaaa!

nic straszniejszego od bezradności.
mam tak samo.

poniedziałek, 19 marca 2012

[700].

(David Garrett gra Lato Vivaldiego z Czterech Pór Roku)
cóż za apetyczny chłopiec z tego Davida.
i jak rżnie!
mniam.

***
przyjmowałam dziś paniąstarszą, co niniejszym dokumentuję zdjęciem powyższym.

jak czeba w okolicznościach, wypiłyśmy gar wywaru z liści suszonych, wypaliłyśmy fajkę pokoju wbijając igły w wybrane części laleczek woodoo, tudzież, miotając zaklęcia oraz machając groźnie kurzą łapką i gałązką czubrycy, wydałyśmy dekret odnośnie likwidacji Funduszu Kościelnego, wietrznej pogody oraz innych takich niepotrzebnych.

tym samym pragnę odnotować, mój kochaniusi blogasiu, iż udało mi się jakoś przeżyć kolejny dzień.
dziś - w czarującym towarzystwie.

***

bolicoś wrócił.
przyjmijmy na razie, że jest spowodowany radioterapią.
w środę wiozę rakelcię na kontrolę, dowiem się pewnie więcej.
hokus-pokus, ma być dobrze.

niedziela, 18 marca 2012

[699].

(Wax Tailor - Our Dance feat. Charlotte Savary)

***

cudna pogoda się zrobiła :)
świat tętni życiem.
korzystamy wszyscy z pogody.
Babcia B. ryła w ogrodzie.
Syn brykał na placu zabaw.
Niemęża przestały boleć plecy i dał radę ruszyć na spacer.
a ja odważyłam się wypełznąć na dwór bez kurtki (co nie było do końca trafionym pomysłem, bo wiater wiał).

prócz znakomitej pogody pojawiły się kolejne powody do bezmyślnej radości.
upolowałam w ogrodzie Babci B. wiewiórkę.
i to aparatem, który ma nieustanne kłopoty z ostrzeniem.
proszę podziwiać.


a w Biedrze dawali za 4,99 Polyscias crispatum.
bardzo, bardzo chciałam go mieć.
gdy szukałam informacji w necie o pielęgnowaniu poliściasa okazało się, że zwany jest też Chicken Gizzard Aralia.
bardzo mnie ta nazwa rozbawiła.
no cóż, temat żołądka jak widać nie opuszcza mnie.

postanowiłam, że od tej wiosny będę miała na kuchennym parapecie oldskulowe zielsko.
takie, które pamiętam z domku mojej Niani: pelargonie, asparagusa, anginowca.
(anginowca widziałam w Centrum Onkologii, planuję ukraść mu listek.
bo kradzione, jak wiemy, lepiej rośnie).
a na lodówce postawię paprotkę.
niech sypie suche liście i zarodniki!

hodujecie na parapetach rośliny?
jakie?
czy może uważacie, że to obciach?

a jeśli już jesteśmy przy domowych obciachach.
mój najulubieńszy: wchodzę do czyjegoś domu, a w nim nie ma książek.
w sensie że biblioteki, regałów na książki.
półek.
no, półeczki choć jednej, pustej nawet.
brrrr!

sobota, 17 marca 2012

[698].

(Katarzyna Groniec - Trawa)

***

wiosna!
wiosna!
słońce!
widziałam dziś biedronkę i trzmiela.
i białe sasanki, w pełnym rozkwicie.
i...
i kocham i jestem kochana.
i mam wspaniałą rodzinę.
i cudnego Syna.
i wyswatałam ze sobą moich przyjaciół.
i są ze sobą szczęśliwi.
i jest mi cudownie.

w sumie chyba w życiu nie układało mi się lepiej.
jestem personifikacją szczęścia.

... o ile nie muszę szybko biec do miejsca odosobnienia na układanie sudoku.

a jeśli chodzi o smarowanie skóry po radioterapii, polecam Radiosun i olejek z witaminy E.
dłonie mam gładkie jak nigdy wcześniej.
że nie wspomnę o.

***

dawnośmy nie opowiadali sobie dowcipów.
może z okazji dzisiejszego zachwycającego dnia pośmiejemy się razem?
ja zaczynam.

ile pompek robi Chińczyk w dwie minuty?
sześć do kół rowerowych i pięć do materaca.

piątek, 16 marca 2012

[697].

(Andrzej Sikorowski i Maja Sikorowska - Piosenka na koniec świata)

***

czary-mary i jest lepiej.
dziś mam więcej siły.
triathlonu raczej nie wygram, ale wstałam.

działają Wasze modlitwy, przesył mocy i e-czymanie za łapę.
dziękuję!


***

Niemąż dał mi fajną książkę.
Eckhart Tolle, Potęga teraźniejszości.
zacytuję Wam fragment z rozdziału Docieranie do potęgi teraźniejszości.
(...)
Gdy zagrożone jest (...) życie, skok świadomości z czasu w obecność może się zdarzyć całkowicie spontanicznie. Osobowość, która miała dotąd przeszłość i przyszłość, ustępuje na chwilę miejsca intensywnej, świadomej obecności - zupełnie nieruchomej, a jednocześnie bardzo uważnej. Odtąd wszelkimi posunięciami, jakich wymaga sytuacja, dyryguje ta właśnie świadomość.
(...)
Ucz się odwracać uwagę od przeszłości i przyszłości, ilekroć nie są ci do niczego potrzebne. W życiu codziennym staraj się jak najwięcej przebywać poza wymiarem czasu. Jeśli trudno ci jest wstąpić wprost w teraźniejszości, na początek zacznij obserwować upartą skłonność umysłu do tego, żeby z niej uciekać. Zauważysz, że widziana w wyobraźni przyszłość zazwyczaj jest lepsza albo gorsza od Teraźniejszości. Jeśli jest lepsza, napawa cię nadzieją lub wprawia w stan miłego oczekiwania. Jeśli jest gorsza, budzi niepokoj. Obie są złudzeniem. Dzięki samoobserwacji w twoim życiu siłą rzeczy pojawi się więcej obecności.
(...)
Bądź przytomny, bądź obecny jako obserwator umysłu - swoich myśli i emocji, a także reakcji na rozmaite sytuacje.
(...)

***

sudoku rozwiązane.
chciałam się nim z Wami podzielić, ale gdy dopasowałam ostatnią cyferkę, ukazał się napis gratulacje! czy chcesz zagrać nową partię?
praktykuję uważność, ale nie do tego stopnia, żeby spamiętać planszę z dziewięcioma okienkami 3x3.

czwartek, 15 marca 2012

[696].

(Selah Sue feat. Ronny Mosuse - Ain't No Sunshine)

***

dziś słabam bardzo.
kolanka gną mi się do przodu.
garb mam większy jest niż zazwyczaj, lico blade, wzrok tępy, sierść matową.

czarownice moje, dajcie moc.

***

pani świetliczanka powiedziała wczoraj, że Giancarlo jest jednym z niewielu dzieci, które cieszą się na widok mamy.
przełknęłam gulę wzruszenia.
i próżnej dumy.

***

moje Anielice z Fundacji zamówiły kolejną porcję tabletek.
dziękuję Wam za wpłaty.
bez Was byłoby mi bardzo ciężko poradzić sobie z tak ogromnym wydatkiem.

środa, 14 marca 2012

[695].


doskonały dokument Wypalony Anny Więckowskiej.

i cytat:

życie
doczesne jest tylko chwilą
a to, co później będzie gdzieś się działo
to jest
właściwe życie
bo
innej alternatywy nie ma.
trzeba zacisnąć się w garść i brać do roboty.


***



Babcia B. kupiła w ogrodniczym szafirki.
mam więc w kuchni wiosnę w nieśmiałym rozkwicie.

właśnie.
zgłębiamy z Synem różnorodne wiosenne tematy.
- mamo, a wiesz, że kobiety wolą kochać umięśnionych facetów? - rzuca Giancarlo podczas kolacji.
- serio? a skąd masz tę wiedzę?
- yyyyy... z życia, tak słyszałem.- Syn spogląda na mnie badawczo. nie widzi żadnych emocji, więc na wszelki wypadek dodaje: tak, wiem, że te tematy to jeszcze nie dla mnie, bardziej dla nastolatków.
milczę. łypię okiem. czekam co będzie dalej.
- czy cieszysz się, że dzielę się z tobą moją wiedzą o życiu? - dopytuje się, żując siódmą grzankę z serem.
- oczywiście, niezmiernie. - resztkami sił zachowuję powagę.

- mamo, co zrobiłaś z tą wczorajszą niedojedzoną kanapką ze szkoły?
- wyrzuciłam do śmieci.
- och mamo, ja bym ją jutro zjadł, przecież słyszałaś chyba, że nie wolno marnować jedzenia.
- ale ona była WCZORAJSZA.
- uważam, że powinnaś zbierać odpadki organiczne, będziemy je zawozili do Babci B. na kompost, dla dżdżownic.
pieprzone ekologiczne wychowywanie.
tak, jeszcze tego mi brakuje.
gnijącego żarcia i wylęgarni much.

***

skutki uboczne radioterapii w pełnej krasie (jakże to adekwatne słowo w odniesieniu do poparzeń).
przyfrunęły od Ingrid cudowne amerykańskie smarowidła, więc w krótkich przerwach od analizowania w samotności nierozwiązywalnego sudoku, maziam się tam i siam oraz ówdzie.

zima musi przecież kiedyś minąć.

wtorek, 13 marca 2012

[694].

(Tango with lions - In a bar)

***

Marek Aureliusz powiada: jeśli życzliwość jest szczera i nieobłudna, to jest niezwyciężona.

cenię jasne sytuacje.
proste emocje.
szczerość.

takie są - z wyboru - moje znajomości.
innych nie mam, bo zrozumiałam, że nie warto.
niektóre ucięłam, inne - same uschły.
parę osób nie udźwignęło znajomości w obliczu choroby.

nie mam (już) czasu na kontredansy, podchody, pantomimę.
daję wszystko, biorę wszystko.
daję - ale to nie oznacza dzielenia się szczegółami życia.
szanuję swoją i innych intymność.
biorę - ale nie przywłaszczam.
biorę drugiego człowieka z tym, czym zechce się podzielić.

są zależności - nie ma symetrii.
nie ma symetrii? - nie ma relacji.
wracając do Marka Aureliusza: jestem pewna, że tylko bezinteresowna życzliwość może być zaczynem trwałych, zdrowych relacji.


a u Was jak jest?
jakie są Wasze znajomości, przyjaźnie?

poniedziałek, 12 marca 2012

[693].

(Paul Simon - The Afterlife)

***

byłam w Centrum Onkologii, mam wypis.
siedemnaście frakcji radioterapii zakończone.
za dziesięć dni, gdy zejdzie (o ile zejdzie) opuchlizna popromienna, idę na wizytę kontrolną.
będę wówczas kwalifikowana do brachyterapii, zwanej wdzięcznie curieterapią.

tymczasem łykam nieustannie śmierdzące glonem japońskie tabletki.
morfologia kompletnie rozjechała się i kwiczy, ale cóż.
jest choroba, jest leczenie - są i różno-rak-ie dolegliwości.
dupa w troki, pierś do przodu, trzeba walczyć.
żadnego narzekania.

stoik Marek Aureliusz dixit:
nasze życie jest takim, jakim uczyniły je nasze myśli.
oraz: nie chlubą jest uciec przed śmiercią, lecz uśmiechnąć się gdy i ona się do ciebie uśmiecha.

***

w tym semestrze właściwie codziennie Syn rozpoczyna lekcje o ósmej w nocy.
z ledwością budzimy się o siódmej trzydzieści.
działamy jak wyrwane z barłogu niedźwiedzie.
żeby zaoszczędzić sobie nawzajem czasu i emocji, pomagam w ubieraniu.
podkoszulka, koszulka, polar. bokserki, skarpety, spodnie.
ubrany, sunie po ścianie z nieprzytomnym spojrzeniem do ubikacji.
dziś - spodnie ze sztruksu.
szeleszczą - jak to sztruks ma w zwyczaju.
- mamo, specjalnie założyłaś mi takie głośne spodnie, żebym się szybciej obudził?

***

odbieram Go ze szkoły.
idziemy do szatni.
trwa przerwa.
harmider, ruch, duszny zapach stołówki i tysiąca kapci.
przyłapuję się na tym, że podaję dłoń Synowi, ale dyskretnie.
nie wiem, czy to już nie obciach iść ze starą za rękę.
nie, nie wstydzi się.
podaje i mocno mnie trzyma.
idziemy.
dwuosobowa procesja drobnego gestu miłości.

niedziela, 11 marca 2012

[692].


(Suntory Crest - reklama z Seanem Connery)
kto lubi whisky, łapa do góry!

***

dziś skutki uboczne radioterapii przemówiły przez jelita.
i nie, jelita nie zagrały marsza. to była raczej grand opéra.
na szczęście mam w telefonie komórkowym takie sudoku, którego nie umiem ułożyć, mogę więc spędzać godziny w odosobnieniu, wczuwając się w oratoria, arie i arietty układu trawiennego.

pocieszam się, że mam w polu naświetlań tylko niewielki fragment jelit.
bo gdybym miała napromieniowywaną prostatę, ech... to dopiero byłoby!
i pocieszam się, że skutek uboczny świadczy o działaniu leczenia.
więc świetnie, że mam w komórce nieukładalne sudoku.

***

Voldemort jak zwykle nie wziął Syna na weekend, chociaż proponowałam.
regułą jest, że gdy proponuję, on Go nie bierze.
jak sądzę uważa, że chcę się celowo Syna pozbyć z domu, bo organizuję orgię połączoną z pijaństwem.
zapytałam, czy weźmie w przyszły weekend.
nie odpisał - uznaję więc, że nie weźmie.
cóż, jak donoszą usłużni, jest bardzo zajęty uczestniczeniem w turniejach flipperowych, dlatego kwestię kontaktów rozwiązuje rozmową telefoniczną.
raz na dwa tygodnie dzwoni i rozjeżdża Syna emocjonalnie - chciałem cię wziąć, ale matka jak zwykle się nie zgadza.
dziwna jestem, bo uważam, że dwugodzinne spotkanie raz na miesiąc jest nieporozumieniem.
tym bardziej, że polega na jedzeniu nagetsów i niestosownych rozmowach.
- byliśmy w takiej kowbojskiej restauracji i tato powiedział - choć go namawiałem - że z Kolejną ślubu nie weźmie, bo on woli młode laski z dużymi cyckami.
- mamo, dlaczego tacie podobają się dużo młodsze od niego dziewczyny?
hm... woli pić zacier na bimber zamiast starej whisky?

i tu zacytuję niejakiego Prajnanananda:
(...)
Od narodzin do śmierci zależymy od przyrody, rodziny, społeczeństwa, kraju — w końcu, zależni jesteśmy od stworzenia i stwórcy. Gdy jesteśmy zależni od innych, odnosimy korzyści. Gdy uświadomimy sobie, że nasze istnienie jest niemożliwe bez innych, musimy pomyśleć jakiego rodzaju życiem chcemy żyć. Egocentryczne, samolubne życie, zapominanie o dokonaniach innych osób, chełpliwe chwalenie się naszym sukcesem lub opłakiwanie naszych porażek.
A może chcemy wyrażać miłość i wdzięczność dla dokonań innych dla naszego życia. Osoba pokorna, duchowy poszukujący, żyje życiem ciągłego dziękczynienia. Poszukiwacz prawdy — nawet gdy ktoś go rani — jest tej osobie za to wdzięczny: “Dałeś mi szansę zobaczyć jak jestem silny”. To jest test naszej siły i stabilności.
(...)
Życie ciągłego dziękczynienia jest życiem duchowego przebudzenia. Jest to życie pokory i uważności ról innych osób w naszej podróży życia.


w tym kontekście, czyż to nie wspaniałe, że Voldemort - mając świadomość potężnej arachnofobii i lęku Giancarla przed kreskówką ze Spajdermenem - dał Mu plecak ze... Spajdermenem?
albo że sprezentował Mu trzy pary skarpetek w kwiatki i serduszka?
Voldemort dba po prostu o rozwój duchowy swojego trzeciego dziecka.
za co niniejszym wyrażam Voldemortowi oraz stwórcy wdzięczność.
amęnt.

wracam do sudoku.

sobota, 10 marca 2012

[691].

(nie wiem, kto śpiewa, ale ładnie)

***

zeszłam do sklepu po ptasie truchełko na obiad.
deszcz zmoczył mi kurtkę, policzki i okulary.
wysunęłam język.
smakował wiosną.
uwielbiam deszcz.
niech więc pada.

chciałabym zamieszkać w domu z ogrodem zimowym.
z fotela, wśród zielska, patrzyłabym na moknący ogród, na kropelki deszczu łączące się w smużki, które tworzą jeziorka, rwące potoki, strumienie i powodzie.
darmowy spektakl żywiołu.
w przerwach od gapienia się, czytałabym książki popijając z kubka gorącą, korzenną herbatę z konfiturami wiśniowymi.
albo pomarańczowo-imbirowymi.
albo malinowymi.
morelowymi.
mirabelkowymi?
pigwowymi?

nie-e.
miałabym zabezpieczone między doniczkami kilka słoików i wyjadałabym z każdego.
aż by mi strzykało za uszami.

***

Syn bawi się z kolegą z klasy.
płyną statkiem po oceanie - trampolinie.
kapitan właśnie zarządził przerwę śniadaniową, załoga teraz schodzi na ląd jeść śniadanko, rozumiesz?- tłumaczy jeden drugiemu.

robię obiad.
dawno nie gotowałam.
lubię to robić, ale bardzo męczy mnie stanie.
najchętniej leżałabym i spała, jednak jak nie ulec prośbie mamusiu, zrób obiadek, tęsknię za jedzonkiem robionym przez ciebie.
kocica otulona puchatym ogonoszalem leży w komorze zlewozmywaka, czujnie obserwując każdy ruch noża dzielącego indyczą pierś na kotlety.
Niemąż czyta książkę o krija jodze.
czas płynie.

weekend nastał.
kolejne pranie trzeba rozwiesić.

***

myślę, że Syna smakiem dzieciństwa będzie sos do spaghetti - z mielonego mięsa, pomidorów, bazylii, oliwek.
może też risotto z krewetkami, ryż z jabłkami i cynamonem.
sobotnia jajecznica na bekonie.
krem z brokułów, z grzankami z bułki i żółtym serem.
pomidorowa z kluskami.
i oczywiście - panierowane kotleciki z indyka, smażone na oliwie z oliwek (mamusiu, jak ty to cudownie robisz, że kotleciki pachną zielonymi oliwkami?).

Niemąż wspomina z dzieciństwa maminy jabłecznik i sernik na zimno.
ja - obiady u Babci Marysi: Jej kotlety mielone, sałatę ze śmietaną doprawioną cukrem i cytryną, rosół z domowym makaronem, sernik z kratką na wierzchu.
i grubo krojony, świeży chleb z mięciutkim masłem, posypany grubymi kryształkami cukru.
z domu rodzinnego hołubię wspomnienie smaku i aromatu ciast, pieczyw, pasztecików do barszczu.
ale też kaczki z jabłkami i majerankiem, kurczaka z nadzieniem pietruszkowym, smalcu, bigosu, zupy ogórkowej, placków ziemniaczanych, baby ziemniaczanej.
z przedszkola z rozrzewnieniem wspominam kompot rabarbarowy, nalewany aluminiową chochelką z wiadra o obtłuczonej emalii i zupę ziemniaczaną. była pyszna: woda, ziemniaki, ze dwie skwarki i odrobina majeranku.
ach, i leniwe, polane zrumienioną na złoto tłuściutką bułeczką, podawane z surówką z tartej marchwi.

a jakie są Wasze najwspanialsze smaki dzieciństwa?

piątek, 9 marca 2012

[690]. XVII dzień radioterapii.

(Jaromir Nohavica - Kiedy kitę odwalę)
moja ukochana piosenka o umieraniu.

(...)
Więc jeśli miałbym wybrać - w łóżku czy też w klubie -
niech mnie trafi w trakcie tego, co tak lubię.

To będzie w pytę
Cudnie, fajnie i w pytę,
gdy definitywnie odwalę kitę.

Jedną mam wątpliwość - zabrać Żywca czy Red Bulla,
żeby tam na górze nie wyjść na jakiegoś ciula.
Ja w każdym razie biorę piersiówkę starej starki,
bo starka nie zaszkodzi, gdy się nie przebiera miarki.

To będzie w pytę
Cudnie, fajnie i w pytę,
gdy definitywnie odwalę kitę.

Wiem, że Cię nie ma, Boże, ale w końcu gdybyś był tak
Daj mnie tam, gdzie dawno siedzi stary Lojza Miltag.
Z Lojzą razem w budzie u Orłowej, potem zaś na dole
fedrując w mozole, tu też daj nam wspólną dolę.

To będzie w pytę
Cudnie, fajnie i w pytę,
gdy definitywnie odwalę kitę.

(...)

***

dziś mija siedemset dni od znalezienia we mnie choroby.
siedemset naszych wspólnych dni, Czytaczu.
siedemset dni dzielenia się z Tobą okruchami mojej codzienności.

siedemset dni walki z nowotworem.
w strachu, bólu, nadziei.

siedemset dni porządkowania myśli w oczekiwaniu na nieuchronne.
siedemset dni uważnego życia.
i świadomego odchodzenia.

siedemset dni demitologizowania brzemienia śmiertelnej choroby.
siedemset dni w miłości, szczęściu, radości.
siedemset zwyczajnych dni.

siedemset dni razem.
razem z Wami.
razem z rakiem.
ważne, że wspólnie.

dziękuję.

czwartek, 8 marca 2012

[689]. XVI dzień radioterapii.

(Yngwie Malmsteen - Cavallino Rampante)

***

goździk, rajstopy odebrane?

żenuje mnie to święto.
życzenia premiera na stronie jego gabinetu zamiast faktycznych zmian społeczno-politycznych.

święto kobiet, czyli kogo?
na pewno nie moje.

a może ustanówmy święto mężczyzn?
będziemy im wręczały tulipanki i kalesony.

***

krewetki nadal nie ma.
różowo-czerwona ryba pływała dziś majtając wieeeelką kupą.
Syn twierdzi, że krewetka chowa się za pniem.
według mnie konfabuluje.
to się nazywa myślenie życzeniowe.

***

Giancarlo, w związku ze swoją nibydysgrafią, był dziś na kolejnym badaniu u pani szkolnej psycholog.
jak powiedział - pisał, liczył i zgadywał.
- ale co zgadywałeś? - doprecyzowuję.
- pani zadawała mi zgadywanki, na przykład ile nóg ma mucha.
- i co powiedziałeś? - pytam.
- że ma sześć.
- i o co jeszcze pani pytała?
- z czego robi się cukier. powiedziałem, że z mąki.
no pięknie.
już widzę tę diagnozę: dziecko ma kłopoty z pisaniem, ponieważ wypiera fakt istnienia buraków cukrowych.

***

Syn zaparł się, że musi mi towarzyszyć w onko-pielgrzymkach.
staram się, w miarę możliwości, nie zabierać Go ze sobą, bo stężenie cierpienia na metr kwadratowy jest w takich miejscach przejmujące.
ale są też plusy dodatnie jeżdżenia po placówkach medycznych z przychówkiem.
dziś, w Centrum Onkologii, na Oddziale Radioterapii, Syn zeżarł paniom od akceleratora Delicje.
później, podczas wizyty w przychodni u Ulubionego Doktorka, na Oddziale Chemioterapii, wyżebrał trzy kulki Ferrero Rocher.
no i proszę - kolacji w domu już nie chciał.

środa, 7 marca 2012

[688]. XV dzień radioterapii.

(Smak - Ljudi nije fer)

Ljudi nije fer
Covek zivi kao ker
Misli na sve
Brani svoga tela greh
Uvek placa drugom ceh
Ludom glavom rusi zid
Vrlo kratak ima vid

Sad je cas bezi od zla
Ja sam pas ti si kao ja

Svako nosi zig
Vecno tece gorak med
Ti si ko ja
Volis pesmu majski dan
Citas balzakov roman
Volis dobar modni film
Elegantan tvoj je stil

Sad je cas bezi od zla
Ja sam pas ti si kao ja

Ljudi nije fer
Covek zivi kao ker
Misli na sve
Samo zivot nije laz
Nosi neku cudnu draz
Vino ljubav so i greh
Zivot to je plac i smeh

Sad je cas bezi od zla
Ja sam pas ti si kao ja


***


A tego roku - Stanisław Grochowiak

A tego roku jesień też jest siwa,
Ludzi ucisza, w drzewach kształt odkrywa.

I tego roku obłoki wydłuża,
Że idą niebem jak ziąbu przedmurza.

Jakby zaiste nie przeszła nad nami,
Chorągiew bólu z ciemnymi skrzydłami,

Jakby nam czoła nie obrosły chrusty
I jakby "spokój" nie był dźwięk już pusty.

A tu gdzie mieszkam - gdzie do ciebie piszę
Ptaki dziobami przędą wielką ciszę.

Staw rzęsę dźwiga, rzęsa trzciny wiąże,
Zamyka łono nasycony grążel.

Pola topolom, topole rozstajom,
A lasy borom milczenie podają.

Jakby, zaprawdę, trznadle i czyżyki
Niosły przez niebo Chustę Weroniki.

Jakby, zaiste, za tych drzew bukietem
Przydrożny strumień rozlewał się w Letę.

wtorek, 6 marca 2012

[687]. XIV dzień radioterapii.

(Wanda Warska - Oczy masz niebiesko-zielone)

(...)
Mój chłopak jest zawsze ten sam
Oczy jego są szaro-beżowe
I włosy ma na jeża strzyżone
I jego kocham
I on jest zawsze taki sam

Ja oczy mam dla innego
Ja mam chłopaka wiernego
Ja jestem tylko dla niego
Taki gust beznadziejny już mam

(...)


***

- mamo, patrz, co za durne ćwiczenie, przecież każdy normalny człowiek wie, gdzie ryba ma głowę i gdzie ogon. - Syn kwestionuje sens odrabiania dzisiejszej pracy domowej.
po chwili: - mamo, pomóż, ja się trudzę, bo przecież ogon też jest płetwą, więc co mam zaznaczyć przy ogonie? że to ogon? czy że to płetwa?
y-y. nie wiem. zaznaczyłabym i to i to.

***

pani wychowawczyni, w związku z nieszablonową kaligrafią Syna (lustrzane odbicia, rotacje, mylenie drukowanych z pisanymi), zleciła wizytę u szkolnej psycholog.
- jak było?- pytam po spotkaniu.
- dobrze! - Giancarlo jest wyraźnie zadowolony z siebie - pisałem, rysowałem i rozmawialiśmy o różnych sprawach.
- a o czym? - dopytuję czujnie, znając elokwencję Syna.
- powiedziałem jej, że dzięki zabawie klockami LEGO rozwijam kreatywność oraz wyobraźnię przestrzenną, ale że lubię też czytać oraz grać na iksboksie i komputerze, ale że mi ograniczasz granie; powiedziałem, że tatuś pali papierosy i że z nami nie mieszka, bo uderzył ciebie i wcześniej swoją żonę; nie zdradziłem się słówkiem, że chorujesz, bo wiem, że mam o tym nie rozpowiadać i powiedziałem, że mamy w domu kotka, którego bardzo kocham.
OMG, nieźle jak na dwudziestominutową rozmowę.
dopytałam się, czy zalecił pani psycholog zapoznanie się z moim blogiem.
na szczęście - nie.
...bo pani wychowawczyni - ofszę.

***

w CO, w związku z obrzydzeniem, które odczuwam wobec żółwi, przerzuciłam się na kontemplowanie akwarium.
dziś skanowałam zawartość w poszukiwaniu krewetki.
w piątek jeszcze była, dziś - nie.
martwię się.
chyba ją zeżarła taka największa różowo-czerwona ryba z asymetrycznym ogonem.
źle jej z oczu patrzy.
i ma taaaki szeroki pysk.

poniedziałek, 5 marca 2012

[686]. XIII dzień radioterapii.

(Laura Pausini & Eros Ramazzotti - Volare)
kocham!
:*

***

policzyłam: żółwi w basenie jest jedenaście.
dziś tylko jeden się wygrzewał na kamieniu, reszta bez sensu pływała.
złoszczą mnie i brzydzą.
mają złe mordy.
znudzeni życiem mięsożerni bandyci.

***

gdy wychodzę ze smażenia rakelci, przyjeżdża turboodkurzaczem pan sprzątający.
wywija ósemki między rzędami krzeseł.
energicznie zagłusza plumknięcia o wodę żółwich cielsk.
przywraca równowagę krainie łysych łbów, ziemistych cer i szurających stóp.
- porzrzrzrządek! - warczy turboodkrzacz - robię porządek!
lubię patrzeć, gdy sprząta.

dziś kolejna myśl Chustki na miarę Coeho: istotą życia są drobiazgi.
na przykład - sprzątanie.

***

od Mamy Wróbla dostałam boskie skarpety.
bardzo grube, wielokolorowe, wełniane, pod kolana.
wyglądam w nich jak kobold.

***

właśnie, słowo o wyglądaniu.
pewien dziennikarz powiedział mi: sylwetkę ma pani szczupłą, ale wygląda pani bardzo zgrabnie, z twarzy też wcale nie wygląda pani na chorą.
miałam ochotę zapytać: powinnam? czy są standardy wyglądania choro? czy bardziej by mi wtedy pan współczuł? czy źle wyglądając byłabym bardziej wiarygodna?
sąsiadka za to, widząc mnie w szerokich gaciach dresowych Niemęża, zajęczała: kochaniutka, widać, że gorzej z tobą, chudzina się zrobiłaś okropna, a widziałam też, że chodzisz tak powolutku, nóżka za nóżką.
druga zaś powiedziała: oo, widzę, że poprawia się zdrówko, taka pani uśmiechnięta.

niektórzy wiele zyskaliby na uroku, gdyby milczeli.

***
toast za chemioterapię!
właśnie przeciągnęłam dłonią po włosach i kępa została w dłoni.
(sierpień 2011, Mazury)

foto: A. Retko-Ruszczak

płynę.
wczoraj z włosami, dziś - bez.
(sierpień 2011, Mazury)

                                                                                       foto: A. Retko-Ruszczak

niedziela, 4 marca 2012

[685].

(Guillaume Grand - Toi et moi)

***

melduję się, jestem.
co gorsza, wiosennie zakochana jak nastoletni przygłup.

zajrzałam w oczy Niemęża i, cholera, znowu wpadłam po uszy.
chodzę z durnym uśmiechem, z głową w różowej chmurze z pluszowych serduszek.
tralali-tralala!

***

jedziemy z Synem samochodem.
gramy w pomidora.
- czy chcesz do Makdonalda? - zadaję podstępne pytania.
- pomidor. - Syn odpowiada z kamienną twarzą.
- a może poczęstujesz się mandarynką?
- pomidor.
- a podać Ci książkę?
- pomidor.
raptem, strzeliła mi głupota do głowy.
- barania dupa? - powiedziałam.
Syn nie wytrzymał.
kilkanaście kilometrów podróży było z głowy.
rozchichotał się do łez.

a potem nagabywał: zagrajmy znowu w pomidora, ale tak, żebyś mnie znowu zaśmieszyła do płaczu!

sobota, 3 marca 2012

[684].

jeśli oceniać po pozorach, zdrowieję.
ponieważ.
Syn i Niemąż ostatnio szurali, że Ich ustawiam.
Niemąż wygłosił nawet sentencję okolicznościową: precz szatanie, ja żyję z diablicą.
miałam też zasadniczą rozmowę ze Starszym Szwagrem na tematy życiowe, gdzie wygłosiłam tezę co do jedynego słusznego modus operandi.
by mieć lepszy posłuch uciekłam się do szantażu emocjonalnego i powiedziałam Szwagrowi, że jak nie zrobi co Mu powiedziałam, umrę za miesiąc - co będzie Jego winą.
po tej rozmowie Niemąż skomunikował się ze Starszym Szwagrem i Mu powiedział: nie wkurwiaj jej, zrób, co każe.
fajnie jest mieć raka, można terroryzować nim rodzinę.
moc jest ze mną!

***
dziś przemyślenie Chustki na miarę Coehlo:
sztuka życia sprowadza się życia tym, co tu i teraz.
i do zaakceptowania, że to, co tu i teraz jest najlepszym, co mogło nas spotkać.
trudne to do ogarnięcia - szczególnie w nieszczęściu - ale jestem pewna, że tak właśnie jest.

więc jestem szczęśliwa.
a Wy?

piątek, 2 marca 2012

[683]. XII dzień radioterapii.

(Front 242 - No more no more)

***

Ulubiony Doktor osiągnął wczoraj zen z panią doktor od radioterapii.
wracam od dziś do brania japońskich tabletek.
jeśli macie zabłąkane 2 zł w portfelu, wrzućcie je do mojej świnki skarbonki w Fundacji Rak'n'roll.

a przy okazji trzymajcie chujaski, bo nikt nie jest w stanie przewidzieć, jakie będą skutki uboczne połączenia naświetlań z chemioterapią.

ahoj, przygodo!

***

z okazji rozpoczęcia tabletek, zrobiłam dziś morfologię.
na kontuarze laboratorium pręży się kalendarz z kyciamy.
aforyzm na marzec brzmi: ludzie dzielą się na tych, którzy kochają koty i na tych, którzy są głęboko nieszczęśliwi.
no cóż.
ja, na ten przykład, mam dni (właściwie: noce), gdy jestem głęboko nieszczęśliwa z powodu posiadania kota.
szczególnie między drugą a trzecią nad ranem, gdy Vileda harcuje po meblach i parapetach, drapie dywany-rolety-ściany-krzesła-fotele-okna, rzuca i atakuje zabawki, depcze po śpiących, omiata nasze twarze ogonem oraz stuka nas łapą po głowach.
i żeby chociaż robiła to wszystko w milczeniu.
ale nie, ona nie.
ona wydziera się tym swoim dramatycznym maaaaaaaa! maaaaaaa!!

nie wierzcie więc słowu pisanemu.
kalendarze kłamią.

czwartek, 1 marca 2012

[682]. XI dzień radioterapii.


(Daniel Landa, Lucie Vondrácková - Touha)

***

tego się spodziewałam - większość z Was rozmawia ze zwierzakami.
no bo jak nie zagaić do biedronki, która usiadła na rękawie, do psa czekającego pod sklepem, do ślimaka, który dzielnie pełznie po płocie czy do kota, który nagle wybiegł na drogę.

wszelako uczłowieczanie zwierząt nie zawsze jednak prowadzi do trafnych paralel.
albowiem.
Giancarlo interesuje się aktualnie fauną oceaniczną.
(nie pamiętam, czy już o nim nie pisałam.)
kiedyś - zapytana o to skąd  d o k ł a d n i e  biorą się dzieci - wyjaśniłam Synowi, że gdy ludzie bardzo kochają się, mogą począć dziecko.
że dzieci są owocem miłości, połączenia dwóch "nasion" - żeńskiego i męskiego.
napytałam sama sobie biedy.
- mamo, jak rekiny kochają się? jak pan rekin pokazuje rekinicy, że ją kocha i że chce mieć z nią rekiniątka?
- mamo, czy krewetki tak jak ludzie, muszą się kochać, żeby mieć dzieci?
- a żółwie?
- a jak plankton wyznaje sobie miłość?
ech.

***

byłam dziś na cotygodniowym badaniu kontrolnym u mojej pani doktor, radioterapeutki.
jak zwykle powiedziałam, że nic mi nie jest i że czuję się rewelacyjnie.
i tego będę się kurczowo trzymać.

tu pragnę gorąco podziękować Aniha za Jej cenne informacje na temat efektów specjalnych radioterapii.
faktycznie, naświetlanie miednicy mniejszej wniosło wiele dynamiki w moje życie.
szczególnie w zakresie poszukiwań ubikacji.
nigdy bym się po sobie nie spodziewała, że tak szybko umiem biegać na orientację.
już teraz wiem Aniuha, dlaczego lubisz biegać.
jak rozumiem, zostało upodobanie po radioterapii.

a Wam dziękuję za porady odnośnie kremów po radioterapii.
jesteście wielcy, że podzieliliście się Waszym doświadczeniem.
bardzo serdecznie dziękuję, bardzo pomogliście!

***

i jeszcze akapit o kimś, kto ma maila lilkanocna@googlemail.com.
osoba ta wypisuje nieprawdopodobne bzdury na zaprzyjaźnionych blogach, np. u Luiki, u Magdy Prokopowicz itd.
adres IP tej osoby to 89.78.31.8, czyli ten sam, który miała osoba wpisująca się u Zazie jako kajo, która napisała, że Jasiek wypadł mi z dupy.
jeśli w dalszym ciągu będziesz wypisywać takie teksty, zgłaszam sprawę do prokuratury o nękanie.

proszę Was o powstrzymanie się od komentowania tej informacji.
dziękuję.

***

a wszystkim Wam życzę miłej nocy.
wiosna tuż, tuż, czujecie to?
 
©KAERU 2010
Wszystkie prawa zastrzeżone Sałyga